Kroniki i kapliczki
Pan Józef Juszczak z Biadaszek zrobił ponad 50 kapliczek, które „rozeszły się” po całej Polsce. Ale to nie wszystko.
Od wczesnej młodości prowadzi kroniki i pamiętniki. Wśród nich są dzieje budowy miejscowej świątyni. Dziś ma prawie 93 lata i obawia się, że wszystko to pójdzie w zapomnienie.
Biadaszki to niewielka miejscowość w pięknej okolicy powiatu wieruszowskiego. Należy do parafii w Węglewicach.
Żona wybrana przez Boga
Pan Józef Juszczak jako młody chłopak wyjechał z rodzicami do Francji, gdzie ciężko pracował na roli. Tam zatrzymała go wojna. Potem wieści o komunistycznym ustroju w ukochanej Ojczyźnie budziły lęki i wątpliwości. Dopiero pod koniec lat 50. XX wieku państwo Juszczakowie wrócili do Polski. Z czasów pobytu we Francji pozostał gruby zeszyt „Pamiętnik emigranta 1937-1958". Mimo skromnego wykształcenia, pan Józef miał wielką ciekawość świata i sam wiele się uczył, bardzo dużo czytał. Do dziś ma w swoim pokoju bogatą biblioteczkę.
Po powrocie myślał o założeniu rodziny. Nic zatem dziwnego, że pewnego razu poznał miłą dziewczynę, która go ujęła. Kiedy jednak miał jechać na spotkanie, okazało się, że motocykl nie chce odpalić. - Kręcę, kręcę i nic! A to był nowy motor, w bardzo dobrym stanie - zaznacza pan Józef. - Okazało się, że to Bóg tak kierował. Tymczasem dostałem propozycję, żeby iść z wizytą tu, w Biadaszkach. Byłem tam z ojcem i w rozmowie zeszło na pewną pannę, która mieszkała po sąsiedzku. Wszyscy bardzo ją chwalili. Poszliśmy więc do nich. Kiedy ją zobaczyłem i zaczęliśmy rozmawiać, czułem jakbyśmy znali się już długie lata. To była ta odpowiednia dziewczyna - uśmiecha się do wspomnień. Na dodatek okazało się, kiedy przyszło pomóc Helence, bo tak miała na imię, motocykl odpalił bez najmniejszego problemu. - To Bóg prowadził! - przypomina pan Józef. Dzisiaj wdowiec z dumą pokazuje zdjęcia z żoną i dyplomy - z okazji 50-lecia ślubu, czy w podziękowaniu za działalność przy parafii i sołectwie.
Spełnione marzenie
Helena i Józef po ślubie zamieszkali w rodzinnej wsi. Wspólnie pracowali na gospodarstwie i wychowywali dwójkę dzieci. Ojciec i mąż postarał się też o dodatkowy zawód i wykształcił się na ślusarza, jak wspomina. Oboje z żoną wiedli skromne, pełne wiary życie. - Żona była bardzo gościnna, ona to by panią ugościła, jak należy. Była też bardzo wierząca i pobożna, dużo się modliła, szczególnie na Różańcu - opowiada Józef Juszczak. Pamięta on doskonale czas, kiedy po tych terenach po raz pierwszy odbywała się peregrynacja Ikony Jasnogórskiej. Mieszkańcy Biadaszek z utęsknieniem czekali na Matkę Bożą, dekorowali trasę, bo Ikona miała zatrzymać się na chwilę w drodze do kościoła parafialnego. Jednak Proboszcz po konfrontacji z komunistycznymi urzędnikami zdecydował, że jest to zbyt ryzykowne. Ostatecznie jednak Maryja zawitała do Biadaszek, a pan Józef w imieniu ojców witał Panią Jasnogórską.
Kiedy mieszkańcy miejscowości podjęli się budowy filialnego kościoła w Biadaszkach, pan Józef całym sercem oddał się pracy przy budowie. Na dodatek postanowił spisywać dzieje budowy, niemal dzień po dniu. W ten sposób powstała obszerna kronika budowy, a następnie dziejów kościółka i kolejnych wydarzeń związanych z życiem wiernych. Powstanie tej świątyni to było jego wielkie marzenie, które spełniło się dzięki wysiłkowi wielu osób. Na początku jednej kroniki napisał: „Budowa kościoła w Biadaszkach to były lata błogosławione i spełnienie moich najgorętszych marzeń. Matka Boża zawsze była z nami”. Wszystko to pan Józef utrwalił na papierze, a dzisiaj martwi się, że za jakiś czas, kiedy go zabraknie, cała ta historia, a także trud jego rodziny i wielu sąsiadów pójdzie w zapomnienie. Mogę nieskromnie uchylić rąbka tajemnicy, że podjęliśmy już kroki, żeby tak się nie stało. Jednak kroniki kościelne, rodzinne i osobiste to tylko niewielka część twórczej pracy pana Józefa.
Z miłości do Maryi
Oprócz pani Heleny, która zmarła kilka lat temu, jeszcze jedna kobieta od zawsze była wielką miłością pana Józefa - to Maryja, matka Jezusa. To dla niej, choć nie tylko, wykonał ponad 50 kapliczek przydrożnych w różnych rozmiarach i kształtach. Jedna z nich znajduje się przy rodzinnym domu Juszczaków, drugą kawałek dalej skonstruował Jan - syn pana Józefa. Pozostałe „rozeszły się" po całej diecezji, a nawet całej Polsce. 20 kapliczek stworzyło Szlak Maryjny z okazji 550-lecia Pabianic. Kilka zaledwie zostało w „muzeum", czyli małym, drewnianym domku obok domu Gospodarza. Znajdują się tam figury, ptaki z drewna, ludzkie postacie, religijne ozdoby, ramki do obrazków, a przede wszystkim makieta kościoła pw. Matki Bożej Częstochowskiej i jego prezbiterium. Całość tworzy bogaty zbiór, o którego los pan Józefa się obawia.
Kolejnym cennym zbiorem pana Józefa są jego wiersze. Wszystkie poświęcił największym miłościom swojego życia: rodzinie, małej Ojczyźnie, wierze, kościołowi i Kościołowi, ale także Polsce, tej dużej Ojczyźnie. Ze wszystkich wyłania się gorliwa troska o wszystko to, co kochane. O pokój i dobrobyt w Ojczyźnie, który może jej zapewnić tylko wierność Bogu, czy o wieczne szczęście, do którego prowadzi Jezus i Jego matka Maryja. Mimo zaawansowanego wieku pan Józef ciągle pisze, ciągle też jest na bieżąco w sprawach społecznych i politycznych. Jego wiersz o Europie, która nie może odcinać się od chrześcijańskich korzeni opublikował m. in. tygodnik „Niedziela".
***
Ktoś kiedyś powiedział, że pozostanie po nas tylko to, co uczyniliśmy z miłości. Nie mam wątpliwości, że pan Józef wszystko robił z miłości i z wielkim oddaniem. Osobiście jestem pewna, że jego dziedzictwo nie zostanie zapomniane. Wiele osób przez długie lata będzie pana Józefa pamiętać i wspominać. Miejmy nadzieję też, że jego kroniki doczekają się wydania w druku, a przez to na trwałe upamiętnią dzieje małego kościółka i wiernych troszczących się o niego.
Tekst i foto Anika Nawrocka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!