Kaliskie cuda Świętego Józefa
Święty Józef jest przykładem bezgranicznego zaufania Bogu i niezwykłej pokory w przyjmowaniu Jego woli. Dlatego wyjedna łaskę każdemu, kto zwróci się do niego, a żyje podobnie jak sam Opiekun Świętej Rodziny.
W Księdze Cudów i Łask przechowywanej w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu znalazło się między innymi świadectwo siostry Barbary Ziarno ze Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi.
Obudzony do nowego życia
Siostra Barbara we wstępie wyjaśnia, że pracowała w pobliżu kaliskiego sanktuarium i modliła się do św. Józefa, ale bardziej z obowiązku niż ze szczerego pragnienia oddanie się jemu w opiekę. „Bóg ma jednak swoje plany. Po wielu latach wróciłam ponownie do Kalisza. W grudniu 2006 roku doznałam łaski - cudu wymodlonego za wstawiennictwem św. Józefa. Chcę się tym podzielić. Bóg przyszedł do mnie przez małe dziecko - Jarka” - pisze siostra Barbara. „Jarek urodził się z niewydolnością nerek. Miał już kilka operacji, czekał na przeszczep nerki. Na początku grudnia znalazł się dawca. Przeszczep odbył się w tym samym miesiącu. W trakcie pojawiły się komplikacje, nerka nie zaczęła funkcjonować, dziecko zapadło w śpiączkę. Ten stan utrzymywał się przez kilka dni. W tym czasie nie ustawałam w modlitwie. Nawiedzałam sanktuarium św. Józefa, zamawiałam Msze św., a każdy trud, pracę i modlitwę składałam Bogu, przez wstawiennictwo św. Józefa, z prośbą o cud. Otrzymałam od ks. kustosza Jacka Ploty „Telegram do św. Józefa”, który zaczęłam odmawiać. Gdy stan był krytyczny poprosiłam o otarcie medalika o Cudowny Obraz św. Józefa. W akcie zawierzenia ofiarowałam życie chłopca św. Józefowi. Mając świadomość mocy wspólnej modlitwy poprosiłam o wsparcie modlitewne wspólnotę sióstr. W mojej rodzinie też rozpoczął się „szturm” do św. Józefa. Bóg dawał znaki swojej opieki: stopniowo zaczęła pracować nerka najpierw 1 procent, a po każdej odprawionej Mszy św. procent wzrastał. To zachęciło mnie do jeszcze gorliwszej modlitwy. Jarek wybudził się ze śpiączki, ale radość trwała krótko, stan zdrowia ponownie się pogorszył. Jarek przechodził kolejną operację i zapadał kolejny raz w śpiączkę. Stan był krytyczny. Nerka okazała się pęknięta, czego nie zauważyli wcześniej lekarze. Dawcą był człowiek po wypadku. Mimo tego doświadczenia Bóg wlał w moje serce wiarę i nadzieję, że u Boga nie ma nic niemożliwego. Nadal trwałam na modlitwie prosząc o cud. 13 grudnia dostałam wiadomość, że Jarek obudził się ze śpiączki. Postanowiłam wpisać to do Księgi Łask i Cudów. Kolejną informacją była ta, że po tygodniu od przeszczepu nerka zaczęła w całości pracować. Dla lekarzy ten przypadek był zdumiewający. Mieli świadomość, że dziecko umiera, nie informowali rodziców o wszystkim - diagnozowali, że po takich doświadczeniach dziecko nie będzie chodzić i mówić. Obecnie Jarek ma trzy lata i jest uśmiechniętym, pełnym życia dzieckiem. Rozwija się prawidłowo i nic nie wskazuje, że przeszedł tak ciężką chorobę” - napisała siostra Barbara zachęcając wszystkich do powierzania swoich trosk św. Józefowi.
O zdrowie i potomstwo
Córka Janiny miała osiem miesięcy zachorowała na obustronne zapalenie płuc. W kaliskim szpitalu lekarz powiedział jej, że tylko cud może uratować dziecko, bo sytuacja jest beznadziejna. Lekarz, co dziś wydaje się zupełnie niewiarygodne, dał jej odrobinę nadziej mówiąc: „Idź do św. Józefa i módl się, on ci pomoże”. W kaliskim sanktuarium zrozpaczona matka płakała przed obrazem i modliła się, zamówiła też Mszę św. w intencji córeczki. Kiedy następnego dnia przyszła do szpitala z lękiem, że zobaczy swoje dziecko martwe, lekarz spytał, czy była u św. Józefa. Potwierdziła, a on powiedział jej: „Wiem, bo córka pani żyje i będzie żyć - to jest cud, bo ja nic nie mogłem już zrobić, a ona o północy usiadła na łóżeczku ze złożonymi rączkami i co jakiś czas łapała się za włoski na głowie - to była jej modlitwa dziękczynna”. Dziewczynka wyzdrowiała i ma czwórkę dzieci. Niestety niedawno znów pojawiła się w jej życiu choroba, jednak mama wierzy, że i tym razem św. Józef otoczy ją opieką.
Maria i Bogdan z Płocka marzyli o trzecim dziecku, ale kobieta długo nie mogła zajść w ciążę. Zaprzyjaźniona rodzina zapytała ich, dlaczego nie pojechali jeszcze do św. Józefa, choćby w Kaliszu. Okazja przyszła bardzo szybko, małżeństwo wybrało się do kaliskiego sanktuarium z pielgrzymką Domowego Kościoła z okazji Dnia Świętości Życia. „Trzy miesiące później dowiedziałam się, że jestem w stanie błogosławionym - pisze Maria - a równo rok później, czyli 25 marca urodziła się szczęśliwie Małgorzata Jóżefina. Myślę, że nawet najwięksi sceptycy nie potrafiliby tego zdarzenia potraktować w kategoriach przypadku. A nawet gdyby, to my jesteśmy wewnętrznie głęboko przekonani, że stało się to za przyczyną wielkiego orędownika rodzin - św. Józefa”., Po tym wydarzeniu Maria i Bogdan postanowili powierzyć św. Józefowi także budowę swojego domu odmawiając litanię i nowennę, prosząc o pomoc w podejmowaniu decyzji. Oboje zapewniają, że odczuwali w czasie realizacji tego przedsięwzięcia Boże błogosławieństwo.
Dom w Józefowie
Halina ma 40 lat i jest lekarzem - opowiada, że do Józefa przyprowadziła ją Maryja, kiedy spotkała się z figurą św. Józefa przedstawiającą go jako mężczyznę w sile wieku, wprawnie i z czułością trzymającego małego Jezusa na ręku, wydał jej się wówczas bardzo rzeczywisty. „Zapragnęłam pojechać do Kalisza, by nawiedzić sanktuarium św. Józefa. Skorzystałam z pierwszej nadarzającej się okazji, by przed słynącym łaskami obrazem zawierzyć swoją rodzinę, a zwłaszcza ciężko chorego na nowotwór mojego tatę. Na owoce nie trzeba było długo czekać - pisze lekarka. - Po kilku dniach dostałam wiadomość, że badanie wykazało zmniejszenie liczby przerzutów w wątrobie i czułam, że św. Józef jest gotów zaofiarować nam swoją pomoc na stałe”. Niedługo potem Halina z mężem szukała miejsca na letni domek, który jak się potem okazało stał się ich jedynym domem - znaleźli je w okolicach Józefowa. Chcieli przed domem ustawić figurę św. Józefa, jednak pojawiły się trudności z kupnem działki. „Weszłam do kościoła w nieznanej mi dzielnicy i oniemiałam. Przed ołtarzem stała udekorowana figura św. Józefa z płonącą lampką - właśnie miała się rozpocząć Msza św. z nabożeństwem ku jego czci” - pisze kobieta. Poniedziałkowe nabożeństwo do św. Józefa zagościło na stałe w rodzinnej tradycji Haliny, a Opiekun Jezusa pomógł rozwiązać problemy z działką, a potem budową domu. Czcicielce Józefa z Torunia udało się też przyjechać ponownie do kaliskiego sanktuarium, tym razem z całą rodziną. Tam zachwycili się obecnością Józefa z Maryją i Jezusem (żywym, obecnym w nieustannie adorowanym tam Najświętszym Sakramencie).
***
W czasach, gdy Jezus chodził po ścieżkach Ziemi Świętej w tamtych okolicach, podobnie jak dzisiaj w każdym kraju, spotykał setki tysięcy chorych, cierpiących i niepełnosprawnych. Dlaczego Jezus nie uzdrowił wszystkich? Przecież mógł - jest wszechmocny - a jednak chodziło Mu przede wszystkim o duchowe zdrowie człowieka i o wiarę tych, którzy prosili Go o uzdrowienie. Chciał, aby Jego Ojciec w tych dziełach został uwielbiony, a nie o to, by zostać idolem tłumu. Jak pisze św. Jakub w swoim liście: „Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5, 16b) - potrzebna jest zatem wytrwałość i czyste serce - czy nie tego, obok zaufania do Boga, najbardziej dziś brakuje współczesnemu człowiekowi?
Świadectwa pochodzą z Księgi Cudów i Łask sanktuarium św. Józefa w Kaliszu
oraz z książki „Cuda św. Józefa. świadectwa i modlitwy”
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!