Jezus miłosierny chroniący poczęte życie
Są zgromadzeniem, którego nie zdążyła założyć, na polecenie Jezusa, siostra Faustyna. Jej dzieło, w nieco zmienionej formie, dokończył błogosłwiony ksiądz Michał Sopoćko. Początki były trudne. Obecnie, od 2008 roku zgromadzenie funkcjonuje na prawach papieskich. W naszej diecezji siostry Jezusa Miłosiernego prowadzą Dom Ochrony Poczętego Życia w Odolanowie i codziennie doświadczają Bożej pomocy i Jego odpowiedzi na potrzeby domu.
Początki Waszego zgromadzenia nie były łatwe. Czy mogą Siostry o nich opowiedzieć?
Siostry Jezusa Miłosiernego: Zgromadzenie zawiązało się w 1944 roku w Wilnie, życie wspólne rozpoczęło się 25 sierpnia 1947 roku. Zatwierdzone na prawie diecezjalnym zostało 2 sierpnia 1955 roku, a na prawach papieskich jest od 13 maja 2008 roku.
Początki rzeczywiście nie były łatwe, trwała wojna, przez wiele lat był zakaz szerzenia kultu miłosierdzia Bożego i w takich warunkach tworzył się pierwszy zalążek naszego zgromadzenia. Był to moment, kiedy bł. ks. Michał Sopoćko przyjął od sześciu kandydatek pierwsze, potajemnie złożone śluby. Było to w Wilnie, w kaplicy sióstr karmelitanek. Jak się potem okazało, było to zgodne z tym, co zobaczyła s. Faustyna w jednym ze swoich widzeń. Bo to przez św. Faustynę wszystko się zaczęło, to przez jej usta, a raczej pióro Pan Jezus powiedział, że „pragnie, aby zgromadzenie takie było” (Dz. 437). Życie wspólne zaczęły jednak tylko dwie siostry: s. Faustyna Osińska i s. Benigna Naborowska. Osiedliły się w Myśliborzu, w dzisiejszej diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. I tak w niełatwych, powojennych, a potem komunistycznych czasach rozpoczęły swoją służbę przyglądając się potrzebom parafii, w której się znalazły i przy okazji robiąc wszystko, aby kult miłosierdzia Bożego rozszerzał się. Bo jak w swoich ostatnich słowach do bł. Ks. Michała Sopoćko powiedziała s. Faustyna: „Świat już niedługo istnieć będzie i Bóg chce jeszcze przed końcem jego udzielić ludziom łaski, by nikt nie mógł wymówić się na sądzie, że nie wiedział o dobroci Bożej i nie słyszał o Jego miłosierdziu” (fragment „Dziennika” bł. ks. Michała Sopoćki). I tak wszystko się zaczęło. A dziś służymy w ponad 30 domach na świecie, na trzech kontynentach.
Jakie są wady i zalety bycia w tak młodym zgromadzeniu?
Zaletą jest na pewno to, że jest nas niedużo, bo tylko około 200 sióstr i znamy się osobiście. Plusem jest też to, że są wśród nas jeszcze siostry, które przyszły jako pierwsze do naszego zgromadzenia, mamy więc żywy kontakt z historią naszej rodziny. To tak, jak w rodzinie, są starsze i młodsze pokolenia i jedne od drugich mogą się wiele nauczyć. To niesamowite doświadczenie, kiedy możemy słuchać opowiadań starszych sióstr, które znały naszego założyciela bł. ks. Michała Sopoćkę i mogą opowiedzieć o nim, o jego zasadach i ojcowskim stosunku do sióstr. Wad nie dostrzegamy, choć jako wadę można uznać to, że nie wszyscy wiedzą, że „my to my”. I tak jak franciszkanów czy dominikanów każdy pozna, to nas już niekoniecznie. Ale na to przyjdzie czas, choć Pan Jezus powiedział siostrze Faustynie, że to nie będzie duże zgromadzenie, więc może lepiej, że jest nas niedużo.
Na czym polega przede wszystkim Wasza posługa jako zgromadzenia, a na czym posługa konkretnie w Odolanowie?
Głównym zadaniem naszego zgromadzenia określonym przez Pana Jezusa jest głosić miłosierdzie Boga światu i wypraszać je dla świata (Dz. 436). Naszą modlitewną opieką szczególnie otoczeni są kapłani i osoby zakonne, jak to przykazał nam Jezus przez „Dzienniczek” s. Faustyny: „ich moc będzie w wyniszczeniu waszym” (Dz. 532). Nasze Konstytucje nakazują nam przyglądać się potrzebom miejsca, w którym jesteśmy i wychodzić im naprzeciw. I tak jesteśmy posyłane w różne miejsca od szkół, przedszkoli, świetlic przez kuchnie, zakrystie, domy dla bezdomnych aż do takich miejsc jak Odolanów, czyli dom dla samotnych matek. Tu, w Domu Ochrony Poczętego Życia schronienie może znaleźć każda kobieta mająca dziecko lub spodziewająca się go. Nasze główne zadanie tu, w Odolanowie to towarzyszenie tym kobietom, często bardzo młodym (14 - 15 lat) w macierzyństwie. To tu mają czas na to, aby „stanąć na nogi”, pozbierać swoje życie w całość i ucieszyć się łaską macierzyństwa. Często trafiają tu dziewczęta z trudną przeszłością, tego co przeżyły starczyłoby na obdzielenie nawet kilku osób, naszym zadaniem jest stworzyć im przystań, gdzie mogą choć na trochę zatrzymać się, zobaczyć, co mają w swoim „bagażu” i uporać się z tym, aby móc iść dalej, do innego „portu”, gdzie będzie można zbudować dom, swój dom. O właśnie! Nasz ośrodek jest domem, często jedynym, jaki dziewczyny mają.
Czy siostry mogłyby się podzielić osobistą historią swojego powołania?
Do każdej z nas Bóg zapukał w inny sposób. Gdyby chcieć to opisać dokładnie, to trzeba by stworzyć kilka artykułów.
S. Emanuela: Powołanie czułam od dziecka, zawsze wiedziałam, że chcę być siostrą zakonną. Zawsze też byłam pewna, że gdzieś tam jest moje miejsce. Życie potoczyło się jednak trochę inaczej i do klasztoru przyszłam dopiero mając skończone 30 lat i przeżyty już kawałek swojego, poukładanego, życia. Jednak czegoś w tym wszystkim brakowało, ciągle była tęsknota za Bogiem i to przekonanie w sercu, że tam jest moje życie, że tam będę szczęśliwa. I tak w 2001 roku Pan Jezus przyszedł z konkretnym pytaniem: „czy pójdziesz?”. Powiedziałam „tak, ale za 25 lat”. Miałam wtedy własne mieszkanie i wzięty na nie kredyt, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i tak wszystko poukładał, że rok później byłam już w zgromadzeniu. Bałam się tej nowej drogi, ale wiedziałam, że jeśli nie pójdę, nie spróbuję, to kiedyś będę tego żałować. Doskonale jednak pamiętam, że kiedy przekroczyłam próg klauzury w sercu poczułam ogromny pokój, że jestem na swoim miejscu.
S. Rafaela: Kiedy miałam 17 lat koleżanka namówiła mnie na rekolekcje u sióstr Jezusa Miłosiernego w Gorzowie Wlkp. Miałyśmy napisać na karteczce dar Ducha Świętego, o który najbardziej chcemy się modlić i wrzucić do kapelusza. Napisałam ,,dar wiary”, a potem miałyśmy wyjąć z kapelusza karteczkę z darem, który będzie nam przeznaczony. Mnie przypadł ,,dar powołania” i wtedy od razu pomyślałam o powołaniu zakonnym. Tymczasem miałam chłopaka, ale po rozmowie z nim okazało się, że również on myśli o powołaniu do kapłaństwa. Tak jakoś naturalnie to wyszło, nie rozstawaliśmy się nawet oficjalnie. Razem poszliśmy do księdza proboszcza, który, delikatnie mówiąc, dał nam do zrozumienia, że już wcześniej powinniśmy przyjść dać na zapowiedzi, w parafii wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą od jakiegoś czasu. Kiedy poprosiłam pasterza naszej parafii o opinię do klasztoru, zapytał mojego przyjaciela z ironią: ,,a ty co, może do seminarium idziesz?!”. Kiedy ten potwierdził, proboszcz nas zwymyślał, zabronił stroić sobie z niego żartów i odesłał nas z niczym każąc przyjść z rodzicami. W takiej sytuacji po opinię musiałam przyjść jeszcze raz, z rodzicami. Tymczasem mama i tata na początku nie mówili nikomu, że idę do zakonu, ale do szkoły prowadzonej przez siostry. Miałam wtedy taki temperament i tyle pomysłów, że bali się, że się rozmyślę i będzie wstyd. Tak to się zaczęło.
s. Tomasza: Ze mną Pan Jezus nie miał łatwo. Pierwszy raz w liceum dotarło do mnie, jaka jest wola Boża, ale nie zgadzałam się zupełnie na nią. Nie rozumiałam w ogóle kwestii życia zakonnego i chyba nie miałam dobrego zdania na temat sióstr. Nigdy żadna siostra nic mi nie zrobiła złego, ale nie było też żadnej, z którą bym miała jakieś pozytywne doświadczenia. Raczej każdą siostrę, jaką miałam okazję spotkać, trzymałam na dystans. Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak było, ale pewnie Bóg miał w tym swój plan. Kiedy byłam na studiach przeżyłam, można powiedzieć, „nawrócenie”. Do tego momentu żyłam sobie bardzo beztrosko. Miałam pracę, którą kochałam, duże grono przyjaciół i wszystko, co tylko można było chcieć. Czasami nawet żartowałam, że Bóg mnie rozpieszcza. Bardzo szybko jednak okazał się, że to wszystko, co mam jest bardzo ulotne i nietrwałe, że wszystko przemija. Ciągle szukałam, a w sercu pojawiła się jakby dziura, której niczym się nie dało wypełnić. Zaczęłam się modlić i pytać Boga, o co chodzi i pewnego razu przyszła odpowiedź, znowu usłyszałam Boże zaproszenie do bliższej z Nim relacji. I pamiętam, że wtedy jako odpowiedź z mojej strony też pojawił się bunt. Ale szybko mi minęło, stwierdziłam, że z Bogiem nie wygram. Dotarło też do mnie, że jest to jedyna „wartość”, Osoba dla której warto żyć, że On jest stały, nie przemija, On po prostu jest. Dziś nie brzmi to odkrywczo, ale wtedy zatrzęsło moim życiem na tyle, że zostawiłam ten mój „poukładany” świat. Nie żałuję, choć nie zawsze jest różowo, ale nie zamieniłabym tego życia na nic innego.
Jaka jest różnica między Waszym zgromadzeniem a zgromadzeniem Matki Bożej Miłosierdzia, do którego należała s. Faustyna?
Zasadnicza - jak między każdym innym zgromadzeniem. Mamy różne chryzmaty, to jest bogactwo Kościoła. Aczkolwiek jest to zgromadzenie bliskie nam szczególnie, które darzymy ogromną sympatią.
Z siostrami jezusa miłosiernego rozmawiała Anika Djoniziak
Nowicjat: ul. Kościelna 7, 66-350 Bledzew
tel. 95 743 60 12; siostrabernarda@gmail.com
Postulat: ul. Kard. Wyszyńskiego 169, Gorzów Wlkp.,
95 722 52 46 - dom generalny
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!