TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 10:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Maroko ? kilka światów

Maroko – kilka światów

Dworce, czy to autobusowe, czy kolejowe, są miejscem, gdzie stykają się ludzie i kultury z różnych części Maroka. Przemieszczając się z północy na południe, czy ze wschodu na zachód, doświadczamy jak różne widzimy obszary: piaszczystą Saharę z jej oazami i palmami daktylowymi, deszczową północ i centrum z górami Rif i Atlas, ciągnące się zachodnie wybrzeże Oceanu Atlantyckiego z wieloma pięknymi nadmorskimi miastami. Każda z tych części Maroka, to jakby osobna kraina, osobny rozdział do opisania.

- Fez, Fez, Fez!; Szefszawan, Szefszawan, Szefszawan!; Marakesz, Marakesz, Marakesz! - dało się słyszeć potworne wrzaski z ust kilkunastu „naganiaczy” na głównym dworcu autobusowym w Rabacie - stolicy Maroka. Taki obrazek to nie rzadkość w tym kraju. Nie licząc tradycyjnych targowisk (jak to zresztą bywa także w innych częściach świata), to właśnie w okolicach dworca jest najgłośniej. Osoby reprezentujące poszczególnych prywatnych przewoźników z wielkim zaangażowaniem próbują przekonać potencjalnego pasażera do skorzystania z usług ich firmy. Próbują metod takich jak ciągłe wykrzykiwanie nazwy miasta, do którego udaje się autokar, przekonywaniem, że ich oferta jest najlepsza i nawet jeśli planowało się wyjazd za kilka dni, to najlepiej kupić bilet już teraz, od razu! Inne sposoby to ciągłe chodzenie za pasażerem, machanie plikiem biletów, uśmiechanie lub robienie poważnej miny w zależności od potrzeb. Takie sytuacje mogą być w pierwszym momencie mało komfortowe dla przybysza z Polski, ale już po odwiedzeniu kilku miast człowiek się przyzwyczaja i traktuje je z przymrużeniem oka, ot taki standard afrykański.

Wciśnięte pomiędzy zbocza gór
Autobus dowiózł nas do małego miasteczka Szefszawan położonego w Górach Rif w północnej części Maroka, tuż nad Morzem Śródziemnym. Zanim tam dotarliśmy, minęliśmy dziesiątki kilometrów wzniesień i przełęczy. Te wydawały się wyjątkowo łatwe i dostępne dla turysty, zachęcały do wędrówek. Były jak na Maroko niezwykle zielone.
Wychodząc z autobusu mieliśmy wrażenie jakbyśmy się nagle znaleźli w Ameryce Południowej... Miasto to przeżywało rozkwit po 1492 roku, kiedy to przybyli muzułmańscy i żydowscy uciekinierzy z Grenady na południu Półwyspu Iberyjskiego, kiedy upadł ostatni przyczółek świata muzułmańskiego w ówczesnej Hiszpanii. Szefszawan przez setki lat znajdował się w głębokiej izolacji przed światem (wstęp do miasta mieli tylko muzułmanie, próba wtargnięcia przez osobę niewierną karana była śmiercią). Gdy w 1920 północna część Maroka dostała się pod protektorat Hiszpanii okazało się, że wiele osób w mieście posługuje się średniowieczną odmianą języka kastylijskiego nieużywanego na półwyspie Iberyjskim od 400 lat. Między innymi przez długą izolację zachowały się wśród tamtejszej ludności tradycyjne stroje do złudzenia przypominające te z Ameryki Południowej. I nie ma co się dziwić, właśnie po 1492 roku zaczęła się kolonizacja Ameryki i razem z Hiszpanami zawędrowały tam zwyczaje, język i stroje...
Szefszawan jest urokliwym małym miasteczkiem wciśniętym pomiędzy zbocza gór. Jego odmienność w porównaniu do innych miast marokańskich, to nie tylko tradycyjne stroje. Elementy architektoniczne tamtejszych domów są w stylu andaluzyjskim (region w południowej Hiszpanii, z którego przybyli dawni uchodźcy muzułmańscy). Chodząc po jego krętych wąskich uliczkach wijących się po zboczu i oglądając pomalowane na błękitny kolor fasady domów czuje się niepowtarzalny klimat tego miejsca.

Kozy, koty i targi rybne
Obserwując zmieniające się widoki zza okna autobusu można było poczuć jak niesamowity jest ten kraj. Z podróży na zachód, w stronę oceanu najbardziej zapamiętałem kozy wspinające się po drzewach... Te biedne zwierzęta celowo były tam zapędzane, żeby zjadały rosnące na nich orzechy. Po pewnym czasie, gdy kozy się wypróżniały, kobiety marokańskie wydłubywały z odchodów częściowo przetrawione orzechy, by wycisnąć z nich jeden z najdroższych specyfików w Maroku – olej arganowy.
Aby bardziej poznać tradycyjne życie plemion Berberyjskich zamieszkujących marokańską część Sahary, wykorzystaliśmy rowery, na których ruszyliśmy na zwiedzanie pustynnych gajów palmowych. Chcieliśmy zobaczyć z bliska tradycyjne wsie warowne zbudowane z gliny pomieszanej ze słomą tzw. ksary. Wsie takie do złudzenia przypominają zamki z piasku. W okolicach Rissani, małego miasteczka położonego na południu Maroka nad rzeką Ziz, było ich ponad 600. Udało nam się zobaczyć kilkadziesiąt ksarów. Każdy z nich zbudowany był na planie prostokąta lub kwadratu z gęstą siecią tuneli w środku. Wewnątrz panował półmrok, tylko co kilkanaście metrów znajdowała się mała przerwa w dachu, która doświetlała korytarz. Takie specyficzne konstrukcje powstały ze względu na ochronę przed palącym słońcem i burzami piaskowymi. Do dziś mieszkają tu ludzie – jest tak, jakby czas zatrzymał się jakieś sto lat temu.
Jadąc autobusem przez pustynię obserwowaliśmy jak bardzo zmieniają się krajobrazy. Najgorszy był pustynny pył, który wdzierał się wszędzie. Szczególnie musieliśmy chronić nasz sprzęt fotograficzny. Ale jak można było trzymać aparat zamknięty szczelnie w pokrowcu, kiedy tyle działo się za oknem? Mijaliśmy rozległe, kamieniste płaskowyże, przejeżdżaliśmy przez tereny, gdzie wydobywało się tajemnicze skamieliny i wykorzystywało do produkcji ozdób i urządzeń kuchennych. Widzieliśmy też potężne, wysokie na 150 m piaszczyste wydmy, jak również wysokie skaliste wąwozy, na dnie których rosły potężne gaje palmowe.
Essauira była dla nas wytchnieniem po 10-dniowej wyprawie przez pustynię. Dotarliśmy tutaj wcześnie rano, kiedy kramy z towarami dopiero rozkładano. Uwielbiam takie poranki, kiedy mogę być świadkiem budzącego się otoczenia. Pierwszym zaskoczeniem była niewyobrażalna mnogość kotów. Były wszędzie: pod murami domów, na targowiskach, przy głównych ulicach. Ale przy takiej ilości ryb i odpadków miały one rewelacyjne warunki do rozmnażania. Koty były tam naturalnym elementem krajobrazu. Tym razem, postanowiliśmy przy poszukiwaniu noclegu skorzystać z oferty jednego z naganiaczy. Nie zawiedliśmy się. Trafił nam się piękny pokój w riadzie (tradycyjny dom z wszystkimi pokojami wychodzącymi na centralny dziedziniec). Dodatkowo na dachu znajdował się taras widokowy, z którego mogliśmy oglądać Ocean Atlantycki i dachy bielonych domów. Essauira to rybackie miasto pięknie położone na skarpie nad Oceanem. Obfitowało ono w targi rybne. Z łatwością można było kupić kalmary, kraby, rekiny, płaszczki, ośmiornice, kałamarnice i przede wszystkim sardynki. Tak, sardynki, niby takie zwyczajne ryby, jednak przyrządzone na grillu, a nie jedzone z puszki były ucztą dla podniebienia! Ucztą dla oczu była natomiast panorama miasta na tle oceanu i pełen intensywnie niebieskich kutrów stary port.
Z czym Ci się teraz będzie kojarzyło Maroko? Czy tylko z pięknymi kurortami i pięciogwiazdkowym hotelem z basenem i palmą nad Atlantykiem albo Morzem Śródziemnym? A może z filmem Casablanca? Tak łatwo jest wyrobić sobie opinię o danym miejscu, która często mija się z rzeczywistością. Ten kraj to zdecydowanie więcej, to kilka światów połączonych w jedno państwo. To góry, morze, ocean i pustynia. To w końcu niezwykle gościnni ludzie, którzy bez wahania zaproponują gościnę i poczęstują tradycyjną miętową herbatą.

Tekst: Błażej Kupaj
(blazej.kupaj@gmail.com)
Foto: Agnieszka i Błażej Kupaj

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!