TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 10:10
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Zstąpił z nieba dla naszego zbawienia

Credo...wierzę......

Zstąpił z nieba dla naszego zbawienia

Ojciec Niebieski ma swój program stworzenia i zbawienia, znany Mu od założenia świata. Pisze o tym wyraźnie św. Paweł w Liście do Efezjan: „W Chrystusie wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1, 4-6).

Zgodnie z tym programem Ojciec poprosił swego Jednorodzonego Syna, aby zechciał objawić całemu stworzeniu, które uzdolnił do miłości, na czym polega jej najgłębszy sekret.  Syn Boga się zgodził i postanowił tak ukryć swój Boski majestat, aby spotkać się z człowiekiem i okazać mu, jak bardzo go kocha. Sekret bowiem prawdziwej miłości polega na umiejętności zejścia do tego poziomu, na jakim żyje ten, kogo kochamy. Syn Boga postanowił zejść do naszego poziomu. Zasadniczym celem Jego zstąpienia było wprowadzenie nas do nieba. Jest to zawarte w słowach, jakie wypowiadamy: „Zstąpił dla naszego zbawienia”. Na czym to zbawienie polega? Na umożliwieniu nam osiągnięcia pełni szczęścia tak na ziemi, jak i w niebie. On przybył z domu Ojca, aby nam otworzyć drogę do tego domu wypełnionego szczęściem samego Boga. Udział w tym szczęściu nazywamy zbawieniem.

Św. Paweł zaznacza, że Ojciec postanowił wprowadzić nas w pokrewieństwo ze sobą i adoptować nas jako swe dzieci. Prawdę tę ujął św. Paweł w Liście do Rzymian pisząc do ochrzczonych: „Otrzymaliście ducha przybrania za synów, którym możemy wołać: ‘Abba, Ojcze!’ Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeśli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami; dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8, 15-17)”. Taka perspektywa naszego zbawienia to nie przyszłość, to realizm życia człowieka ochrzczonego. Na ziemi oglądanie naszej godności dziecka Bożego jest możliwe jedynie oczami wiary. Ale ten, kto odkrywa, kim jest dla Boga, podnosi głowę i dumnie spogląda na wszelkie stworzenie. Godność zbawionego jest tak zdumiewająca, że zostaje tylko zachwyt i pełne milczenie, bo żadne słowo nie jest w stanie tego wyrazić.

Dzieła zbawienia dokonuje Chrystus i ono było głównym celem Jego przyjścia na ziemię. Aby zrealizować program Ojca Niebieskiego, Syn Boga ukrył swój Boski majestat. Ta prawda należy do najbardziej szokujących i wielu Żydów, nie chce jej przyjąć. Kto wierzy w majestat Boga, temu trudno zgodzić się na jego ukrycie. Bóg dla nich jest Bogiem tylko wówczas, kiedy promieniuje świętością, mocą, władzą… Nie są w stanie odkryć tego, że Bóg jest Miłością, a miłość stać na ukrycie majestatu dla dobra tych, których kocha. Dla chrześcijanina jest to połączone z przyjęciem dwukrotnego przyjścia Syna Bożego na ziemię. Pierwsze miało już miejsce i dokonało się w ukryciu, na drugie czekamy i dokona się ono w majestacie. W pierwszym, Syn Boga ubiera się w ludzkie ciało, w drugim Syn Człowieczy wystąpi w majestacie Boga. Chrześcijanie uznają podwójne przyjście Syna Bożego. Inni czekają tylko na to, które nastąpi w majestacie. Przeżyją je jedni i drudzy. Ale ci, którzy nie wierzą w miłość Boga, zdolną ukryć swój majestat, będą mieli wiele  pretensji do siebie, bo wyżej w Bogu stawiali potęgę i chwalę, aniżeli miłość.

Co oznacza samo słowo ,,zbawić”? Jest ono ratunkiem w trudnej sytuacji. Odnajdują się w niej wszyscy, którzy stoją na krawędzi bezradności, i ci, którzy utracili wolość. Słowo „zniewolenie” odsłania wizję życia zamkniętego w doczesności, która jest oparta na niewoli śmierci. W tej wizji nikt z ludzi o swoich siłach nie jest w stanie sięgnąć po wolność, bo tryby doczesności na to nie pozwalają. Nic nie jest w stanie dać człowiekowi prawdziwej wolności ani pieniądze, ani lekarze, ani politycy, ani magicy… Wszyscy muszą się liczyć ze śmiercią, która jest znakiem totalnego zniewolenia człowieka. 

Najboleśniej doświadczają zniewolenia ci, który dobrowolnie zgodzili się na uzależnienia od wartości doczesnych. One im smakowały przez pewien czas i zniewoliły ich. Znamy takich niewolników, a nie rzadko do nich należymy. Niewolnik kredytów, alkoholu, narkotyków, pornografii, hazardu, telewizji, gier komputerowych, dziecko jako niewolnik mamy lub taty, jeden z rodziców jako niewolnik syna lub córki, niewolnik żony lub niewolnica męża, niewolnik raka lub innej nieuleczalnej choroby. Takich zniewoleń, leczonych dziś klinicznie, jest około pięćdziesięciu. Bezradność wobec tych niewoli często prowadzi nawet do bezsensu życia oraz do prób samobójstwa. Takich prób w Polsce w naszych czasach jest około sto tysięcy rocznie, a z tego samobójstw popełnionych jest pięć tysięcy. 

Syn Boga przybywa, aby nas wybawić, czyli wprowadzić w pełną wolność. Jest to możliwe dzięki Jego lasce. Kto po nią sięgnie - otrzymuje moc, która uwalnia go od uzależnień. Kto się z Nim spotka dostrzega sens życia doczesnego i wie, że żyje dla innych, a to leczy jego depresyjne nastawienie pachnące bezsensem życia. Kto spotka Jezusa nie musi się obawiać nawet śmierci, bo wie, że jeśli ją poniesie dla innych, to i tak życie odniesie zwycięstwo. Jezus nie lęka się śmierci, bo zmartwychwstaje. Nie lęka się niewoli politycznej, bo sam żył w kraju okupowanym przez Rzymian. Nie lęka się niewoli ekonomicznej, bo Jego interesuje ubóstwo i potrafi być wolnym nawet w skrajnej biedzie. Nie lęka się niewoli układów społecznych, bo sam miał z nimi do czynienia, stojąc wobec faryzeuszy, saduceuszy, herodian. On był wolny, a oni zniewoleni.

Wyznanie wiary w zstąpienie Syna Bożego jako Zbawiciela z nieba na ziemię, odsłania nam dwie perspektywy życia. Jedna oparta na zniewoleniu, a jest to doczesność, zamknięta śmiercią. Nazywamy ją przestrzenią grzechu i niewoli. Druga otwarta ku wieczności nie lęka się ani śmierci, ani żadnych zniewoleń, z jakimi mamy do czynienia na ziemi.

ks. Edward Staniek


 

Ks. Edward Staniek (urodzony 1941) - doktor habilitowany teologii, rekolekcjonista.
11 kwietnia 1965 r. otrzymał w Krakowie święcenia kapłańskie z rąk kard. Karola Wojtyły. W latach 1993 - 2001 był rektorem WSD Archidiecezji Krakowskiej. Jest specjalistą z zakresu historii Kościoła starożytnego, teologii Ojców Kościoła. Członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Autor wielu książek, m.in. „42 listy o wierze”, „Tajemnice Ewangelii”.

 

W stronę wolności

caravagio

Niektórzy mu współcześni mówili o nim, że to mistrz światła i cienia, a inni dodawali coś zupełnie przeciwnego – to grabieżca i niszczyciel piękna. Głośno wokół Caravaggia zrobiło się, kiedy namalował trzy płótna o biblijnym Mateuszu, celniku powołanym przez Jezusa, który „przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”. Swoimi dziełami w rzymskim środowisku malarz wywołał skandal i to wcale niemały.

Obrazy poświęcone Mateuszowi można podziwiać w kaplicy Contarellich kościoła San Luigi dei Francesi znajdującym się tuż obok Piazza Navona. Widziałam je, kiedy pierwszy raz wyruszyłam do Wiecznego Miasta. Przyciągnięta nazwiskiem Caravaggia poszłam zobaczyć szczególnie „Powołanie św. Mateusza” w oryginale.

Pójdź za mną

Mateusz był celnikiem, a dokładnie ich zwierzchnikiem i do tego był bardzo bogaty. Pierwszy raz w Ewangelii spotykamy się z nim w Kafarnaum. O swoim nawróceniu tak potem napisze w Ewangelii: „Odchodząc stamtąd Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» — On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników, i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego Wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?» On, usłyszawszy to rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co to znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników»” (Mt 9, 9-13). Jezus przyszedł zabawić, wyzwolić z grzechu i śmierci przez swoją śmierć i zmartwychwstanie każdego człowieka, niezależnie od tego kim on jest. Po to właśnie Syn Boży zstąpił z nieba i właśnie dlatego przychodzi do grzesznika Mateusza i powołuje go. Natomiast z Ewangelii św. Marka wiemy jeszcze, że Mateusz miał drugie imię Lewi, a jego ojcem był Alfeusz (Mk 2, 13). Mateusz już jako apostoł głosił dobrą nowinę o zbawieniu w Etiopii, a według innych w Persji i tam poniósł śmierć męczeńską.

Skandal w kaplicy

Kiedy Włoch Caravaggio, czyli tak naprawdę Michelangelo Merisi (1573-1610), dostał pierwsze poważne zlecenie, by namalować trzy płótna opowiadające historię życia Mateusza miał 25 lat i mieszkał w Rzymie prowadząc bardzo burzliwe i awanturnicze życie. Dodam, że policyjne i sądowe akta na jego temat liczyły wiele stron.

Olejny obraz „Powołanie św. Mateusza” Caravaggio namalował w latach 1598-1600 techniką impastów, które dają wrażenie trójwymiarowości postaci. Przedstawiał na nim zaskakującą scenę, Jezus ze św. Piotrem przychodzi do Mateusza, który z grupką celników ubranych w bogate szaty z odcieniami czerwieni i żółci, liczy pieniądze. Na pierwszy rzut oka trudno wśród nich rozpoznać Mateusza, a Jezus gestem nakazuje mu, by poszedł z Nim. Ten gest jest porównywany do gestu Boga Ojca z fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej i z tym gestem rozpoczyna się nowe życie celnika. Mateusz zaskoczony naśladuje Jezusa i ręką wskazuje na siebie. Rozumie, że został powołany na ucznia Mistrza z Nazaretu.

Tworząc obraz Caravaggio używał ciemnych barw, ale postacie wydobył z ciemności lekkim rozjaśnieniem. Malarz posługując się światłocieniem wykorzystał walory ostrego i ukośnego oświetlenia sceny. Światło wyodrębniło jedynie fragmenty twarzy i postaci podkreślając ich emocje, dlatego doskonale widać zdziwienie Mateusza, zachłanność starych celników i zuchwałość młodych. W oknie przedstawionym nad sceną dominuje ciemny znak krzyża zapowiadający męczeńską śmierć Zbawiciela.

Dla grobowej kaplicy francuskiego kupca Mateo Contarelliego, Caravaggio namalował jeszcze „Św. Mateusza i anioła” i „Męczeństwo św. Mateusza”. Oglądając obrazy niektórzy docenili mistrzowskie przedstawianie dramatyzmu i uczuć, ale inni krytykowali przedstawienie postaci w sposób bardzo realistyczny, ich zdaniem aż za bardzo. Na płótnach ukazani mieli być święci, a nie zwykli ludzie. Więc nie podobały się im bose nogi Jezusa i św. Piotra albo to, że malarz nadał świętym rysy pospolitych ludzi. Pytano o obecność anioła, a właściwie o jego brak przy nawróceniu Mateusza. Było to wbrew kanonom obowiązującym wtedy w sztuce. „Święty Mateusz i anioł” został nawet odrzucony i Caravaggio musiał namalować inną wersję w klasycznej formie. Niektórzy twierdzą, że Włoch z wyprzedzeniem otworzył epokę sztuki współczesnej i jego czas miał dopiero nadejść.

Renata Jurowicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!