TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 21:13
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z obawy, że uznają mnie za wariata - książka "Cuda Świętej Faustyny"

Z obawy, że uznają mnie za wariata

ilustracja

Rok Miłosierdzia i święto Bożego Miłosierdzia - to oczywiście nie jedyne - ale doskonałe powody, by opowiadać o cudach z miłosierdziem Bożym w tle. Jednym ze zbiorów takich niezwykłych, współczesnych opowieści, jest książka „Cuda Świętej Faustyny” Ewy K. Czaczkowskiej.

„O 8.30 na oddział przyszła neurolog Francesca Clerici. Zaskoczona widokiem sparaliżowanego pacjenta, który stał na korytarzu oparty o kaloryfer, zawołała pielęgniarkę. Poleciła go odprowadzić do łóżka, a po chwili przyszła z innym lekarzem. Ten, widząc, że Luciano odzyskał czucie w kończynach, zapytał co się stało. Jak panu powiem, to i tak mi pan nie uwierzy, więc nawet nie będę mówił. Luciano dobrze pamięta swą odpowiedź. Nie chciałem wyjaśniać, co się wydarzyło, z obawy, że uznają mnie za wariata.” - czytamy w rozdziale „Pięć palców Faustyny”.

Jedenaście okien
Jest głęboka, kwietniowa noc 2004 roku. Szpital Luigi Sacco w Mediolanie. Luciano Boschetto, lat 58, który wskutek udaru ma sparaliżowaną lewą stronę ciała, nie śpi. Udar przeszedł sześć dni wcześniej, a ponieważ jego konsekwencje nie ustąpiły, miał być wkrótce przeniesiony na oddział rehabilitacji. Lekarze nie łudzą go optymistycznymi wizjami. Jego sąsiad ze szpitalnego pokoju o imieniu Francesco, również po udarze, tyle, że dużo łagodniejszym, także nie może spać. O trzeciej w nocy obaj pacjenci widzą światło na oddziałowym korytarzu. Sądzą, że pielęgniarka idzie do któregoś z chorych. Tymczasem w drzwiach ich pokoju staje niewysoka zakonnica. Ewie Czaczkowskiej Luciano wyzna później, że w pierwszej chwili myślał, że to jakaś wariatka. Tymczasem mniszka podeszła do niego i oznajmiła, że przyszła go uzdrowić. „Nie rozumiałem, co się dzieje - czytamy wspomnienia Luciano. - Byłem ogromnie przestraszony. Ona znowu zrobiła trzy kroki i podeszła blisko mnie. Położyła prawą rękę na prawej piersi, o tutaj. (…) Poczułem ogromny ból i ciepło. Powiedziała: Przyszłam cię uzdrowić i cię uzdrowię. Jedyna rzecz o którą cię proszę, to żebyś przyszedł do mnie, jak będziesz już zdrowy. Luciano drżał ze strachu, płakał, w końcu zaczął pytać tajemniczą zakonnicę, która co ważne, nie wyglądała w ogóle jak zjawa, kim jest? Jak będzie mógł ją odnaleźć. Obiecał, że spełni jej życzenie, ale prosił o jakieś wskazówki. Mniszka cofnęła dłoń z jego piersi i pokazała jej wnętrze. Śródręcze nagle stało się jakby ekranem, który rozszerzał się tak, iż otoczył uzdrowionego. Luciano stał przed niedużym kościołem z czerwonej cegły. Zapamiętał bez trudu szczegóły, był murarzem. Do wejścia świątyni prowadziły cztery stopnie po trzy schodki, po lewej stronie stał betonowy mur. Włoch policzył nawet okna: 11 na parterze i 11 na piętrze. Mniszka powiedziała jeszcze, że to jej dom, że zawsze jest dla niego otwarty i że tam czeka. A teraz musi już iść. I poszła. Rankiem wprawia w konsternację oddziałowych lekarzy. Pytany przez nich, jak to się stało, że jest zdrowy, odpowiada, że nawet nie będzie opowiadał. Boi się, że medycy wezmą go za wariata. Ale minęło może pół godziny i lekarz, który go ze zdumieniem bada - stwierdza, że jest zdrowy, znów pyta co się stało. Więc Luciano przełamuje się i zaczyna mówić, że w nocy przyszła zakonnica i go uzdrowiła. Lekarz przerywa mu, nie chce słuchać, mimo, że przez chwilę mniszkę widział też Francesco i go o tym zapewnia.

Pięć czerwonych plamek
Luciano zostaje wkrótce wypisany do domu. Przy pożegnaniu otrzymuje od jednego z lekarzy maść. Ma nią smarować dziwne dla lekarzy pięć czerwonych plamek, które widać na jego piersi. Od tej maści na pewno zejdą - słyszy, ale w domu używa jej tylko raz. Wie, że czerwone plamki nie są w najmniejszym stopniu groźne. To odcisk pięciu palców prawej dłoni zakonnicy, dłoni, którą go dotknęła. Niedługo potem Luciano robi im zdjęcie komórką i zachowuje je na zawsze. Plamki znikną samoistnie dopiero w 2010 roku.

Dwa miesiące
Przed udarem Luciano owszem, chodził do kościoła. Tyle, że jak podkreślał, robił to jak każdy. Czyli chodził, bo chodził. Był ochrzczony, wierzący. Ale bez przesady. - Byłem nominalnym katolikiem tak naprawdę - wyjaśnia. Po powrocie do domu z pomocą rodzonej siostry Giovanny, która modliła się o jego powrót do zdrowia i która według niego „zna się na kościelnych sprawach” próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, kim była tajemnicza zakonnica i gdzie jest ów kościół, do którego go zaprosiła. Szuka bez efektu. Pewnego dnia jeden z kapłanów mówi mu, że wie, kim mniszka była, ale nie zdradzi uzdrowionemu, bo chce, żeby sam to odkrył. Dodaje, żeby Luciano się nie martwił, że za dwa miesiące do tego dojdzie. Giovanna traktuje słowa księdza jak proroctwo. Luciano czuje się zbyty. Dwa miesiące później ogląda w telewizji relację sportową. W przerwie na reklamę przerzuca pilotem kanały i nagle widzi na ekranie ten sam kościół, który „wyświetlił się” na dłoni zakonnicy. Chwilę potem widzi także w odbiorniku jej twarz. Wkrótce ogłasza swe odkrycie żonie, dzieciom i oczywiście Giovannie. To Faustyna Kowalska?! - nie może uwierzyć jego siostra. - Wyobraź sobie, że książka o niej leży od dawna na mojej szafce nocnej! Leżała tam nawet wtedy, kiedy modliłam się o to, byś wyzdrowiał!

Dwadzieścia cztery godziny i trzydzieści siedem minut później
Luciano Boschetto dociera do Krakowa 1 kwietnia 2005 roku o godzinie 21.30. Jadąc do Polski mija niezliczone samochody osób jadących do Watykanu, by czuwać na Placu św. Piotra przy umierającym Janie Pawle II. Papieżu, który nie tylko ogłosił światu Niedzielę Miłosierdzia, ale który odszedł do domu Ojca w wigilię tej Niedzieli, czyli następnego dnia o 21. 37. „Ludzie proszą mnie, bym się za nich modlił, myślą, że jak zostałem uzdrowiony to mnie Pan Bóg na pewno wysłucha - mówi Luciano Ewie Czaczkowskiej. - Daję im obrazki Jezusa Miłosiernego i mówię: Módlcie się sami. Jeżeli jesteście w trudnej sytuacji, to proście Boga o jej zmianę. Zwróćcie się do Niego, spróbujcie.

Cytaty pochodzą z książki Ewy K. Czaczkowskiej „Cuda Świętej Faustyny”, „Znak”, Kraków 2014.
Tekst Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!