TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 08:25
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z ciemności do światła

Z ciemności do światła

Droga przez ciemności depresji to przejście przez rozpacz, ból, brak nadziei. Prawdopodobnie tak czuli się Apostołowie po śmierci Jezusa. Warto pamiętać jednak, że na końcu tej drogi jest zmartwychwstanie. Trzeba tylko podjąć odpowiednie kroki.

Depresja jest chorobą bardzo poważną i nieleczona czy bagatelizowana może skończyć się naprawdę tragicznie. Z drugiej strony zbyt wiele osób mówi, że ma depresję, gdy łapie ich chwilowa, czasem sezonowa (np. jesienna) chandra. Jak rozgraniczyć te dwie sprawy? Najważniejsze objawy depresji to: smutek, płaczliwość lub zobojętnienie (nic mnie nie cieszy), apatia, utrata zainteresowań, zanik aktywności, zmęczenie, brak energii, zmniejszenie lub zwiększenie apetytu, zaburzenia snu (bezsenność lub nadmierna senność), niepokój i lęki. Każdy człowiek czasem coś takiego odczuwa, chodzi jednak o stan utrzymujący się lub pogłębiający przez co najmniej kilka tygodni.

Skąd to się bierze?

Depresja może zdarzyć się każdemu. Szczęśliwej mężatce, spełnionemu zawodowo singlowi, czy aktywnemu w parafii zakonnikowi. Czasami depresja dopada człowieka mimo wiary i relacji z Bogiem, mimo modlitwy i religijnego zaangażowania, w końcu dotyka ona także osób duchownych. Dlatego w takiej sytuacji doradzanie odmawiania np. Nowenny Pompejańskiej (czy jakiejkolwiek innej) lub regularnego uczestnictwa w Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie może wywołać skutek odwrotny, kiedy okaże się, że osoba chora nie jest w stanie sprostać takim aktywnościom. Oczywiście są przypadki, że Bóg z dnia na dzień cudownie uleczy kogoś z depresji czy alkoholizmu choćby (dla Niego nie ma nic niemożliwego), ale nie warto ryzykować i eksperymentować na własną rękę.
Trzeba najpierw poprosić kompetentną osobę o rozeznanie. - Rozpacz może mieć różne uwarunkowania. Czasami bywa uwarunkowana organicznie, zwłaszcza na skutek powikłań neurologicznych (np. uszkodzenie mózgu) lub zaburzonego funkcjonowania hormonalnego, zwłaszcza zaburzenia w funkcjonowaniu tarczycy (często może to być też brak niektórych witamin i mikroelementów w organizmie - przyp. autorki). Może być także symptomem traum i trudności psychicznych. W obydwu przypadkach konieczne stają się szczegółowe badania medyczne i/lub psychologiczne, aby postawić właściwą diagnozę i zaprogramować odpowiednie leczenie czy terapię. Są też sytuacje, w której dana osoba popada w rozpacz mimo, że nie występują u niej zmiany organiczne czy zaburzenia psychiczne, które tłumaczyłyby pojawienie się desperacji. Tę formę rozpaczy można nazwać rozpaczą egzystencjalną - wyjaśnia ks. Marek Dziewiecki, znany autor książek, rekolekcjonista i psycholog. Ojciec Adam Szustak dodaje, że często podłożem chorób psychicznych jest przekonanie, że żeby ktoś mnie kochał, nie wystarczy, że jestem, muszę być doskonały, muszę coś robić perfekcyjnie, muszę spełniać oczekiwania innych, a w taką pułapkę bardzo łatwo wpaść osobie wierzącej, która sądzi, że by zdobyć miłość Boga lub zbawienie musi być odpowiednio gorliwa w modlitwach, nabożeństwach i działalności charytatywnej. Dlatego najważniejsze w terapii jest najczęściej przekonanie pacjenta, że jest wartościowy i kochany mimo wszystko i bezwarunkowo, szczególnie przez Boga.
W artykule „Między rozpaczą a zawierzeniem” ks. Marek Dziewiecki pisze: „Krzywda i grzech prowadzą do zwątpienia w sens życia i destrukcyjnej rozpaczy. Powoduje ona niemal zupełny paraliż świadomości, wolności i życiowej energii. Rozpacz egzystencjalna przybiera najbardziej dramatyczną formę wtedy, gdy „ludzie zwiedzeni przez Złego, znikczemnieli w myślach swoich i prawdę Bożą zamienili na kłamstwo, służąc raczej stworzeniu niż Stworzycielowi, albo też, żyjąc i umierając na tym świecie bez Boga, narażeni są na rozpacz ostateczną” (KKK, 844). Istnieje także inna forma rozpaczy, którą możemy nazwać rozpaczą emocjonalną. Tego typu rozpacz nie paraliżuje ludzkiej świadomości i wolności. Sprawia natomiast, że dojrzałe korzystanie z tych władz staje się wyjątkowo trudne. Rozpacz egzystencjalna to sytuacja, w której desperacja i lęk są silniejsze od człowieka, od jego powołania do miłości i świętości. Rozpacz emocjonalna to sytuacja, w której człowiek nie potrafi już panować nad swoimi bolesnymi doświadczeniami. To sytuacja, w której traci on wytrwałość, siłę woli i nadzieję w obliczu ciężaru życia. Tego typu rozpacz może towarzyszyć jakiejś długotrwałej chorobie czy dramatycznie ciężkiej sytuacji życiowej albo poczuciu osamotnienia. „Choroba może prowadzić do niepokoju, do zamknięcia się w sobie, czasem nawet do rozpaczy i buntu przeciw Bogu””(KKK, 1501).
Częściej jednak rozpacz wynika z toksycznych więzi międzyludzkich, czyli z więzi opartych na czymś innym niż Dekalog i miłość. Coraz częściej mamy do czynienia z taką formą rozpaczy, która wynika z pomylenia miłości z jej imitacjami: z pożądaniem, współżyciem seksualnym, zakochaniem, akceptacją czy naiwnością. Rozpacz pojawia się też wtedy, gdy ktoś stawia sobie nieludzkie wymagania, których nie jest w stanie udźwignąć. Tego typu sytuację przeżył znany zakonnik kanadyjski, autor wielu publikacji z zakresu duchowości o. Henri J. M. Nouwen, który w sposób ogromnie ofiarny pomagał ludziom przeżywającym kryzys duchowy, moralny czy psychiczny. Czynił to kosztem własnego zdrowia. Nie miał chwili czasu dla siebie i na odpoczynek. Ceną za taki tryb życia - jak sam to opisał w jednej ze swoich książek - było popadnięcie w dwuletnią głęboką depresję. W analogicznej sytuacji znajdują się ludzie, którzy nieraz heroicznie próbują pomagać najbliższym czy innym ludziom, przeżywającym bolesne formy kryzysu czy poważnie zagrożonym przez własną słabość. W skrajnych sytuacjach dramatycznie bolesne stany emocjonalne mogą być ceną za heroicznie ofiarną miłość. Najbardziej czytelnym przykładem takiej sytuacji jest Chrystus przeżywający dramatyczny lęk w Ogrójcu”.

Czuła obecność

Wiadomo, że nikt sam dla siebie nie jest dobrym sędzią, więc najlepiej, jeśli obserwuje człowieka ktoś bliski (rodzina, przyjaciele, znajomi, współpracownicy). - Kiedy ktoś, kto ma depresję przychodzi do mnie po pomoc - mówi ojciec Adam Szustak - to najchętniej porozmawiałbym z jego bliskimi. Dlatego, że w depresji najbardziej może pomóc obecność kogoś obok. Nie taka obecność, która mówi: „Weź się za siebie!”, „Wstawaj z tego leniuchowania!”, bo depresja to nie jest leniuchowanie. Jeśli się więc ma kogoś takiego obok siebie to trzeba go z tym stanem pokochać, trzeba z nim być - przekonuje Dominikanin. Dlatego, jeśli podejrzewasz u siebie depresję lub widzisz jej pierwsze objawy, szukaj pomocy, nie próbuj radzić sobie z tym sam. Jeśli widzisz je u kogoś bliskiego i boisz się, również szukaj pomocy. - Trzeba szukać pomocy w ludziach, którzy będą z wami. Oczywiście trzeba szukać pomocy terapeuty, to jasne. Czasami niestety trzeba także szukać pomocy leków, ale ponad wszystko szukajcie człowieka, który przyjmie was w takim stanie i będzie wam towarzyszył. Kimś takim powinni być bliscy, ale czasem nie są - przyznaje ojciec Adam. - Nie chodzi o to, żeby wzywać chorych, żeby się ruszyli, broń Boże, ale żeby dać swoją obecność, czułość, miłość. Mam takie przekonanie, że wszystkie problemy psychiczne biorą się z pewnej pustki, braku miłości, którą do końca może wypełnić tylko Pan Bóg. Dlatego Jego szukajcie - dodaje Kaznodzieja.
Kiedy w depresji człowiek nie jest w stanie sam szukać Boga, my, zdrowi, mamy obowiązek mu Go pokazywać i do Niego prowadzić (nie na siłę oczywiście), być dla nich tak dobrzy i wyrozumiali, jak nasz Ojciec w niebie.

Depresja błogosławieństwem?

O. Szustak przekonuje, że w pewnym sensie depresja może być błogosławieństwem. W końcu zapadają na nią przede wszystkim osoby o niezwykle wrażliwych sercach. Natomiast ks. Marek Dziewiecki przytacza fragment z Katechizmu Kościoła Katolickiego o tym, że rozpacz może stać się dla dotkniętego nią człowieka: „drogą do większej dojrzałości, może pomóc lepiej rozeznać w swoim życiu to, co nieistotne, aby zwrócić się ku temu, co istotne” (KKK, 1501). Ks. Marek mówi dalej: „Kluczową rolę pełni tu zdolność zawierzenia się Bożej miłości i ofiarowanie Bogu własnego cierpienia, zwłaszcza tego, które płynie z wierności wobec woli Bożej w skrajnie trudnych sytuacjach życiowych. Człowiek zawierzenia to ktoś, kto nawet w godzinie rozpaczy doświadcza, że jest kochany przez Boga i kto nie traci nadziei na dobrą przyszłość. Taki człowiek staje się pielgrzymem, który zmierza z ziemi bólu i rozpaczy do obiecanej ziemi radości i błogosławieństwa. „Wszystko, co najważniejsze, zależy od nadziei. Jaka jest nadzieja pielgrzyma, taka jest jego przyszłość i jego stosunek do przyszłości, taki jest także jego styl przeżywania teraźniejszości i taki wreszcie jest sens oraz rozmiar przestrzeni, w której żyje” (ks. J. Tischner, „Myślenie według wartości”, s. 437).
Nawet w obliczu bezradności i rozpaczy Bóg może udzielić nam niezawodnej pomocy, wlać ducha nadziei i zaskoczyć nas nieoczekiwaną radością. Być miłosiernym wobec samego siebie to szukać Boga i trwać przy Nim wtedy, gdy wszystko w nas i wokół nas usiłuje nas od Niego oddalić. To także szukać bliskości Bożych ludzi, czyli tych, którzy nie tylko chcą, ale też potrafią nas rozumieć, kochać i wspierać. Gdy to wszystko nie pomaga, konieczne jest korzystanie ze specjalistycznej pomocy psychologów, a czasem również korzystanie z leków odpowiednio dobranych przez psychiatrów”. Bóg daje człowiekowi wiele narzędzi do tego, by poradził sobie z każdą chorobą i każdym kryzysem. Dlatego na końcu drogi przez depresję, jest światło, jest zmartwychwstanie, jest nadzieja, którą niesie Chrystus. On zwyciężył śmierć, choć zaraz po Jego śmierci Apostołom nie mieściło się to w głowach. Dla nich panowanie Jezusa zakończyła śmierć i ciemność grobu. Jezus zmartwychwstały udowadnia, że to nieprawda. Przychodzi z mocą, szczególnie do ludzi chorych i bezbronnych. Nawet jeśli ktoś zobaczy to dopiero po wyzdrowieniu.

Anika Nawrocka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!