TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 16:19
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W oczekiwaniu na matczyne spojrzenie

W oczekiwaniu na matczyne spojrzenie

Na to jedno głębokie spojrzenie, spojrzenie mej Matki, czekałam już od dawna. Oczekiwanie na peregrynację obrazu Matki Bożej w mojej parafii pw. Chrystusa Króla w Bogdaju zbiegło się, pewnie nieprzypadkowo, z oczekiwaniem na narodzenie mojego dziecka. Każde z nich uczyło mnie, i nadal uczy, cierpliwości i wytrwałości. Na pewno każde wiąże się ze wzruszającymi przeżyciami, ze łzami szczęścia i radości oraz z poczuciem, że JEST BÓG, który nieustannie czuwa, aby to oczekiwanie miało szczęśliwy finał. Za matczynym spojrzeniem z Jasnej Góry tęskniłam od dwóch lat, kiedy to ostatni raz klękałam przed Świętym Wizerunkiem Jasnogórskiej Pani. Towarzyszył mi wówczas mój mąż, wtedy jeszcze przyjaciel. Pamiętam, że prosiłam Matkę Bożą, aby „wśród tylu dróg poprowadziła serce me” - jak mówi jedna z piosenek; abym umiała dokonać właściwego wyboru, wyboru na całe życie. Prosiłam Ją o dobrego męża, który choć w połowie będzie podobny swą postawą życiową do św. Józefa. Maryja, wysłuchała moich błagań, bo dziś jestem szczęśliwą żoną i mam nadzieję, już niedługo, szczęśliwą mamą. Moja modlitwa z ostatniego czasu przesiąknięta była dwoma treściami: szczęśliwym finałem poczęcia „owocu” naszego małżeństwa oraz owocnym przeżyciem nawiedzenia Ikony Matki Boskiej Częstochowskiej – nie tylko w moim sercu, ale również w sercach wszystkich naszych parafian. Nie wyobrażałam sobie nie uczestniczyć w tych pięknych i niepowtarzalnych chwilach, na które tak bardzo czekałam. Jednak zdawałam sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach ciąży wszystko może się wydarzyć. W skrytości serca liczyłam na to, że Matka Boża też tęskni za moim spojrzeniem, że czeka na mnie równie mocno, jak ja na Nią. Każda matka bowiem najlepiej rozumie potrzeby swojego dziecka i stara się spełnić jego najskrytsze pragnienia. Stara się, bo w gruncie rzeczy wszystko uzależnione jest od woli Bożej. Moje kolejne prośby się spełniły. Maryja dała mi na czas nawiedzenia tyle sił, że mogłam nie tylko cieszyć się przez wiele godzin Jej ciepłym spojrzeniem, ale również brać aktywny udział w przygotowaniach do odwiedzin Jej Cudownej Ikony w naszej świątyni, która stała się na 24 godziny Jej i moim drugim domem. Myślę, że obie dobrze się tu czułyśmy.

Ja szczególnie dobrze, gdyż razem z dziewczynami, z którymi od sześciu lat śpiewam w zespole „Boże Owieczki”, stałam chyba najbliżej Cudownego Obrazu, bezpośrednio twarzą w twarz z Niepokalaną Dziewicą. Nie mogę się powstrzymać, aby nie zanucić w tej chwili jednej zwrotki pieśni, którą ułożyłam na powitanie mej Matki:

„O Maryjo, czekaliśmy na tę chwilę, gdy staniemy tak, jak teraz twarzą w twarz,

i szepniemy, co nas boli, co nas lęka,

bo ufamy, że wysłuchasz Matko nas”.

Lubię otaczać się na co dzień „gromadką owieczek”, ale jeszcze lepiej czuję się w gronie dzieci. Nie dopuszczałam myśli, aby mogło któregoś zabraknąć na tej wyjątkowej uroczystości. Z autopsji wiem, że najlepszym sposobem na przyciągnięcie ich do kościoła jest śpiew. Mimo, że czasem zafałszują jakąś nutę, to robią to z taką radością i dziecięcą szczerością, że aż serce rośnie. Tak też było w tę pamiętną niedzielę, kiedy nasze skromne dzieciaki z „rogalami” na twarzy, zaśpiewały i zagrały dla swej Mateńki najpiękniej, jak tylko umiały, wymachując przy tym zwiewnymi chorągiewkami. Pozdrowienie Matki Bożej w ich wydaniu było chyba najpiękniejsze, bo takie szczere, pozbawione kamuflażu i obłudy. Oprócz zmobilizowania dzieci i młodzieży, swoje przygotowania rozpoczęłam od modlitwy o dobrego rekolekcjonistę. Z doświadczenia ubiegłych lat nie zawsze moje oczekiwania pokrywały się z rzeczywistością, ale tłumaczyłam sobie, że Bóg miał w tym jakiś cel i nie śmiałam z Nim dyskutować. Tym razem, ku mojej wielkiej radości, scenariusz napisany przez Bożą Opatrzność wyglądał całkiem inaczej.

Misjonarzem był ojciec saletyn Władysław Wichniarz z Warszawy – na pierwszy rzut oka niepozorny, bo ledwo go było widać z ambony. Jego kazania i nauki rekolekcyjne były dla naszych parafian prawdziwą ucztą dla ducha i głęboką refleksją nad samym sobą. Już podczas pierwszego dnia rekolekcji
ks. Władysław zadał nam zadanie domowe, jeszcze było bowiem kilka dni do wakacji;-) Każdy z nas miał zastanowić się i odpowiedzieć sobie na proste pytanie: „Na ile jestem podobny do Najświętszej Matki?” To pytanie głęboko dotknęło mego serca i wciąż za mną „chodzi”.

Wiem na pewno, że podczas tego nawiedzenia Maryja udzieliła mi jednej poważnej lekcji – lekcji pokory. Na początku nie mogłam przekonać się bowiem do hasła peregrynacji: „JEST BÓG”. Banalne i oczywiste, pomyślałam sobie, i co ma ono wspólnego z Matką Bożą, bo to przecież Ona do nas przychodzi. Zaczęłam „bić” się z myślami. Wszelkie moje wątpliwości rozwiał ksiądz biskup Teofil Wilski, który nie wybrał na tę niedzielę nawiedzenia Ewangelii przeznaczonej na święta maryjne, lecz z uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Dlaczego? Wyjaśnił to w swojej homilii: „Matka Boża nie chce zasłaniać uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Właśnie ona do tej tajemnicy nas prowadzi”. Wtedy i ja spokorniałam. Zrozumiałam, że nie zawsze musi być tak, jak ja to sobie wyobrażam, i że nie jestem najmądrzejsza na tym świecie. Przypomniała mi o tym Maryja – pokorna, zawsze stojąca z boku. Ta wierna i posłuszna Służebnica Pańska nigdy nie chciała być większa rangą od swego Syna, bo jak pisał ks. Twardowski: „Miłość której nie widać nie zasłania sobą”. Maryja zawsze wskazywała na Jezusa i pokazywała nam swą osobą, że JEST BÓG I ON KOCHA NAS. Obok tych słów chyba nikt nie mógł przejść obojętnie przekraczając progi naszej świątyni.

Poza lekcją pokory spotkało mnie podczas nawiedzenia wiele szczęśliwych chwil. Do dziś wspominam moment, kiedy ks. bp Teofil podszedł do mnie, i widząc, że jestem w błogosławionym stanie, udzielił mi błogosławieństwa. To szczęście przedłużył
Ks. Misjonarz, który podczas Mszy św. dla dzieci i matek oczekujących dziecka, włożył mi na głowę swe kapłańskie ręce i modlił się. Te dwa gesty były dla mnie największym darem nawiedzenia Ikony Matki Bożej, bo najpiękniejsze są te rzeczy, których się nie spodziewamy.

Dziś, kiedy mija już ponad tydzień od czasu nawiedzenia, piszę moje wspomnienia w łóżku, bo zdrowie zaczęło powoli „szwankować”. Mam nadzieję, że tych „małych”, ale jakże wzruszających cudów nawiedzenia będzie jeszcze więcej, a głębokie i ciepłe spojrzenie Maryi będzie zawsze przenikało moje serce, gdy zabraknie pokory, chrześcijańskiej odwagi i wytrwałości  w dobrym.

Boża Owieczka 

z parafii pw. Chrystusa Króla w Bogdaju

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!