TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:00
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Urodzinowe adnotacje

Urodzinowe adnotacje

„Kończę 57 lat. Urodziłem się w czasie hiszpańskiej wojny domowej. Mój ojciec był na froncie. Moja matka opowiadała mi, że kiedy przyszedłem na świat, czuła się jakby ktoś metalowym prętem uderzał ją w nerki i że nigdy tego nie zapomni. Biedaczka!” – wspominał Kiko Argüello, 9 stycznia 1996 roku, na kartach swego dziennika, modląc się za matkę, która w tamtym czasie umierała.

Kiko Argüello, współinicjator Drogi Neokatechumenalnej, która w maju ubiegłego roku świętowała półwiecze istnienia, obchodzi właśnie 80. urodziny. Syn madryckiego adwokata. Ukończył malarstwo na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych im. św. Ferdynanda w Madrycie i zaledwie jako dwudziestolatek otrzymał Nagrodę Narodową za zasługi dla sztuki. Jako młody człowiek odszedł od Kościoła, uznawał się za ateistę.
W trakcie głębokiego kryzysu egzystencjalnego przeżył głębokie nawrócenie i poczuł powołanie do głoszenia Chrystusa Ukrzyżowanego wśród ubogich. Zamieszkał w madryckich slumsach Palomeras Altas, gdzie wkrótce narodziła się nieoczekiwanie pierwsza wspólnota neokatechumenalna na świecie. W wyborze jego dzienników, zatytułowanym: „Adnotacje. 1988 – 2014” możemy przeczytać m.in. o jego bardzo trudnym, ale jednocześnie pełnym Boga, życiu wśród odrzuconych.

Legionista i narkoman
„Musiałem podjąć pracę jako robotnik przy budowie dróg. W moim baraku mieszkało pełno chłopaków, którzy wyszli z więzienia, byłych narkomanów. Zachwyceni mną, chcieli ze mną mieszkać i już nie kraść. Pomyślałem: jeśli pójdę do pracy, pójdą za mną. I tak było”. Znajomy Kiko, Jorge, miał firmę budowlaną, która zajmowała się budową i naprawą dróg. Dał pracę jemu i jego dziewięciu towarzyszom, w tym niejakiemu Jose Agudo, Cyganowi, dziś żywej legendzie i filarowi światowego neokatechumenatu. Brygadzista ustawił Kiko i jeszcze jednego chłopaka przy betoniarce. Szybko się zaprzyjaźnili i artysta dowiedział się, że jego kompan od betoniarki był legionistą. Mówił mu o Chrystusie.
Któregoś razu legionista tak się zasłuchał, że odprowadził Kiko pod sam jego barak i został by kontynuować rozmowę. Wkrótce doszedł do nich niejaki Mariano, mężczyzna uzależniony od narkotyków i alkoholu. Mariano bardzo dużo mówił. „A ja nie mogłem się ruszyć, ani okazać znużenia bo to go rozwścieczało. Był ogromnie gwałtowny” – wspomina Argüello. Zrobiło się późno i między Mariano a legionistą doszło do stanowczej wymiany zdań na temat tego, że czas się rozejść, bo Kiko musi iść spać. Były żołnierz nie znał Mariano tak jak Kiko, więc nic nie zaniepokoiło go w fakcie, że intruz wyszedł ze slumsów bez słowa.nKiko wybiegł za nim. Wiedział, że Mariano idzie po nóż i zabije legionistę. Mimo, że legionista poradził sobie z atakiem, Argüello uprzedził go, że to nie koniec. „On poszedł po karnister z benzyną – mówił artysta. – Barak jest położony na zboczu, może polać go z góry benzyną i podłożyć ogień! Zaczekaj – powiedziałem – może go znajdę. W końcu go znalazłem. Płakał i płakał. Wszystko skończyło się dobrze, ale Pan dał mi w tym wydarzeniu doświadczyć strachu przed śmiercią”.

Psy
„Psy, tyle psów zawsze mi towarzyszyło. Wyglądałem jak pasterz ze swoimi owcami, ale to były psy. Przechodziłem przez Colonia Sandi co rano o ósmej, idąc na autobus. Wszyscy mi się przyglądali widząc mnie z tyloma psami, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Raz Pan posłużył się tymi psami, aby nauczyć mnie stawania w pokorze. Udzielałem co rano lekcji w pewnej szkole, która była bardzo daleko. Musiałem zawsze dwa razy się przesiadać: najpierw autobus (…), potem metrem (…) i na Plaza de Atocha łapałem tramwaj, którym jechałem do szkoły. Prawie zawsze się spóźniałem, przez co dyrektor musiał zastępować mnie na lekcji do czasu mojego przyjazdu. Ostatni raz kiedy się spóźniłem, niemal 20 minut, z powodu autobusu czy czegoś innego, nie pamiętam, dyrektor był tak zdenerwowany, że nawrzeszczał na mnie w obecności moich uczniów. Obiecałem mu, że nigdy więcej się to nie powtórzy i przeprosiłem tak, że wszystkie dzieciaki słyszały. Były to lekcje rysunku. Jedenasto- i dwunastoletnie dzieci z ubogich rodzin. Bardzo mnie kochały. Zawsze mówiłem im o Bogu i o Biblii. (…) Po tej ostrej reprymendzie wstałem następnego dnia pół godziny wcześniej. Musiałem być na czas, nie miałem innego wyjścia. Umyłem się szybko, pobiegłem, by złapać autobus i wtedy zobaczyłem, że psy biegną za mną. Około piętnastu. Jedna z suczek musiała mieć cieczkę, bo zbiegały się za nią jeszcze inne psy”.
Gdy Kiko dobiegł na przystanek ludzie protestowali. Niepokoiły ich bezpańskie czworonogi. Argüello próbował ich przekonać, że nie ma z tymi psami nic wspólnego i nie wie skąd się wzięły i z niecierpliwością wyglądał autobusu. Gdy w końcu ten podjechał, artysta odetchnął z ulgą siadając na jednym z tylnych miejsc. Nagle obejrzał się za siebie i dostrzegł za szybą wszystkie piętnaście psów goniących autobus. Miał nadzieję, że uda mu się sprytnie umknąć im przy stacji metra, ale nadzieja ta okazała się płonna, bo zwierzaki szybko go zauważyły. Nie dość, że chmarą wbiegły na peron metra, to w dodatku zaczęły się łasić do Kiko. Wkrótce wszystko zauważył kierownik stacji, który wezwał policję. Policja zmusiła Kiko by wyprowadził psy na zewnątrz, bo wprowadzanie na stację zwierząt było surowo wzbronione. Nic nie dało tłumaczenie, że psy są bezpańskie i przyszły za nim z własnej woli. I wbrew jego woli. „Rezultat był taki, że znów się spóźniłem. Szedłem do szkoły tak upokorzony, że dyrektor nic nie powiedział na mój widok. Ofiarowałem to Bogu, bo pomyślałem, że to On posłużył się psami, żebym nauczył się stawać w pokorze. Kiedy myślę o psach, jestem wzruszony. Były takie dobre dla mnie. Nigdy nie biegły za autobusem, tylko ten raz. Cóż za zagadka”. W tym miejscu dodam, że psy z madryckich baraków Palomeras Altas, ogrzewały Argüello w zimowe noce.

Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!