TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 00:00
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Tobie Maryjo dziękujemy

Tobie Maryjo dziękujemy

Z wielką gorliwością sięgnęłam po kartkę papieru i chcę wyrazić moje przeżycia z nawiedzenia Obrazu Matki Bożej w mojej parafii pw. Wszystkich Świętych w Wielowsi, w dekanacie koźmińskim. Było to 9 sierpnia. Dwa dni wcześniej, 7 sierpnia, witałam także Obraz Matki Bożej w Pogorzeli, gdzie mieszka moja młodsza córka z rodziną. Moje serce podpowiadało mi, aby w takim dniu być z nimi i prosić o zdrowie i łaski jak matka – Matkę, powierzając ich Jej opiece.

Moje spotkania z Matką Bożą Częstochowską pamiętam od najmłodszych lat. Było nas sześcioro rodzeństwa - trzech braci i trzy siostry. Zabierano nas często na pielgrzymki do Częstochowy, najpierw pociągiem, a później już autokarami. Obraz Czarnej Madonny wisiał w moim rodzinnym domu na centralnym miejscu. Po wyjściu za mąż, w moim mieszkaniu na ścianie znalazł się także obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, oprawiony w błyszczące szkiełka, który wisi do dziś od prawie 48 lat. Na pamiątkę nawiedzenia kupiłam dużo większy obraz, wraz z wpisem i zawiesiłam nad moim łóżkiem. Urodziłam dwie córki, którym wpajałam miłość do Częstochowskiej Pani od najmłodszych lat. Kiedy 34 lata temu naszą parafię nawiedził Obraz Matki Bożej, mój mąż jako przedstawiciel ojców miał zaszczyt nieść Obraz. Młodsza córka, kiedy skończyła gimnazjum, poszła dwa razy na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Były to 12-dniowe wędrówki w deszczu lub upale. Ja zaś czekałam na nią w Częstochowie ze łzami w oczach dziękując Matuchnie za jej poświęcenie i modlitwy za naszą rodzinę. Kiedy odbywały się w Częstochowie Światowe Dni Młodzieży, obydwie córki w nich uczestniczyły koczując z młodzieżą całego świata pod gołym niebem, aby być blisko naszego ukochanego Ojca Świętego Jana Pawła II. Kiedy powstała diecezja kaliska i Obraz Świętej Rodziny nawiedził naszą parafię było nam dane (myślę, że za przyczyną Matki Bożej) witać z mężem i córkami Obraz. To przeżycie mamy w sercu do dziś. Kiedy do Kalisza 4 czerwca 1987 roku przybył Ojciec Święty o godzinie trzeciej nad ranem byłam już na Placu św. Józefa, aby spotkać się i być blisko Jana Pawła II.
Od tej chwili czuję, że Święta Rodzina z Nazaretu przyciąga mnie nieopisaną siłą i kiedy tylko mogę, jadę do Kalisza. Moje przeżycie z nawiedzenia zaczęło się dużo wcześniej. Kiedy nasz Proboszcz ogłosił pielgrzymkę do Częstochowy, aby zaprosić Czarną Madonnę do diecezji kaliskiej byłam wraz z przyjaciółkami jej uczestniczką. Był to czerwiec 2010 r. W ten dzień z nieba lały się strugi deszczu. Kiedy po nabożeństwach szliśmy do autokarów, byliśmy przemoknięci do suchej nitki, a w butach było pełno wody, lecz radość w sercach z zaproszenia górowała nad trudem. 11 września 2010 r. pojechałam także z pielgrzymką na Plac św. Józefa, aby powitać Czarną Madonnę, być blisko Niej, powierzając Jej swoje troski i radości. Stojąc w tłoku kilka godzin nie odczuwało się zmęczenia, bo była Ona, najlepsza z Matek. Kiedy samochód – kaplica przybył z Obrazem, łzy szczęścia płynęły wszystkim po policzkach. Do domu wróciłam około godz. 23. napełniona duchem radości, który przemienił się w czas oczekiwania na nawiedzenie w parafii, gdzie Obraz Matki Bożej miał przybyć 9 sierpnia 2011 r. Rekolekcje w naszej parafii rozpoczęły się
5 sierpnia, prowadził je ks. Jan Ożóg, saletyn. Gorliwie wraz z mężem uczestniczyliśmy w rekolekcjach, pomimo że do kościoła jest 7 km. W wolnych chwilach jechałam także do Pogorzeli, aby z wnukami, córką i zięciem uczestniczyć w przygotowaniach duchowych do nawiedzenia Cudownego Obrazu. Kiedy 7 sierpnia 2011 około godz. 17. zbliżał się Obraz Maryi do Rynku w Pogorzeli nadeszła ciemna chmura i deszcz lał niesamowicie. I znów powtórka z Częstochowy, lecz nikt nie zrezygnował z powitania i modlitw powierzanych Matuchnie. Na drugi dzień było bardzo ciepło. Na godz. 12. zaprowadziłam wnuka Jasia na nabożeństwo dla małych dzieci, gdyż rodzice pracowali. Na godz. 15. poszliśmy już  z całą rodziną córki, aby pożegnać Jasnogórską Panią, która z pogorzelskiej parafii odchodziła do parafii Mokronos. Kiedy Obraz miał być wyniesiony z kościoła znów spotkała nas niespodzianka. Ciemna chmura, kilka gromów z nieba i ulewa nie do opisania. W takim to deszczu przyjmowano Matkę Bożą w Mokronosie. Ja zaś z mężem wróciłam z Pogorzeli, aby na godz. 19. pojechać do Wielowsi na Mszę św., naukę ogólną oraz na Apel Jasnogórski. Na Mszy św., nauce i Apelu byliśmy także w sobotę, a w niedzielę uczestniczyliśmy z mężem, córką i zięciem na odnowieniu sakramentu małżeństwa, prosząc Świętą Rodzinę z Nazaretu oraz Czarną Madonnę, aby nas doprowadzili w zdrowiu do Złotych Godów, które będą za około 2,5 roku. Wreszcie nadszedł 9 sierpnia. Był to wtorek. Od rana w mojej rodzinie było wielkie święto. Do kościoła wyjechaliśmy około godz. 15. na Różaniec i modlitwy wraz z rodziną starszej córki. Nareszcie procesja i oczekiwanie na najlepszą z Matek. Pogoda piękna – słoneczna. Słychać już odgłosy syren i na drodze od Mokronosu pojawia się samochód – kaplica, a w nim oczekiwana Matka Boża. Łzy szczęścia na twarzach, milczenie oraz po chwili śpiew; „O Maryjo witam Cię”, procesja i wejście do kościoła. Wpatrzona w Jej matczyną twarz powierzałam Jej swoje radości i troski, dziękując równocześnie, że jest tak blisko mnie i moich najbliższych. Powitania, Msza św. i modlitwy trwały do godz. 19. O godz. 19.30 przyjazd do domu, kolacja, krótki odpoczynek i powrót do Niej. O godz. 21. Apel Jasnogórski. Każdy oddawał się jak umiał w Jej matczyną opiekę. Następnie poszłam na cmentarz, aby zapalić znicze na grobach najbliższych, gdyż od godz. 23. było nabożeństwo żałobne, w którym także uczestniczyłam. Była to dla mnie godzina żalu, smutku i rozpaczy po zmarłych bliskich mi osobach. Po nabożeństwie żałobnym była Pasterka maryjna, na której także byłam. 

Cała wspólnota parafialna modliła się w tej ciszy nocnej. Każdy wpatrzony był w Jej Oblicze. Po Mszy św. powrót do domu, aby znów z samego rana udać się na godz. 8. na Godzinki, czuwanie oraz na Mszę św. dla chorych i cierpiących. Po południu wyjechaliśmy już do kościoła na godz. 15., aby Matki Żywego Różańca (należę do nich) mogły uczestniczyć czynnie w tej Mszy. Za zachętą Ojca Rekolekcjonisty zmobilizowaliśmy się i założyliśmy nowy Żywy Różaniec Matek, do którego należą 22 matki z Kromolic. Irena, matka naszego diakona Tomka Dutkowiaka złożyła na ręce Ojca Rekolekcjonisty listę nowej Róży, jako dar od matek z Kromolic w podzięce za nawiedzenie naszej parafii przez Matkę Bożą. Mamy w Kromolicach piękną salkę parafialną, w której się zbieramy na modlitwy różańcowe. Na ścianie w salce wisi bardzo duży kilim z Czarną Madonną, który ofiarowała jedna z matek Stanisława Kowalczyk. 

To właśnie pod nim każda z nas powierza swoje codzienne sprawy Maryi. Obraz Matki Bożej żegnaliśmy ze łzami w oczach, lecz nie na długo, gdyż w Kromolicach jest już Obraz Czarnej Madonny, który nawiedza nasze domy. W mojej rodzinie był On przyjęty od 25 września do 26 września. Dopełnieniem godnego przyjęcia najlepszej z Matek była ofiarowana Msza św. oraz Komunia św. w intencji mojej rodziny. Do mego rodzinnego domu przybyły córka z rodzinami, aby razem z nami modlić się do Niej, prosząc o dalsze łaski dla wszystkich.

Maria Migasiewicz z parafii Wszystkich Świętych w Wielowsi, dekanat koźmiński

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!