Śladami miłosiernej miłości
W pogodne niedzielne popołudnie, 21 lutego, tysiące mieszkańców Kalisza przeszło ulicami miasta, uczestnicząc w niezwykłym nabożeństwie Drogi krzyżowej.
Nabożeństwo rozpoczęło się tradycyjnie w ogrójcu klasztoru ojców jezuitów. Rozważania odczytywane przy kolejnych stacjach przygotowała przewodnicząca Rady Miejskiej pani Adela Przybył, a odczytał je aktor kaliskiego teatru pan Maciej Grzybowski. W tym roku poświęcone były one miłosiernej miłości i podkreślały bogactwo dziejowe Kalisza w związku z tegorocznym jubileuszem 1850-lecia miasta.
Drodze krzyżowej przewodniczył ksiądz biskup Stanisław Napierała. Za krzyżem podążyli: ministranci, siostry zakonne, alumni WSD w Kaliszu, kapłani i wszyscy wierni. Krzyż nieśli przedstawiciele kaliskich parafii, a także więźniowie kaliskiego Zakładu Karnego. Stacje umiejscowiono w centralnych punktach miasta. Tak jak dwa tysiące lat temu, w drodze na Golgotę, tak i w tej kaliskiej, tłum szedł za Chrystusem. Wśród niego ludzie różnych stanów i zawodów, w różnym wieku. Miejski bruk, czasami ścisk, zalegające na poboczach ulic śniegowe zaspy, momentami nierówne tempo marszu. Miejsca dobrze znane, ale teraz inne. Zanurzone w modlitwie.
Wśród tłumu twarze pełne zatroskania, skupienia. Ukradkiem ocierane łzy. Losy ludzkich krzyży zatopione w tym jednym. Stacja III – Upadek. Tak jak w życiu. Upadamy, wątpimy. Prawda o sobie wyszeptana u stóp konfesjonału. Ile razy w ramionach miłosiernej miłości szukaliśmy ratunku? Ile razy bez siły tych ramion nie zdołalibyśmy się podnieść?
Ulicami Kalisza wędrują Cyrenejczycy. Nie. Ich nikt nie przymuszał. Wielu chce choć dotknąć krzyża. Poczuć bliskość z ukrzyżowanym. Panie, tak wiele mi dałeś. Pozwól, że teraz ja Ci pomogę. Promienie słońca padają na ramiona krzyża, jakby potwierdzając milczącą obecność Boga.
Wielu tylko się przygląda. Pełni nieufności, zadziwienia. Po co to wszystko? Dla kogo? Tłum podąża za krzyżem. Wielu zmierza jednak w przeciwnym kierunku. We wrogim nastawieniu przypominają trochę żołnierzy, tamtych z drogi na Golgotę. Niecierpliwie czekają aż tłum przejdzie. Stoją na uboczu. Tyłem do tłumu, tyłem do krzyża. Może zgadzają się, by zdjąć krzyż ze ścian swoich mieszkań. Wyrzucić go ze szkolnych sal, z miejsc publicznych. Wyrzucili krzyż ze swoich serc? A Chrystus idzie dalej. Ciągle ten sam. Z tym samym pragnieniem, by całe oceany obojętności i odrzucenia zmienić w potok miłosiernej miłości. Jedną ze stacji umiejscowiono tam, gdzie w czerwcu 1997 r. sługa Boży Jan Paweł II odprawił Mszę Świętą. Wielki świadek miłosierdzia. Ten, który z godnością przyjmował ciężar cierpienia. Uczył szacunku do krzyża. Na trasie kaliskiej Drogi krzyżowej spotykamy Weronikę. Zawsze w służbie innym. Młody mężczyzna pomaga starszej kobiecie w ominięciu śniegowej zaspy. Ktoś zwraca uwagę, żeby nie rozmawiać. Żeby nie przeszkadzać innym w modlitwie. Tak, miłość stawia wymagania. Zamiast szczebli kariery drabina dobrych uczynków. W rozważaniach pojawia się postać św. Franciszka z Asyżu. Tego, który odnajdywał miłość w prostych gestach, dobrym słowie, w uśmiechu. Uśmiech - dziś tak łatwo go zagubić.
Nabożeństwo kaliskiej Drogi krzyżowej zakończyło się przy kościele Świętej Rodziny. Dziękując wszystkim uczestnikom i organizatorom, ksiądz biskup Stanisław Napierała wskazał na nadzieję bijącą od krzyża: ,,Szliśmy za krzyżem, bo w krzyżu jest znak Jezusa Chrystusa, który na krzyżu okazał swoją największą miłość (…). Ufamy Jezusowi, który nas kocha, który nam przebacza, który podniesie nas na nowo”.
Katarzyna Łakomiak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!