TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 18:13
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Siostry albertynki

Siostry albertynki

Ledwo narodzili się synowie Brata Alberta, a on już się modlił, aby Bóg zesłał mu duchowe córki.

Poznaliśmy już, jak wyglądało życie w ogrzewalni męskiej, a także mogliśmy prześledzić początki, bardzo niepozorne tworzenia się wspólnoty braci wokół Brata Alberta. Dzięki systematycznym wysiłkom tego ostatniego, ukierunkowanym na wyeliminowanie żebractwa i zakładanie domów opieki społecznej, gdzie ludzie mogliby przystosować się „do życia produkcyjnego w miarę zdolności, zdrowia i sił do pracy”, natomiast ludzie do pracy niezdolni mieliby zapewnioną egzystencję materialną, opiekę lekarską i możliwość rozwoju życia wewnętrznego, sprawy układały się coraz lepiej. Śmiało można powiedzieć, że Brat Albert był prekursorem nowej myśli społecznej.

Czy my kobiety nie ludzie?
Ale póki co ciągle obracamy się głównie w towarzystwie męskim, bo jak pisze o. Władysław Kluz, praca charytatywna rozwijała się pomyślnie, ale głównie w ogrzewalni męskiej, podczas gdy w ogrzewalni żeńskiej, którą jak pamiętamy Brat Albert również wziął pod swoją opiekę, praca była sporadyczna i „ograniczała się do odwiezienia chorych do szpitala i do rozdzielenia odzieży i żywności, zdobytej podczas kwesty, dzieciom i kobietom”. Zrozumiałą rzeczą było, że samemu Bratu Albertowi i jego braciom zakonnym nie wypadało przebywać w ogrzewalni kobiecej, gdzie oprócz kobiet zwyczajnie biednych, przebywały również alkoholiczki i prostytutki. W związku z tym, coraz częściej Brat Albert musiał wysłuchiwać narzekań typu: „Czy my kobiety nie ludzie, że o nas nie dbasz, mężczyźni mają opiekę, a my nie! Chłopom tak dobrze, a nam źle!”
Oczywiście takie narzekania musiały docierać do serca Brata Alberta, ale warto pamiętać, że współcześni nazywali ogrzewalnię kobiet piekłem niewieściem i była ona siedliskiem wszelkich występków.
„Brat Albert zdawał sobie sprawę, że trzeba uzdrowić stosunki w żeńskiej ogrzewalni, ale na razie był bezradny wobec niemożności znalezienia odpowiednich kandydatek do pracy w tym środowisku. Żadna z chętnych nie odpowiadała wymaganiom Brata Alberta”.  

Wariatka w sam raz dla Brata Alberta
Jerzy Żak Tarnowski tak opisuje jedną z kandydatek: „Kiedyś zgłosiła się do niego dwudziestoletnia pełna uroku Jadwiga Orłoś ze Starego Konstantynowa na Podolu, córka dzierżawcy dóbr (…). Dziwne były jej losy i jeszcze dziwniejszy sposób bycia, czym zadziwiała otoczenie. Jadwiga pragnęła naśladować św. Benedykta z Labre. Porzuciła więc dom rodzinny i przybyła do Krakowa z zamiarem wstąpienia do klasztoru. W swej naiwności sądziła, że tej wagi decyzję należy przedłożyć osobiście biskupowi. Wybrała się zatem do kardynała Dunajewskiego, a na znak pokory przyszła na audiencję boso. Kardynał zakłopotany wizytą, nie wiedział, co ma z tym fantem zrobić. Na szczęście przypomniał sobie Brata Alberta, kazał go wezwać i zakomunikował mu żartobliwie: „Była tu jakaś wariatka... w sam raz dla Brata”. Gdy nadszedł wieczór, kandydatka na zakonnicę, nie mając ani pieniędzy, ani znajomych, udała się na Błonia i tam ułożywszy się na kupie kamieni zasnęła. Obudził ją policjant i zaprowadził jako włóczęgę do tak zwanego aresztu tymczasowego. Nazajutrz wielkie było zdumienie policjantów, gdy zobaczyli nieznajomą otoczoną wieńcem zasłuchanych towarzyszek z aresztu, którym mówiła o miłości Bożej. Po tych perypetiach zgłosiła się do Brata Alberta i przy jego boku zaczęła pracować w ogrzewalni. Na razie próba wypadła negatywnie i wkrótce Jadwiga Orłoś opuściła ogrzewalnię pozostawiając Brata Alberta znów bez żadnej pomocy”. Co ciekawe jednak, po roku wróciła i wtedy już została. Zakończyła swoje życie pośród albertynek, jako siostra Teresa.

Wymodlone z dwóch stron
Oczywiście Brat Albert nie ustawał w modlitwie o zesłanie mu do pomocy „niewiasty mężnej” i jego modlitwy zostały wysłuchane. Ową kobietą o wielkim sercu okazała się Anna Lubańska z Podlasia, która do Krakowa trafiła uciekając przed zsyłką na Sybir za działalność polityczną. To ona widząc kiedyś przypadkiem Brata Alberta z braćmi czekającymi na procesję miała powiedzieć do swojej towarzyszki: „Patrz, takie będą siostry zakonne, jak ci zakonnicy”. Kilka dni później zgłosiła się ze swoją kuzynką do Brata Alberta oświadczając, że od trzech lat modliły się gorąco, aby zostać zakonnicami. Wywarły one dobre wrażenie na Bracie Albercie. W lipcu 1890 roku Anna Lubańska po pobycie u sióstr wizytek ściągnęła ponownie swoją kuzynkę Marię Silukowską i z dwiema innymi kobietami zamieszkały w suterenie domu hrabiego Potockiego przy ulicy Straszewskiego. Niegdyś była tam kostnica. Praca w ogrzewalni kobiet była bardzo ciężka, ale pomagał im Brat Albert. Zapał kobiet nie słabł i w listopadzie było ich już siedem. Kilka razy zmieniły kwaterę, by w końcu przenieść się do nędznego, ale obszernego domu przy ulicy Skawińskiej 12. Tam mogły sprowadzić warsztaty tkackie, na których wyrabiały sukno na habity zakonne. Póki co mieszkały tam same i dochodziły do ogrzewalni.

W centrum życia biednych
W nocy 12 stycznia 1891 roku biedne kobiety zaprószyły ogień w ogrzewalni i krótko mówiąc puściły ją z dymem. Uciekając przed płomieniami, które doszczętnie zniszczyły ogrzewalnię, kobiety pobiegły prosto do domu sióstr wypełniając go po brzegi i niejako wymuszając decyzję, że dom sióstr stanie się jednocześnie przytuliskiem dla bezdomnych kobiet. Trzeba powiedzieć, że takie domy, gdzie osoby zakonne mieszkały pod jednym dachem z ubogimi były nowością w Kościele katolickim i otrzymały nazwę przytulisk Brata Alberta. W każdym razie pożar ogrzewalni i „potop” biednych kobiet, który zalał dom sióstr przyspieszyl decyzję o obłóczynach. Ceremonia miała miejsce 15 stycznia 1891 roku w kaplicy kardynała Dunajewskiego. Ojciec Bernard, kapucyn, wręczył ubogie habity III zakonu następującym siostrom: Annie Lubańskiej, Marii Silukowskiej, Marii Maksymiuk, Marcie Kuszewskiej, Marii Niewiadomskiej, Franciszce Gołębiowskiej i Teresie Szuckiej. Siostry albertynki oficjalnie rozpoczęły swoje istnienie.    ?

tekst Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!