TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 16:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Serce twarde jak skała - dzieło biblijne

Serce twarde jak skaładzielo

Kolejne dni Izraelitów prowadziły pustynnym szlakiem. Szli wezwani głosem Boga. Gdyby jednak ktokolwiek postawił im pytanie, dokąd i którędy wędrują, nie byłoby wcale łatwo dać na nie odpowiedź.

Celem wprawdzie była ziemia obiecana przez Boga, do której doszedł ich przodek Abraham; którą opuścili Jakub i jego synowie, by szukać schronienia w Egipcie. Ale nikt z nich tej ziemi nigdy nie widział i nigdy tam nie był. Wędrowali wierząc, że ona jest, że Mojżesz kierowany przez Boga zaprowadzi ich do niej.

Nieznana droga
Natomiast droga, którą mieli przejść, stanowiła dla nich absolutną tajemnicę. Wprawdzie znali szlaki, jakimi wędrowały karawany kupców i oddziały żołnierzy, ale ich wędrówka nie prowadziła tymi ścieżkami. Inaczej z pewnością poszliby drogą, która biegła wzdłuż morza. Ta była najłatwiejsza. Ale dla uciekinierów była niebezpieczna. Strzegły ją liczne posterunki wojskowe. Łatwo mogliby zostać schwytani i zawróceni do ziemi niewoli. Tędy mogli jedynie iść ci, którzy zostali wygnani z Egiptu. Natomiast Izraelici prowadzeni pod wodzą Mojżesza musieli uciekać przed wojskami faraona. Kluczyli, by zgubić pościg. Jednak teraz wojska egipskie były już daleko, pościg był jedynie wspomnieniem. A mimo to szli nieznaną drogą. Bóg za każdym razem wskazywał jej kolejny odcinek. Oni zaś uczyli się posłuszeństwa i zaufania. Tym samym kolejne etapy wędrówki łączyły się z czasem ich życia. Ono także zmierzało w nieznaną przyszłość. Jego kolejne godziny wiązały się z nieprzewidzianymi wydarzeniami i sprawami. Tu również trzeba wsłuchać się w głos Boga i pozwolić się mu prowadzić, aby stać się uczestnikiem życia wiecznego obiecanego przez Stworzyciela. Tak wędrówka Izraela stawała się znakiem ludzkiego życia.

Wyschnięte źródła
Choć droga była nieznana, to Hebrajczycy przemierzali ją tak samo jak inni wędrowcy. Każdego dnia jeden odcinek, pewien etap. Zazwyczaj jego długość wyznaczały oazy, miejsca, gdzie znajdowały się źródła wody i rosnące wokół nich palmy. Ich zieleń już z daleka dawała nadzieję. Tu znajdziesz wszystko to, co jest potrzebne dla twojego życia. Odpoczniesz i wzmocnisz swoje siły. Znajdziesz cień chroniący cię przed palącym słońcem. Będziesz mógł w nocy rozpalić ogień, rozgrzewający podczas przenikliwego zimna pustynnej nocy. Posilisz się i zaspokoisz pragnienie. Napełnisz swoje bukłaki, uzupełnisz zapasy i będziesz mógł iść dalej. Pewnie tego wszystkiego Izraelici spodziewali się dochodząc do oazy zwanej Refidim. To oczekiwanie do dziś brzmi w nazwie tej oazy. Owo słowo oznacza miejsce schronienia i odpoczynku. Tego pragnęli wędrowcy. Jednak to, co zobaczyli wpierw odebrało im mowę. Zeschnięte z pragnienia wargi zacisnęły się w głuchym milczeniu. Źródła były wyschnięte. Ziemia pozbawiona wody. To nie tak, jak w Mara, gdzie woda była gorzka. Tu nie było jej wcale. W ich sercach zrodził się bunt. On szybko przelał się na usta. Padły słowa skierowane przeciw Mojżeszowi, które rozpętały kłótnie. Znów on był wszystkiemu winien. Szybko zapomnieli o jego trosce, o wszelkim dobru, jakie za jego pośrednictwem stało się ich udziałem. W niepamięć poszły wielkie dzieła dokonane przez Boga pośród nich. Zachowywali się tak, jak gdyby to tej pory w ich życiu nic się nie wydarzyło, nic nie zmieniło, a Bóg nie istniał. Przed oczyma mieli tylko śmierć z pragnienia zagrażającą ich życiu. Odpowiedzialnym za tę sytuację czynili Mojżesza. Żądali jednego: by dał im do picia wodę. Ich umysły rozgrzane buntem kierowały to żądanie nie tylko w stronę Mojżesza, ale i Boga, tak jak gdyby On miał być jedynie na ich usługach, jakby to On miał być posłuszny swemu ludowi. Przestali słuchać Jego głosu.

Zwątpienie w miłość
W obliczu tej kłótni Mojżesz wzywał ich, aby się opamiętali. Przecież ci, którzy chcą iść drogą wiary nie mogą stawiać żądań człowiekowi, który ich prowadzi, spierać się z nim, podważać to, co on czyni, nie ufać mu. Tym bardziej nie można wystawiać Boga na próbę, niedowierzać, stawiać sprawę na ostrzu noża: uwierzę, jeśli spełnisz moje prośby, a jak nie, to Cię odrzucę, uznam, że nie istniejesz lub poszukam sobie innych bogów. Ale lud był głuchy na słowa Mojżesza. Szemrał przeciw niemu. Ten szmer zagłuszał słowa wzywające do opamiętania, czynił ich głuchymi. Nie słyszeli nic innego poza własnym głosem, który domagał się zaspokojenia ich pragnienia. Jedynym, czego żądali, była woda. W tej sytuacji wypowiedzieli bardzo dramatyczne oskarżenie: Mojżesz i Bóg, który nim kieruje, są gotowi doprowadzić do śmierci z pragnienia Hebrajczyków i ich dzieci. Nie mają nawet żadnej litości nad ich stadami, które skonają pozbawione wody. Jeśli tak, to czym Bóg i Mojżesz różnią się od władcy Egiptu. A może nawet są gorsi. Tamten wprawdzie ich zabijał, ale gdy pracowali dawał wodę i pokarm. Wprawdzie Bóg przez Mojżesza dał im wolność, ale po co im ona, skoro teraz mają umrzeć. Zresztą nie wierzyli w dar wolności. Czuli się zniewoleni przez Boga i służącego Mu Mojżesza. Im przypisywali zło. Ich wiązali ze śmiercią. Czynili odpowiedzialnymi za nieszczęście, jakie w ich ocenie zagrażało wszystkim Hebrajczykom. Tym samym podważali sens dzieła dokonanego przez Boga. Uważali Go za tak samo, a może jeszcze bardziej, bezdusznego jak faraon. Zwątpili w Jego miłość. Traktowali jako bezdusznego tyrana, który dla niezrozumiałego kaprysu uśmierca swe dzieci.

Woda ze skały
Mojżesz w tej sytuacji widział, że jego słowa nie prowadzą do opamiętania ludu. Był bezradny wobec buntu zrodzonego z głębi ich serca. Ale ciemność, jaka spowiła jego rodaków nie ogarnęła jego wnętrza. W nim był płomień wiary. Dlatego szukał pomocy u Boga. W tej trudnej sytuacji podjął modlitwę. Zaczął wołać do Boga. Był w trudnej sytuacji. Widział, że gniew rodaków może doprowadzić do jego śmierci. Byli gotowi go zabić. Może już w rękach niektórych były kamienie, by rzucić w niego. I pewnie nie byłoby nikogo, kto by go oszczędził. Cały lud obrócił się przeciw Mojżeszowi. Opuścili go wszyscy. Pozostał sam. Jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji to zdać się na Boga. I czyniąc to nie zawiódł się. Bóg stanął w jego obronie. Co więcej, stanął w obronie życia całego ludu, choć ten popadł w szaleństwo buntu i gotów był zabić swego wyzwoliciela i odrzucić Boga. A przecież gdyby wykonali ten zamiar, pozostaliby sami sobie, zdani jedynie na śmiertelny żywioł pustyni.
Bóg odpowiadając na wołanie Mojżesza nakazał mu wyjść przed lud. Jego wiara miała być znakiem sprzeciwu. Następnie miał wziąć na świadków starszych ludu. Zaś dla dokonania znaku miał posłużyć się tą samą laską, jaką uderzył Nil, bo przecież teraz, tak jak wtedy, gdy w Egipcie zmagał się z buntem i niewiarą faraona, stał w obliczu takiego samego buntu i niewiary, tyle że płynącego z serc jego rodaków. Dlatego tą laską miał uderzyć w skałę. Gdy to uczynił wypłynęła z niej woda zaspokajająca pragnienie Izraelitów. Twarda skała była bardziej posłuszna Bożemu rozkazowi, niż ludzkie serce. Ale uderzenie w nią było jednocześnie uderzeniem w serce Izraela. Ze skały wypłynęła woda, zaś z serca Hebrajczyków wiara. Może jeszcze była niewielka, ale tak jak kilka kropel wody zaspokaja pragnienie, tak ona stanowiła podstawę ocalenia ludu Bożego. Ratowała przed buntem odrywającym od źródła życia, jakim jest Bóg. By o tym pamiętać owo miejsce nazwano Massa i Meriba - „próba” i „spór”. Tu bowiem Hebrajczycy chcieli się przekonać, czy Bóg jest rzeczywiście pośród nich. I zobaczyli coś więcej, niż tylko strumień wody płynący ze skały. Poznali, że Bóg nie odwrócił się od nich, ale ich ocalił. Nie postąpił z nimi, jak ziemski władca, który zabija buntowników. Bóg bowiem nie przestał swego ludu kochać mimo sprzeciwu i zwątpienia obecnego w ich sercach.

Tekst ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!