TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 00:32
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Serce jak dzwon - pasjonaci w diecezji

Serce jak dzwondzwonnik

Mówiąc pasja, często myślimy o zamiłowaniu do gromadzenia, kolekcjonowania przedmiotów o różnej wartości sentymentalnej. Ale czy praca może być pasją? Owszem, tu także można śmiało powiedzieć, że robi się coś z pasją, kocha się to, co się robi i nie jest to tylko codzienna czynność.

Takim człowiekiem jest pan Paweł z Krotoszyna, który swoją pracę wykonuje z wielką pasją. Dla niego większość wykonanego zlecenia to nie tylko zadanie, ale także wielkie przeżycie. Jego zaangażowanie słyszalne jest na cały świat. I to nie tylko w przenośni, bo mówimy tu o dźwiękach dzwonów, które bijąc na wieżach kościołów w wielu miejscach świata obwieszczają ludziom dobre, a czasami i złe nowiny.

Najlepiej zacząć od początku
Chcąc przybliżyć osobę pana Pawła, jak i jego zamiłowanie, musimy cofnąć się do początków. Już jako mały chłopiec przyglądał się pracy swojego ojca Edmunda. I tak ojciec pana Pawła na prośbę ówczesnego proboszcza krotoszyńskiej fary ks. Wiktora Midzińskiego w 1968 roku wykonał i uruchomił żłóbek, w którym były ruchome elementy. Funkcjonuje on do dnia dzisiejszego i jest ogromną atrakcją dla dzieci. Zajmuje powierzchnię około 50 m2. Ks. Wiktor wrócił z Francji, gdzie pracował z Polonią, tam widział wiele nowinek i próbował wprowadzać na nasze tereny nowe rozwiązania. Później pan Edmund wykonał małą dzwonnicę z dzwonem, która była ustawiana przy tym żłobku. - Pamiętam zabawną sytuację z tamtych lat. W dzwonnicy stał ministrant, do którego rączki była przywiązana linka. Imitował on dzwonnika, ale był to mały murzynek. Wówczas ks. Wiktor stwierdził, że jednak murzynek nie może być, bo może to zostać źle odbierane. I tato zmienił chłopca na „białego” - wspomina pan Paweł dodając, że kilka lat temu nastąpiła awaria napędu w trakcie Bożego Narodzenia. To była tragedia dla dzieci, bo dzwoneczek nie dzwonił kiedy wrzucały monetę. Również w 1970 roku ojciec pana Pawła uruchomił dzwony parafialne stosując nowy, autorski projekt napędu. Dzwony te funkcjonują do dziś. I tak się zaczęła przygoda z dzwonami i napędami.
Jak już wspomniałam pan Paweł już jako mały chłopiec przyglądał się pracy ojca i mu pomagał. Potem swoją naukę ukierunkowywał na ten tor. Na studiach zajął się konstruowaniem silnika napędowego, który w stosowanym systemie jest najważniejszym elementem. Od 25 lat jest on stosowany przy uruchamianiu dzwonów. W swoim dorobku pan Paweł ma już setki uruchomionych dzwonów opartych na zastosowaniu silnika liniowego w różnych częściach kraju, jak i za granicą. Ogromna praktyka jaką posiada pan Paweł pozwala mu na oszacowanie stanu dzwonu, a co za tym idzie istniejącego w nim napędu oraz odróżnić jakiego typu jest napęd. Potrafi też rozpoznać z jakiej odlewni pochodzi dzwon.

Dzwony z historią
Zapytałam naszego pasjonata, czy te setki napędów, setki dzwonów, to tylko liczby na kartach dokumentów, czy pozostają wspomnienia, które zapamiętuje się na zawsze? I okazało się, że trafiłam na piękną historię jednego z dzwonów, którą pan Paweł wspomina z wielkim sentymentem. „Serce Łodzi”, bo o nim mowa, to ogromny dzwon, który kilka lat temu zawisł na nowo na kościelnej wieży. Do niego pan Paweł wykonał napęd. Sam dzwon powstał w ciekawych okolicznościach. - Został on ufundowany przez mieszkańców Łodzi jeszcze przed wojną w 1906 roku, ale wówczas nie była jeszcze ukończona katedra łódzka. Umieszczono go więc na konstrukcji przy głównym wejściu do świątyni. Kiedy wybuchła I wojna światowa Niemcy chcieli ten dzwon zabrać i przetopić na cele militarne. Łodzianie nie chcieli go oddać, postawili straż obywatelską i kilkanaście osób przez dzień i noc pilnowało tego dzwonu. Proboszcz katedry porozumiał się z oficerem, który w tym czasie zarządzał Łodzią i zaproponował wymianę. Zorganizował zbiórkę metali kolorowych, które zrównoważyły wartość dzwonu. Zebrano około 10 ton złomu, na co przystała administracja niemiecka i tak dzwon ocalał - opowiada pan Paweł. Zauważając, że w okresie międzywojennym zawędrował on na więżę. Jednak podczas II wojny światowej historia się powtórzyła, ale tym razem nie udało się  uratować dzwonu. A Ks. Proboszcz, który sprzeciwiał się rozkazom, został zdjęty z funkcji proboszcza, wywieziony do obozu koncentracyjnego, z którego już nie wrócił. - W roku 2011 ponownie mieszkańcy Łodzi ufundowali dzwon, a jak wiadomo Łódź jest miastem wielokulturowym i wielowyznaniowym, tak więc cztery różne religie mają swój wkład w ten dzwon. Tak od 2012 roku 2,5-tonowy dzwon rozbrzmiewa nad Łodzią - stwierdza pan Paweł. Na uwagę zasługuje też historia mocowania dzwonu na łódzkiej katedrze, którą wspomina pan Paweł. - Jego mocowanie odbyło się w nietypowych warunkach. Cała aura wciągnięcia dzwonu na wieżę odbywała się 1 czerwca. Wówczas zorganizowano diecezjalny Dzień Dziecka i wszystkie dzieciaczki przywieziono na plac katedralny. Tam stało ze trzy tysiące małych osób. Mieliśmy niesamowitą publiczność, scenerię, ale tym samym wielką odpowiedzialność. Dzwon wprowadzany był otworem zegarowym. Akcja się udała, bo trzeba tutaj zaznaczyć, że czasami akcje dźwigowe nie udają się i są powtarzane. Rzadko to bywa, ale się zdarza - mówi pan Paweł. Dodając, że takie wydarzenia pozostawiają w sercu na długo tym bardziej, że przy tej okazji wydarzyło się jeszcze coś szczególnego. Otóż spośród tych dzieci, które wtedy się tam znalazły, została utworzona grupa strażników dzwonu. To 22 osoby, w wieku do pięciu lat i co ważne z wszystkich czterech wyznań. Strażnicy dostali specjalne legitymacje i zostali zobowiązani są do przeglądu dzwonu raz w roku 1 czerwca. Przyjeżdżają wówczas do Łodzi, ubierani są w kamizelki, kaski i wchodzą do góry pod dzwon i specjalnym młotkiem sprawdzają brzmienie dzwonu. Dokumentacja z przeglądu jest przechowywana.

Z potrzeby serca
Ten kto był w Ziemi Świętej wie, że jest to miejsce, do którego chce się wracać. To szczególny kraj. Pan Paweł kiedy pierwszy raz pojechał do Ziemi Świętej był pod ogromnym wrażeniem miejsc, ale i przewodnika ojca franciszkanina. Zaprzyjaźnił się z nim i z innymi ojcami tam pracującymi. Od nich dowiedział się, że nie jest im łatwo, kościoły są biedne i mają ogromne potrzeby. Tak od roku 2008 pan Paweł zaczął pomagać tamtejszym ojcom. Otrzymał list polecający, by działać w ich imieniu. Gdzie tylko mógł prosił o pomoc, kwestował. Szczególnie podczas targów sakralnych. Udało się tym sposobem zebrać wiele przedmiotów potrzebnych dla tamtych kościołów. Sam z ekipą wolontariuszy wyjeżdżał i wyjeżdża, by wspomagać franciszkanów. W ostatnich dniach, jako wyraz wdzięczności za pontyfikat papieża Polaka, wspólnota parafii farnej z Krotoszyna ufundowała dzwon, który będzie umieszczony w kościele Prymatu Piotra w Ziemi Świętej. Dla pana Pawła to niezwykłe wydarzenie, które nie uważa za pracę, ale za coś niezwykłego, gdyż w ten sposób można pomóc braciom. Nie tylko opowiada o tym z pasją, ale daje się wyczuć nutkę sentymentu.

Głęboko ukryta historia
- Każdy dzwon posiada swoją tajemnicę, historię i to niesamowicie pociąga. A kiedy napotyka się na „perełki” to dodatkowo potęguje poczucie wykonanej pracy. Każdy dzwon przecież posiada swoje imię, jest przypisany osobie, dla której jest dedykowany. Posiada duszę - twierdzi pan Paweł. - Na terenie naszej diecezji, w miejscowości Benice natrafiłem na najstarszy czynny dzwon, który ma 500 lat. Starszego czynnego jeszcze nie widziałem - dodaje.
Pan Paweł na temat dzwonów i ich napędów mógłby opowiadać godzinami. Miło go słuchać, bo przecież tak mało o tym wiemy. Słyszymy tylko dźwięk dzwonów. Dowiedziałam się, że powinny być minimum trzy dzwony. Gdyż trzy głosy stworzą pewną melodię podczas dzwonienia. Każdy posiada swój dźwięk w zależności w jakiej grupie dzwonów się znajduje. Dzwony są odlewane w różnych tonacjach i wielkościach. Wydawałoby się, że dzwon to dzwon, ale istnieje podział ze względu na religię, a także na region. Są różne techniki, w krajach anglosaskich kołysanie dzwonów jest inne, one są wysoko przechylane i co za tym idzie jest inna konstrukcja zawieszenia dzwonu i serca. Uderzenie serca następuje przy bardzo wysokim uniesieniu dzwonu. W kościołach katolickich najbardziej popularny i charakterystyczny jest dzwon poruszający się cały, kołyszący się. Natomiast w kościołach prawosławnych dzwony są zawieszone nieruchomo. - Tam są wygrywane dźwięki sercami. Ruchome są tylko serca, do których przyczepiona jest linka i grający pociąga za linki, a serca wówczas uderza w dzwon. Tak w kościołach prawosławnych o melodię jest prościej, bo można samym sercem uderzyć z różnym interwałem, czyli też z różną częstotliwością – zdradza pan Paweł. - Warto tu zauważyć, że w kościele prawosławnym w Supraślu odbywają się koncerty na dzwonach. Z różnych stron świata przyjeżdżają dzwonnicy wygrywać melodie na dzwonach - przytacza pan Paweł.
Tak więc mówiąc o pracy nie możemy nie zauważyć przy tym wielkiej pasji. Zapewne wiele jeszcze pięknych historii ukrytych w dzwonach moglibyśmy wysłuchać, które pan Paweł pielęgnuje w swoim sercu. Najważniejsze jest, że serca dzwonów biją dla wszystkich w każdym zakątku świata.

Tekst Arleta Wencwel

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!