TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 23:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Serce Chopina

Serce Chopina

- Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł - jak świnia! - powiedział przed śmiercią Fryderyk Chopin do przyjaciela ks. Aleksandra Jełowieckiego. Prosił też, by jego serce zostało wywiezione z Francji do Polski. Zamknięte w słoiku, nielegalnie przewiozła je Ludwika, najstarsza siostra Fryderyka. Dotarło do Warszawy dokładnie z 7 na 8 stycznia 1850 roku.


Wybitny kompozytor i pianista wyjechał ze stolicy Polski do Paryża już w wieku 20 lat, w Dzień Zaduszny 2 listopada 1830 roku. Wyjechał, bo chciał uczyć się w Paryżu, wtedy jednym z najmodniejszych miast Europy. Dlaczego wrażliwy na świat dźwięków Fryderyk pod koniec życia użył wspomnianych na początku mocnych słów?

O niebie nie myślał
Fryderyk wychowany w rodzinie katolickiej we Francji zaczął tracić wiarę w Boga przekazaną przez rodziców. Miały na to wpływ kontakty z ludźmi, w których życiu Bóg zajmował ostatnie miejsce albo w ogóle nie był obecny. Do tego doszedł romans z pisarką George Sand, uważaną za jedną z najbardziej kontrowersyjnych osób paryskiego świata, i kontakty z Delfiną Potocką. Chopin coraz bardziej oddalał się od Boga i Kościoła. Wspominany już ks. Jełowiecki próbował rozmawiać z przyjacielem, ten jednak pomimo poważnej choroby nie myślał wcale o pojednaniu z Bogiem. Ks. Aleksander pisał o tym już po śmierci Chopina w liście do Ksawery Grocholskiej: „Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku. Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia jego geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i nie traci na bystrości rozumu i gorącości serca. Twarz jego jak alabaster zimną była, białą i przejrzystą; a oczy jego, zwykle mgłą przykryte, iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia. Zawsze słodki i miły, i dowcipem wrzący, a czuły nad miarę, zdawał się już mało należeć do ziemi. Ale niestety, o niebie nie myślał. Miał on niewielu dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu; ci zwłaszcza byli jego czcicielami. A triumfy jego w sztuce najwnikliwszej zagłuszyły mu w sercu Ducha Świętego jęki niewypowiedziane. Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmurą ołowianą osiadła zwątpieniem”.

Spowiedzi nie pojmuję
Ks. Jełowiecki chciał pomóc przyjacielowi, dlatego rozmawiał z nim o sakramencie pokuty. Kiedy wiadomo było, że Chopin niedługo umrze, pojawił się u niego tak szybko, jak tylko było to możliwe. „Uścisnęliśmy się wzajem, a, wzajemne łzy nasze wskazały nam, że już ostatkami gonił. Nędzniał i gasł widocznie; a jednak nie nad sobą, ale nade mną raczej zapłakał użalając się morderczej śmierci brata mego Edwarda, którego też kochał. Skorzystałem z tej tkliwości jego, aby mu przypomnieć Matkę... i jej wspomnieniem rozbudzić w nim wiarę, której go była nauczyła. „Ach, rozumie cię, rzekł mi, nie chciałbym umrzeć bez sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu. Pojąłbym jeszcze słodycz spowiedzi płynącą ze zwierzenia się przyjacielowi; ale spowiedzi jako sakramentu zgoła nie pojmuję” - opowiadał w liście ks. Jełowiecki. I dalej wytrwale odwiedzał Fryderyka, tłumaczył mu, rozmawiał i modlił się za jego duszę.

Daj mi duszę
„Aż oto – zanotował ks. Aleksander, 12 bm, wieczorem przyzywa mię co prędzej doktor Cruveiller mówiąc, że za nic nie ręczy. Drżący od wzruszenia stanąłem, u drzwi Chopina, które po raz pierwszy przede mną zamknięto. Jednak po chwili kazał mię wpuścić, lecz tylko na to, aby mi rękę uścisnąć i powiedzieć: ,,Kocham cię bardzo, ale nic nie mów, idź spać”. Wystaw sobie, kto możesz, jaką noc przebyłem!” W dniu św. Edwarda, który był patronem jego zmarłego brata ofiarował za duszę Chopina Mszę św. i prosił: „O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka!”.
Kiedy poszedł do Chopina przypomniał mu o Edwardzie. „W dzień mego brata daj mi wiązanie” - powiedział i usłyszał „Dam ci, co zechesz”. Udało się, Fryderyk wyznał wiarę wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego i płacząc przystąpił do spowiedzi. Przyjął też Wiatyk, czyli Komunię Świętą i jak pisze ks. Jełowiecki „Ostatnie Pomazanie”, dzisiaj powiedzielibyśmy sakrament namaszczenia chorych, o który genialny kompozytor sam poprosił.

Do widzenia w niebie
Od tej chwili Fryderyk przemieniony łaską Bożą, stał się jakoby innym człowiekiem. Jego konanie trwało cztery dni i noce. W tym czasie dziękował Bogu i opowiedział o swoim szczęściu przyjaciołom. Ks. Aleksander wspominał: „Wtem Chopin otworzywszy oczy i ten tłum ujrzawszy, zapytał: „Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?” I padli wszyscy ze mną na kolana, i odmówiłem Litanię do Wszystkich ŚŚ., na którą i protestanci odpowiadali. Dzień i noc prawie ciągle trzymał mię za obie ręce, nie chcąc mię opuścić, a mówiąc: „Ty mnie nie odstąpisz w tej stanowczej chwili” I tulił się do mnie, jak zwykło dziecię czasu niebezpiecznego tulić się do matki. I co chwila wołał: „Jezus, Maria!”, i całował krzyż z zachwytem wiary i nadziei, i wielkiej miłości. Niekiedy przemawiał do obecnych, z największą tkliwością mówiąc: „Kocham Boga i ludzi!... Dobrze mi, że tak umieram... Siostro moja kochana, nie płacz. Nie płaczcie, przyjaciele moi. Jam szczęśliwy! Czuję, że umieram. Módlcie się za mną! Do widzenia w niebie”. To znowu do lekarzów usiłujących przytrzymać w nim życie powiadał: „Puśćcie mię, niech umrę. Już mi Bóg przebaczył, już mię woła do siebie! Puśćcie mię; chcę umrzeć”. (…) W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł — jak świnia!” W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!” I skonał. Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie”. Cyprian Kamil Norwid zamieścił nekrolog w „Dzienniku Polskim”: „Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel Fryderyk Chopin, zszedł z tego świata”.

Katolicki pogrzeb
Fryderyk Chopin umarł dokładnie 17 października 1849 roku o godzinie drugiej rano. Trzynaście dni później odbył się jego uroczysty, katolicki pogrzeb w kościele św. Magdaleny, a potem na paryskim cmentarzu Père-Lachaise. Podczas nabożeństwa wykonano Preludia - e-moll i b-moll oraz, podobno zgodnie z życzeniem Chopina - Requiem Mozarta. Na cmentarzu Père-Lachaise zabrzmiał Marsz żałobny z Sonaty b-moll w instrumentacji Napoleona Henri’ego Rébera.
Pogrzebem zajęła się Ludwika Jędrzejewicz, najstarsza siostra Chopina, która wcześniej opiekowała się nie tylko schorowanym bratem, ale także jego spuścizną materialną i artystyczną. Dwukrotnie odwiedziła brata we Francji. Przyjechała najpierw w lipcu 1844 roku, po śmierci ojca, a potem na wyraźną prośbę ciężko chorego Fryderyka 8 sierpnia 1849 roku i pozostała do grudnia. By zapłacić za pogrzeb Ludwika pożyczyła od Jane Stirling i jej siostry pięć tysięcy franków. Natomiast od Jane otrzymała w darze fortepian Chopina, który obecnie znajduje się w Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie. Po śmierci Fryderyka dalej korespondowała z Jane Stirling, także w sprawie nagrobka na paryskim cmentarzu Père Lachaise.
Wiedziała o ostatniej prośbie brata, dlatego z Paryża do Warszawy zabrała potajemnie serce Chopina oraz, jak się przypuszcza, pukiel jego włosów, a także szereg pamiątek i jego korespondencję z George Sand. Ponieważ obawiała się kontroli granicznej, listy zostawiła u znajomego w Mysłowicach. Ten „wypożyczył” je Aleksandrowi Dumasowi, synowi, który oddał listy George Sand, a ona je spaliła.

Gdzie skarb Twój, tam serce Twoje
Ludwika dotarła do Warszawy z 7 na 8 stycznia 1850 r. Słój z sercem trzymała początkowo w domu na Podwalu. Ostatecznie znalazło ono swoje miejsce w kościele Świętego Krzyża i wiąże się z nim interesująca historia z czasów Powstania Warszawskiego. Ale o tym innym razem. Kiedyś obejrzałam na ten temat film dołączony do jednego z numerów kwartalnika IPN. Może ktoś do niego zajrzy? Świątynia położona w sąsiedztwie Pałacu Czapskich, nazywanym też Pałacem Krasińskich lub Raczyńskich, była parafialnym kościołem rodziny artysty. To w nim zostały ochrzczone dwie siostry Fryderyka: Izabela i Emilia. W 1880 r. przeniesiono serce Chopina do niszy w jednym z filarów kościoła. Znajduje się tam tablica z wykutym napisem „Fryderykowi Chopinowi - rodacy” i cytatem z Ewangelii św. Mateusza „Gdzie skarb Twój, tam serce Twoje”.
W 2017 r. naukowcy przeprowadzili badania nad sercem Chopina i dzięki temu sporo się dowiedzieliśmy. „Stan zachowania, wygląd preparatu, rodzaj nici, użytej do zszycia serca po sekcji, dokonanej w Paryżu, typ słoja - to wszystko w naszym przekonaniu jest z epoki. Faktem jest pełna zgodność opisów zarówno słoja, jak i skrzynek, w jakich się on znajduje, a stwierdzonym stanem faktycznym” - podkreślili naukowy. Wiemy też na co zmarł Fryderyk Chopin. „Ze względu na kolor płynu, nie wykluczamy, że serce znajduje się w koniaku. Najprawdopodobniej bezpośrednią przyczyną śmierci kompozytora była gruźlica - na sercu widoczne są pewne zmiany anatomiczne, które na to wskazują” - stwierdzili naukowcy. Chopina zabiło najprawdopodobniej gruźlicze zapalenie osierdzia, a nie - jak podejrzewał m.in. prof. Wojciech Chichy z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu - mukowiscydoza czy przewlekła obturacyjna choroba płuc.

Renata Jurowicz

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!