TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 19:11
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Przytulić się do Chrystusa

Przytulić się do Chrystusa

Kiedy przygotowywałem się do naszej „opiekunowej“ pielgrzymki beatyfikacyjnej szukałem duchowego klucza do jej przeżycia dla mnie osobiście, ale nie tylko. Jako duchowy kierownik powinienem przecież „zarazić“ czymś pozostałych uczestników, którzy wybrali naszą długą, jedenastodniową propozycję. 

 

Dlaczego Jan Paweł II nie jest najważniejszy? 

Wydało mi się czymś oczywistym, że wspólnym mianownikiem każdego dnia, bez względu na to, gdzie się znajdziemy będzie Eucharystia, a kiedy uświadomiłem sobie, że jednym z najbardziej wyeksponowanych ostatnimi laty wizerunków Jana Pawła II, jest ten, na którym kurczowo ściska on krzyż, a właściwie przytula się do niego, wiedziałem już, o co mi chodzi. W tej pielgrzymce bynajmniej nie chodzi o Jana Pawła II: chodzi o Chrystusa. Kiedy byłem w Rzymie na kilka dni przed wyjazdem naszej grupy, z lekkim niepokojem zauważyłem, że dominowały plakaty „papacentryczne“ z Janem Pawłem II: ten z napisem „Szukałem was, a teraz wy przychodzicie do mnie i za to wam dziękuję“ i drugi cytujący słowa Papieża wypowiedziane w dialekcie rzymskim: „Weźmy się do roboty, jesteśmy Rzymianami“. Moje obawy zostały rozwiane, kiedy po wejściu na Plac Świętego Piotra już w dzień beatyfikacji zobaczyłem gigantyczny napis „Spalancate le porte a Cristo“ – „Otwórzcie Chrystusowi drzwi na oścież“. Wiedziałem, że po tej pielgrzymce wcale nie musimy wiedzieć więcej o nowym Błogosławionym, nie musimy poprawiać naszej znajomości włoskiej kultury, nie musimy polubić makaronu i espresso. Ale mamy wielką szansę poczuć, jak dobrze jest wtulić się w Chrystusa, jak dobrze jest zakochać się w Eucharystii, jak mocno otwiera serca innych dostrzeżenie w nich Jezusa.

 

Jedyna pielgrzymka, która omija beatyfikację

Kiedy jeden z uczestników wyznał mi, że wybrał naszą pielgrzymkę ponieważ Proboszcz powiedział mu, że to jedyny program, który OMIJA beatyfikację, najpierw wybuchnąłem śmiechem, bo najwyraźniej mister, powiedzmy Kowalski, źle zrozumiał. Oczywiście beatyfikacja jest centralnym punktem naszego pielgrzymowania, ale ta intuicja, że nie jest ona najważniejsza, była jak najbardziej uprawniona, jeśli głębiej się nad tym zastanowić. Jan Paweł II byłby szczęśliwy wiedząc, że w naszym pielgrzymowaniu nie chodzi o niego, a o Tego, dla którego prosił nas o otwarcie drzwi na oścież. I to naprawdę się stało. 

 

Pierwsze nawrócenie

Sprawiło mi wielką radość świadectwo złożone przez naszego pilota, który przecież był „w pracy“, a zaskoczył nas pięknymi słowami o swoim nawróceniu, czy może powrocie do źródeł, tuż przed rozstaniem, na samym końcu pielgrzymki. Powiedział, że zachwycił go i poruszył wizerunek Jezusa w Manopello, wizerunek Jezusa Zmartwychwstałego.

- Od tej pory wiem, że jeśli przyjdzie na mnie chwila zwątpienia, a na każdego przecież przychodzą takie chwile, będę wracał do tego wizerunku – powiedział Krystian. I tak jak pierwszy raz nazwano uczniów Chrystusa chrześcijanami w Antiochii, tak nasz Krystian poczuł się bardziej Chrystianem w naszym autobusie! A kiedy dzwoniłem do niego już po powrocie do kraju, powiedział mi, że nawet jego żona zauważyła w nim jakąś duchową zmianę, zwłaszcza że raz zwrócił się do niej omyłkowo per „siostro” ;-) Wizerunek Chrystusa w Manopello, tak przeźroczysty, że można przez Niego patrzeć na innych... przemawia bez słów. Inny z uczestników napisał mi sms-a, w którym opowiadając o poznanej na pielgrzymce osobie, określił ją jako piękną wewnątrz. Kto uczy tak patrzeć na drugiego człowieka? Saint-Exupery? Nie, to się zaczęło parę tysięcy lat wcześniej.

 

Niedowiarkom po oczach i innych zmysłach

Nie wiem, czy Pan Jezus jakoś szczególnie się unosi, kiedy ludzie tracą wiarę bądź powątpiewają co do różnych prawd, których Kościół naucza. A przynajmniej nie zawsze daje nam to odczuć. Na pewno zareagował zdecydowanie, kiedy tracili wiarę w Eucharystię, i to kto! Księża! Mieliśmy możliwość modlić się w dwóch takich miejscach, gdzie Pan Jezus mocno się upomniał o swoje: w Orvieto, gdzie jest przechowywany splamiony Krwią wyciekłą z Hostii Korporał i w Lanciano, gdzie konsekrowana Hostia przemieniła się w prawdziwą ludzką tkankę sercową. I myśmy tam sprawowali Eucharystię przyjmując Komunię Świętą i patrząc własnymi oczami na te Relikwie! Kiedy w tym drugim miejscu kapłan tuż przed Komunią Świętą uniósł w górę przesłaniający relikwiarz welon, natychmiast skojarzyło mi się to z welonem przykrywającym beatyfikacyjny obraz Jana Pawła II, który uniósł się do góry podczas Mszy Świętej Beatyfikacyjnej. I nie mogłem nie wrócić myślami do momentu, kiedy po śmierci Papieża Polaka, jego twarz została przykryta specjalnym welonem (notabene prastary zwyczaj, który właśnie Jan Paweł II bez rozgłosu przywrócił do ceremonii pogrzebowych Głowy Kościoła). Pomyślałem, że Pan Bóg odsłania przed nami swoje tajemnice, wystarczy mieć oczy otwarte i nie chodzi przede wszystkim o oczy ciała. Choć i oczy ciała są ważne.

 

Jacy jesteście piękni, kiedy zbliżacie się do Eucharystii

Tak mówił kiedyś Jan Paweł II do młodych. Ja wiem, że są ludzie, którzy mają z natury (czyli od Boga, żeby było jasne) radosne usposobienie i często się uśmiechają. A nawet, jak się nie uśmiechają to i tak oczy im się śmieją. Kocham takie osoby i bardzo lubię je mieć blisko siebie. Kiedy coś mnie zdenerwuje, ktoś rozczaruje albo obrazi, wystarczy, że popatrzę na takie uśmiechnięte oblicze czy oczy i natychmiast wszystko przechodzi. Ale najpiękniejsze te oblicza są po Eucharystii, tzn. najpierw widzę je przyjmujące Jezusa, a potem promieniujące. Nikt mnie nie przekona, że nie ma to żadnego wpływu. Rzeczywiście Jan Paweł II mawiał: „nawet sobie NIE WYOBRAŻACIE, jacy jesteście piękni, kiedy przyjmujecie Eucharystię“. Chcę w tym miejscu te słowa skierować do wszystkich uczestników naszej pielgrzymki, nie tylko tych, którym oczy się śmieją (choć tym dziękuję szczególnie ;-): Jesteście piękni, gdy przytulacie do waszego serca Jezusa! Wiecie, że ja nie mówię niczego na wyrost. Uwierzcie! W okolicy Fontanny di Trevi, jeden ze śniadoskórych handlarzy krzyczał do jednej z naszych pielgrzymkowych siostrzyczek łamaną polszczyzną: „Jesztesz piekna! Rosumies to!?“ No właśnie! Jeszteszcie piekni! Rosumiecze to?

 

Pod czerwoną, czerwoną jarzębiną całowałaś mnie

Naszą duchową skałą był oczywiście ksiądz Jurek, który oprócz posługi w modlitwie, pomagał nam przetrwać długie autokarowe przejazdy racząc nas wspaniale wykonanymi piosenkami różnej maści: obok religijnych i patriotycznych, również tymi o miłości, jak właśnie nieśmiertelna evergreen „Jarzębina czerwona“. Również niżej podpisany „dopuszczał się“ różnych form zabawiania grupy, ale nie mamy najmniejszych wątpliwości, że najważniejszą rzeczą, jaką dla naszych pielgrzymów zrobiliśmy, było użyczenie naszych kapłańskich dłoni Duchowi Świętemu, który sprawiał, że Chrystus stawał się realnie obecny na ołtarzu. I my się Nim karmiliśmy. I jeżeli dzisiaj o miłości ludzkiej możemy tylko ŚPIEWAĆ to właśnie dlatego, że Bóg dał nam ten wielki przywilej, abyśmy mogli ROZDAWAĆ Boga, który jest Miłością. I nie ma dla kapłana większego szczęścia, niż zobaczyć, że kogoś udało się Bożą Miłością „zarazić“. Mam takie umiarkowane przekonanie, że coś się Panu Bogu udało przez nas zrobić.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!