TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 16:22
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Posłuchaj

Posłuchaj


Słońce wciąż świeciło, a czas nie stanął w miejscu. Było bez fajerwerków. A mimo to dałam się zaskoczyć.
Może gdyby ktoś mnie uprzedził, zaczęłabym się wzbraniać?

Dawno temu marzyłam o studiach psychologicznych. Sterty przydługich tekstów o międzyludzkich relacjach uchodziły w moim mniemaniu za istne perły międzynarodowej literatury. I pewnego dnia znalazłam bardzo interesujący materiał, choć wówczas jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jego przewodnia myśl próbowała odpowiedzieć na pytanie, po czym poznać, że spotkało się tę właściwą osobę. Zgodnie z treścią tamtego artykułu właściwą osobę poznasz po tym, że w jej towarzystwie nie odczujesz potrzeby wyobrażania sobie fajerwerek; cokolwiek autor miał na myśli...
Najśmieszniejsze jest to, że cała sytuacja była zbiegiem okoliczności, przypadkiem. A ja pamiętam to zadziwiająco dokładnie. Okładka w odcieniach żółtego i/lub pomarańczowego, z przodu nieduża okrągła fotografia zatroskanego męskiego oblicza; i tytuł, który nie pozostawiał wątpliwości odnośnie tego, co w tej książce znajdę: „Jezus mówi do ciebie”. Nie spodziewałam się. Specyficzny prezent, przyznasz. Przezroczysta folia uniemożliwiała mi przekartkowanie publikacji, więc (bardzo) odłożyłam tę czynność w czasie. Moją niefrasobliwość zburzyło jednak pięć krótkich zdań, umieszczonych z tyłu okładki. Wydawca wiedział, co robi; wydrukowano je na czerwono. Postanowiłam zachować książkę.

Japoński dramaturg Kimifusa Abe napisał kiedyś, że „paczka z nieznaną zawartością to bomba z bezpiecznikiem, którym jest ciekawość”. Czasem ta ciekawość na długo pozostaje uśpiona i nie ma z niej większego pożytku. Z drugiej strony, lubi się objawiać w najmniej spodziewanym momencie. Mówiąc uczciwie, w dalszym ciągu trudno jest trafić na taki utwór, który jednocześnie ma wartościowe przesłanie i przyjazną odbiorcy formę. Nazwisko „Young” jakoś nie umiało mnie przekonać o tym, że dzieło zostało przedstawione przystępnym językiem. Nie mając jednak niczego do stracenia, z wyjątkiem najwyżej kilku minut wolnego przedpołudnia, rozpakowałam podarunek. Wiesz co? Nie żałuję. Jak to wygląda? Przenośny duchowy organizer; a do tego poręczny osobisty komunikator w jednym. Mamy przed sobą spis notatek – z założenia po jednej na każdy dzień, chociaż nie widzę przeszkód, by czytać wedle upodobania. Wszystkie dni zostały opatrzone odnośnikami do wybranych fragmentów Biblii, pasujących do zawartości danej notatki. Poczekaj! To nie są zwykłe listy zadań do „odhaczenia” na dziś. Prędzej nazwałabym tę książkę odmianą epistolarnej powieści. Tak, tytuł w pewnym sensie wykazuje niejaki stopień pokrewieństwa z reklamą pomidorowych przetworów, albowiem z pewnością nie jest kwestią przypadku. Każdy dzień, czy to środek upalnego lata czy początek zimowej pluchy, wygląda jak list skierowany do tego, w czyich rękach znajdzie się niniejszy egzemplarz. Mnie imponuje. Wreszcie nie mamy do czynienia z bezuczuciową tyradą o tym, że jesteśmy podłymi grzesznikami. Tutaj ewidentnie spotykamy się z zaproszeniem do zaufania Komuś, kto marzy o tym, byśmy jak najczęściej przebywali razem. Z łatwością znajdziemy zachętę do odpoczynku w Jego obecności. Nie popadnijmy jednak w przesadę – „Jezus mówi do ciebie” to coś innego niż sentymentalna sielanka na miarę „Laury i Filona” Karpińskiego. Zdarzają się wyrywki, z którymi nie tak łatwo od razu się pogodzić; nie tak łatwo się w ogóle pogodzić. Zaglądając między kartki w chwilach zawahania czy zwątpienia, można odczuć zarówno pociechę, jak i chęć trzaśnięcia najbliższym przedmiotem o podłogę. Nie zawsze jest z górki, stwierdzam uczciwie. To ten rodzaj relacji, który daje tyle, ile tylko może od siebie dać, ale równocześnie przedstawia oczekiwania względem drugiej strony. Co nie znaczy, że dyktuje warunki. Po prostu jasno komunikuje, że to, co wydaje się dobre, wcale nie musi być najlepsze. A wobec tego poddaje kilka misternie poukładanych rzeczy w dość poważną wątpliwość. Słowem: narrator wie, jak przeprowadzać mentalną rewolucję. I robi to nawet całkiem sprawnie.

Czempioni autosprzedaży w dziedzinie pisarstwa nie muszą narzekać na brak odpowiedniej marketingowej oprawy – „bestseller” tu, tu i tam, przetłumaczony na mrowie gwar, szwargotów oraz dialektów świata! I nie powiem, bo wśród niniejszych nadmuchanych laudacji od czasu do czasu lubią się znaleźć naprawdę wciągające lektury. Takie, które wzruszają. Rozbudzają wyobraźnię. Wprowadzają się do pamięci na stałe. Ale szmir też nie brakuje. Ciekawe, czym „Jezus...” rzekomo odstaje od globalnych literackich przebojów. Popatrzmy: na przystawkę osiem milionów sprzedanych egzemplarzy, a następnie przekład na dwadzieścia pięć języków. Proszę, może się nawet pochwalić faktem posiadania świeżego imprimatur. To czego tej książce jeszcze brakuje? Agitacji „New York Times’a”? Wydaje się oczywistym, że nie wszystkim musi się wszystko podobać. Niemniej jednak po tę publikację akurat nie zaszkodzi sięgnąć. Nawet jeśli okaże się, iż Sarah Young nie podołała zadaniu wzbudzenia twojego zachwytu – trudno. Nawet jeśli podczas czytania poczujesz coś na kształt wewnętrznego sprzeciwu – trudno. Przynajmniej dowiedziesz, że postawa obojętności na odbierane bodźce jest ci obca. A to są bodźce wysokiej klasy, żeby nie powiedzieć światowej lub ponadczasowej. O jednym mogę cię zapewnić tu i teraz. Jesteśmy podobni. Ja też nie miałam niczego do stracenia, dlatego zdecydowałam się odpakować przezroczystą folię. Czas, który ta książka spędzi w twoich dłoniach, nie będzie należał do grona bezmyślnie zmarnowanych godzin. Wybór i tak należy do ciebie, zrobisz z nim, co tylko zechcesz. Ale wiem, że nie pożałujesz. W końcu fajnie jest sobie przypomnieć, że znasz Osobę potrafiącą odkręcić każdy przekręt, który był twoim udziałem. Przyjemnie jest uświadomić sobie, że Ktoś mimo twoich błędów czy wad cały czas na ciebie czeka… i to bez fajerwerków.

Oliwia Wachna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!