TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 21:52
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Podróż moich marzeń - wspomnienia z beatyfikacji Jana Pawła II

Wspomnienia z beatyfikacji Jana Pawła II

Podróż moich marzeń

Wyjazd na beatyfikację Ojca Świętego Jana Pawła II był spontanicznym zrywem. Kupiłam bilet, spakowałam się i wyruszyłam do „dalekiego” kraju. Moja pielgrzymka do Rzymu nie miała charakteru zorganizowanego. Udałam się sama na podbój Wiecznego Miasta.

Podróż do Włoch utwierdziła mnie w przekonaniu, że dobrych ludzi można spotkać w najdalszym zakątku świata. Nie liczy się bowiem narodowość, lecz serce człowieka.

W stronę Rzymu

Po ogłoszeniu przez Watykan daty beatyfikacji Jana Pawła II zrodziła się we mnie myśl: „Nie może mnie tam zabraknąć”. Pogrzeb Papieża Polaka, pamiętnego 8 kwietnia 2005 roku, śledziłam z ekranu telewizora. Przeżywałam ten czas równie głęboko jak pielgrzymi zgromadzeni na Placu św. Piotra. Niemniej klimat był zupełnie inny. Nie można porównać atmosfery na placu w Watykanie do domowego zacisza. Bilet do Rzymu kupiłam kilka dni przed planowanym wyjazdem. Ku mojej radości było jeszcze wolne miejsce. Jakby czekało ono właśnie na mnie... Do ostatnich dni zastanawiałam się nad wyborem środka transportu. Zdecydowałam się na autokar. Do Wiecznego Miasta wyruszyłam 29 kwietnia. Moja trasa przejazdu biegła przez Kalisz, Katowice, Czechy i Austrię. Towarzyszką mej 28-godzinnej podróży była Polka mieszkająca od dwudziestu lat we Włoszech. Historia jej życia jest zdumiewająca. Prowadziłyśmy nocne rozmowy Polaków. Ona, mimo emigracji, nigdy nie wyparła się polskich korzeni. Nigdy nie podcięła korzeni, z których wyrosła. Do serca wzięła sobie słowa Wielkiego Rodaka. Ze smutkiem opowiadała o wyludniających się włoskich kościołach, dlatego z tym większym utęsknieniem powracała w rodzinne strony, na Podlasie. Pożegnałyśmy się w Bolonii, gdzie moja rozmówczyni znalazła swoją drugą ojczyznę. Ja podążałam dalej, w stronę Rzymu...

W Wiecznym Mieście

Do Rzymu dotarłam 30 kwietnia. Przystankiem docelowym był dworzec Tiburtina. Z mapą w ręku i z uśmiechem na twarzy wyruszyłam w kierunku Watykanu. W międzyczasie postanowiłam zwiedzić Rzym i zobaczyć najważniejsze jego zabytki. Po wielu godzinach marszu dotarłam do starożytnego Coloseum i Forum Romanum. Mimo deszczu rozpierała mnie radość. Przeczekałam to załamanie pogody mając przed oczyma amfiteatr, który był areną męczeństwa pierwszych chrześcijan. W sobotni wieczór, na Piazza Venezia, poznałam grupę Polaków, którzy zaproponowali mi, abym dołączyła do nich. Przystałam na tę propozycję. Nie żałuję żadnej chwili z nimi spędzonej. Małgosia, Dorota, Stasia, Janusz i Grzegorz okazali się wspaniałymi kompanami. Humor cały czas nam dopisywał. Wieczorną porą wspólnie wałęsaliśmy się po rzymskich uliczkach, rozsmakowując się ich pięknem. Zafundowaliśmy sobie włoskie lody (bo jakżeby inaczej), aby delektować się nimi w pobliżu fontanny di Trevi.

Około godziny 22. udaliśmy się na starożytny stadion, aby czuwać wraz z tysiącami ludzi różnych języków i nacji trzymającymi świece. Atmosfera była cudowna. W duszy dziękowałam Panu Bogu, że mogę tu być, że doświadczam czegoś pięknego w swoim życiu. Chłonęłam całą sobą to wszystko, co działo się wokół mnie. Słowa kardynała Stanisława Dziwisza, również tam obecnego, zapadały głęboko w serce. Wspomnienia na temat Ojca Świętego Jana Pawła II poruszały do głębi. Uświadomiłam sobie, że to był naprawdę święty człowiek.

Na Placu św. Piotra

Umocnieni pragnieniem dostania się na Plac św. Piotra, postanowiliśmy czuwać tej nocy, w wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Mimo ogromnego ścisku i zmęczenia, z determinacją czekaliśmy, aż służby watykańskie wpuszczą pielgrzymów na plac. Tłum był nie do opisania. Całą noc spędziliśmy na stojąco, jak żołnierze trzymający wartę. Dziękowałam za momenty, kiedy mogłam przykucnąć, aby zregenerować siły. Mimo tłoku cieszyłam się, że jestem tu razem z ludźmi. Taka noc nie zdarza się często. To była błogosławiona noc...

Umęczeni, ale bardzo szczęśliwi, w godzinach porannych dostaliśmy się na Plac św. Piotra. Ulokowaliśmy się na środku, tuż obok dominującej kolumny. Ołtarz widzieliśmy z bliska. Radości nie było końca. Nie mogliśmy uwierzyć, że udało się osiągnąć cel. Trud bezsennej nocy nie poszedł na marne. Setki wielobarwnych flag i transparentów powiewało tuż przed Bazyliką św. Piotra, dominowały polskie. Atmosfera była pełna radości. Mieliśmy to szczęście, że dzieliliśmy miejsce z góralami spod Wadowic.

Msza św. beatyfikacyjna rozpoczęła się punktualnie o godzinie 10. Tłum powitał Benedykta XVI z entuzjazmem. Papież powoli przemierzał plac swoim papamobile. Radowało się serce na jego widok. Najpiękniejszym wspomnieniem mojej pielgrzymki był moment, kiedy Biskup Rzymu odczytał formułę beatyfikacyjną. Wraz z nią odsłonięto wizerunek nowego Błogosławionego. Pamiętam doskonale, co wówczas czułam. Każdy trud był warty przeżycia tej chwili. Owacje dla Jana Pawła II trwały przez długi czas. Flagi trzepotały na wietrze. Oklaskom nie było końca. Widząc na telebimach, ilu wiernych uczestniczy we Mszy św. poza murami Watykanu, dziękowaliśmy Bogu za możliwość bycia tak blisko ołtarza.

Po Eucharystii i wysłuchaniu papieskich pozdrowień udałam się z grupą poznanych Polaków do Bazyliki św. Piotra, aby oddać hołd Janowi Pawłowi II. W dniu Jego pogrzebu nie mogłam tego zrobić, dlatego uczyniłam to po 6 latach. 

W drodze do domu

W bazylice po raz ostatni widziałam się z „moją” grupą. Opierając się o jeden z filarów watykańskiej świątyni, ucięłam sobie krótką pogawędkę z przemiłą osobą. Okazało się, że była to bezhabitowa siostra zakonna, tzw. „Tereska”. Z siostrą Bożenką przypadłyśmy sobie do gustu, obiecując, że po powrocie do Polski będziemy utrzymywały ze sobą kontakt. Żegnając się z nią postanowiłam cały dzień spędzić na Placu św. Piotra. Z tego miejsca zmienia się perspektywa patrzenia na pewne rzeczy. Poznałam tu Rzymianina, który opowiedział mi, kim był dla niego Jan Paweł II.
Z filaru bazyliki obserwowałam jak Urszula Rzepczak, korespondentka TVP w Rzymie, nagrywa reportaż z beatyfikacji. Z uwagi na brak noclegu podjęłam decyzję, aby przenocować w Watykanie. O 1. w nocy straż watykańska poprosiła o opuszczenie placu. Stanęłam przed dylematem, co dalej ze sobą zrobić. Na „ratunek” przyszedł Grzegorz, który pokazał mi panoramę Rzymu, wskazując bezpieczne miejsce na nocleg. Nocy pod palmą nie zapomnę do końca życia. Poranek powitałam na tarasie widokowym, podziwiając wschód słońca nad Wiecznym Miastem. Marzenia spełniły się...

Przed powrotną podróżą do Polski udałam się raz jeszcze na Plac św. Piotra, aby nabrać sił. Na dworzec Tiburtina wracałam uskrzydlona. W drodze powrotnej wstępowałam do rzymskich świątyń. Kilka chwil spędziłam nad Tybrem, który przepływa przez Wieczne Miasto. Poranny gwar na rzymskich ulicach był radością dla uszu. Cieszyłam się, że mogę zobaczyć, jak wygląda codzienne życie mieszkańców Rzymu. Dworzec Tiburtina opuszczałam o godz. 11. Droga powrotna była urozmaicona rozmową z moją krajanką, która siedziała tuż obok. W progi domu zawitałam o godz. 15., w godzinę Miłosierdzia Bożego... Podróż do Wiecznego Miasta była pielgrzymką mojego życia. Osoby, które spotkałam na mym pielgrzymim szlaku do końca mych dni będę miło wspominać. Z niektórymi z nich zachowam łączność. Może pewnego dnia razem wyruszymy w następną podróż naszych marzeń...

Justyna Majewska

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!