W któryś zimowo-wiosenny wieczór, w piątek, w roku 1992, wracałem z Warszawy do Radomia na weekend. Jak zwykle po przyjeździe poszedłem najpierw do ks. Stanisława, na plebanię filipinów, na Zbrowskiego. Był wtedy u niego Tomek Szydło, który rzucił: „Zbychu, pojedziesz do Francji”. Okazało się, że