TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 08:25
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 299

Najpierw był telefon z prośbą o informację, kiedy jest czynne biuro parafialne. Potem drugi telefon od tej samej osoby, o której proboszcz przyjmuje w biurze parafialnym.
- Droga pani, chciałbym panią zapewnić i jak mniemam, uspokoić, że bez względu na to, który ksiądz będzie w biurze, czy proboszcz czy któryś z trzech wikariuszy, na pewno będzie w stanie zrobić to, o co pani poprosi.
A jeżeli na przykład okaże się, że ksiądz wikariusz czegoś nie będzie mógł zrobić, to znaczy, że proboszcz pewnie też nie. Więc proszę się nie nastawiać na obecność proboszcza, ponieważ nie mamy dyżurów imiennych w kancelarii, ale proszę być pewną, że w każdym wypadku zostanie pani profesjonalnie obsłużona – tłumaczył cierpliwie Daniel. - Ja nawet pozwolę sobie zapytać pani, oczywiście jeśli może pani powiedzieć przez telefon, w jakiej sprawie pani zamierza przybyć, bo czasami pewne rzeczy można spokojnie załatwić właśnie przez telefon i w ten sposób oszczędzić pani czasu. Więc jeśli będzie pani taka łaskawa i powie mi... - Daniel zawiesił głos, ponieważ najprawdopodobniej kobieta przerwała mu, a Mateusz przyglądał mu się z uśmiechem, ponieważ już dawno nie słyszał go tak spokojnego i cierpliwego.
- Nie proszę pani, nie potrafię pani powiedzieć, kiedy proboszcz będzie w biurze - tłumaczył Daniel, patrząc pytająco na Mateusza, czy ten chce sam porozmawiać, albo podać termin swojej obecności w biurze. Mateusz skinął ręką, aby Daniel przekazał mu słuchawkę. - Ale wie pani co? Ksiądz proboszcz jest tu ze mną, więc może pani zapytać go osobiście. Przekazuję słuchawkę i życzę pani miłego dnia, szczęść Boże... - zakończył Daniel i przekazał telefon Mateuszowi.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, ksiądz Mateusz z tej strony – powiedział spokojnie Mateusz i skinął głową Danielowi na znak, że ten jest już wolny i kiedy wikariusz wstał z fotela za biurkiem Mateusz zajął jego miejsce.
- Czy pan jest proboszczem w tej parafii? – zapytał kobiecy głos z drugiej strony.
- Tak, rozmawia pani z proboszczem – odpowiedział, w ostatniej chwili oszczędzając sobie, a właściwie tej kobiecie, drobnej złośliwości z wstawieniem słowa „ksiądz” przed funkcją, którą pełnił. Przez chwilę nawet obrzucił się w myśli nieprzyjemnym komentarzem, bo bardzo nie lubił siebie z tymi drobnymi uszczypliwościami. - W czym mogę pani pomóc?
- Chciałabym się z panem spotkać w urzędzie – odpowiedziała kobieta.
- Rozumiem, że ma pani na myśli urząd parafialny, czyli biuro, tak? - chciał się upewnić Mateusz.
- Tak. Chodzi mi o spotkanie oficjalne.
- A mogę zapytać, czy pani jest naszą parafianką?
- A czy to ma jakieś znaczenie? - odparła kobieta.
- Dla pewnych rzeczy ma, dla innych nie ma.
- To kiedy możemy się spotkać? - kobieta nie chciała ciągnąć wątku przynależności parafialnej.
- Nasze biuro jest czynne...
- Wiem kiedy jest czynne biuro - przerwała mu kobieta. - Sprawdziłam to na stronie internetowej no i pana pomocnik też mi powiedział. Ja chciałabym wiedzieć, kiedy pan będzie dostępny.
- Skoro tak bardzo pani zależy na spotkaniu konkretnie z proboszczem, to proszę mi powiedzieć, kiedy pani może przyjść, a ja się postaram być wtedy do pani dyspozycji – powiedział Mateusz, a po drugiej stronie słuchawki zapanowało dłuższe milczenie, jakby kobieta była zaskoczona tak wielką elastycznością i otwartością z jego strony.
- To może... dzisiaj? - zapytała w końcu.
- O której godzinie? - chciał doprecyzować.
- Za pół godziny?
- Zapraszam. Będę czekał - odpowiedział i kobieta się wyłączyła.
Mateusz odchylił się razem z fotelem od biurka i przez chwilę patrzył na kłębiące się za oknem chmury zastanawiając się, o co może chodzić kobiecie, której głosu raczej nie znał. Poczuł nawet lekki niepokój, bo ton kobiety, sposób rozmowy i domaganie się spotkania z proboszczem raczej wskazywały na jakieś problemy. Mimo, że ostatnie tygodnie w parafii były spokojne, współpraca z wikariuszami bardzo dobra, to jednak cała ta atmosfera jaką robiono wokół księży stawała się coraz cięższa. Nawet w kościele, kiedy miał homilię dla dzieci, a te kłębiły się wokół niego nie mógł pozbyć się niepokoju. W dalszym ciągu przytulał te dzieci, nieraz całował w czółko, ale cały czas z tyłu głowy wisiała ta groźba, że ktoś może to źle odczytać, albo wręcz złośliwie nadinterpretować. Jedna z dziewczynek zapytała go nawet, czy ksiądz proboszcz już jej nie lubi... No i miał przecież trzech wikariuszy pracujących w szkołach. Z tego co wiedział dobrze pracujących i naprawdę miał do nich zaufanie, a mimo to za każdym razem kiedy ktoś podchodził i zaczynał: „Księże proboszczu, a wikariusz to...” wstrzymywał oddech, by z ulgą go wypuścić. Dlatego nie przepadał za sytuacjami, kiedy ktoś bardzo chciał się z nim zobaczyć i jednocześnie bardzo nie chciał wyjawić, choćby ogólnie, tematu spotkania. Może o to też chodziło różnej maści wrogom Kościoła, żeby ci, którzy są weń zaangażowani ciągle czuli ten stres, niepokój nawet jeśli nie mieli absolutnie nic na sumieniu. Nawet jeśli z wielką żarliwością oddawali swoje życie w służbie innym. Do przybycia pani „X” brakowało jeszcze dobrych dwudziestu minut, więc żeby się nie martwić zupełnie nadaremnie Mateusz sięgnął po brewiarz. W psalmach zawsze znajdował ukojenie. Zawsze. Gdzieś ostatnio czytał, że Ives Congar, teolog, który długo nie znajdował zrozumienia w Kościele, choć ostatecznie pochowano go w kapeluszu kardynalskim, w psalmach właśnie znajdował ukojenie i w takie dni jak dzisiaj Mateusz w pełni się z nim zgadzał, choć jego przecież nikt nie prześladował, ani w Kościele ani na zewnątrz. Ledwie dokończył nieszpory, kiedy drzwi kancelarii powoli uchyliły się.
- Dobrze trafiłam? - głos znany Mateuszowi ze słuchawki należał do może pięćdziesięcioletniej kobiety, czyli w jego wieku, a może starszej.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - powiedział Mateusz wstając i wychodząc zza biurka, aby przywitać kobietę. - Tak. Dobrze pani trafiła. Ks. Mateusz - przedstawił się.
- Dzień dobry, Leśniak Gracjana – powiedziała.
- Proszę usiąść, pani Gracjano - Mateusz wskazał krzesło i zaczekał aż kobieta usiądzie, by wrócić na swój fotel. - W czym mogę pani pomóc?
- Pan jest proboszczem? - upewniła się jeszcze raz kobieta, a Mateuszowi znowu przyszła do głowy złośliwa myśl, że wstanie i wyciągnie z segregatora dekret biskupa mianujący go proboszczem, ale znowu się sobie nie spodobał.
- Tak, myślę, że uwierzy mi pani na słowo - odpowiedział starając się, aby jego ostra - jak wszyscy twierdzili - twarz, miała w tym momencie jak najbardziej łagodny wyraz.
- No więc chciałabym dokonać formalnego aktu wystąpienia z Kościoła - powiedziała kobieta patrząc wyzywająco na Mateusza.
- No więc nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy muszę ponownie zapytać, czy jest pani naszą parafianką, czy nie, bo takiego aktu należy dokonać w swojej parafii - odpowiedział Mateusz, który najpierw poczuł uczucie ulgi, że jednak pani nie przyszła z żadną skargą, ale to uczucie ulgi szybko przerodziło się w głęboki smutek. Pomyślał nawet, że wolałby, aby chodziło o jakieś żale, niż chęć opuszczenia Kościoła.
- Mieszkam na Mickiewicza, więc chyba jestem waszą parafianką - odpowiedziała kobieta. - Jestem też dość zorientowana w praktyce apostazji, więc wiem, gdzie miałam się udać.
- Szkoda - powiedział Mateusz.
- Czego szkoda? - zdziwiła się kobieta.
- Szkoda, że jest pani naszą parafianką, nie zdążyliśmy się jeszcze poznać, a pani już chce odejść ze wspólnoty nie tylko parafialnej, ale z Kościoła – odpowiedział bardzo szczerze Mateusz.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że tak będzie! Że będziecie utrudniać, rzucać kłody pod nogi, wiedziałam! Naczytałam się o tym i okazuje się, że to wszystko prawda! - kobieta sprawiała wrażenie jakby rzuciła się na coś czego oczekiwała.
- Nie wiem czego się pani naczytała, ale ja na razie niczego pani nie utrudniam, tylko wyrażam swoje odczucia. Może powtórzę: przykro mi, że nie zdążyliśmy się poznać, a pani nas chce opuścić. Czy to takie straszne, że tak myślę? - zapytał.
- Ale przecież ja tu nie przyszłam, żeby się pytać, co pan czuje! W was się nic nie zmieni, jesteście niereformowalni, myślicie tylko o sobie! Tak jest ze wszystkim! Myślicie tylko o sobie, nie o ofiarach pedofili, ale o sobie, nie o prawie człowieka do wolności wyznania, ale o sobie, tylko wasze uczucia się liczą, tylko wy jesteście ciągle zranieni i prześladowani... I właśnie tego mam dość i dlatego przychodzę jak człowiek i chcę wyjść stąd wolna. Rozumie ksiądz? Wolna od was!
- Widzi pani, przyszła tutaj pani do mnie, a kiedy ja wyraziłem swój żal, że pani nie znam, że nic o pani nie wiem, pani natychmiast pokazuje mi, że pani wie o mnie wszystko, że ma pani w pełni wyrobione zdanie o mnie, że ma pani do mnie wiele pretensji, choć nigdy się nie spotkaliśmy wcześniej. Zastanawiam się, kto z nas jest uczciwy w tej rozmowie - powiedział spokojnie Mateusz. Kobieta opuściła głowę, jakby nie wiedziała, co w tym momencie chce powiedzieć.
- Chociaż, jak się chwilę zastanowię, to troszeczkę jednak pani o mnie wiedzieć powinna, choć pewnie nie to, czym się pani ze mną przed chwilą podzieliła - zagaił ponownie Mateusz.
- Co powinnam wiedzieć? - uniosła głowę.
- Skoro sprawdziła pani w Internecie kiedy jest czynna kancelaria, to pani powinna wiedzieć, że dzisiaj jest nieczynna. Mimo to, widząc, że ma pani pilną potrzebę rozmawiania z proboszczem zaprosiłem panią, aby przyszła w dowolnym dla siebie momencie, nawet natychmiast. Z czego pani skorzystała. Co chyba raczej nie świadczy, że myślę tylko o sobie. Następnie oznajmia mi pani, że chce opuścić Kościół, co według mojej najlepszej wiedzy oznacza pani świadomy wybór odrzucania Bożej łaski i wprowadzenia siebie w kary kościelne, może pani widzi to inaczej, ale z mojej strony tak to wygląda, i dziwi się pani, że mi jest z tego powodu smutno?

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!