TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 12:07
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca - odcinek 270

Jasna i ta druga strona księżyca - odcinek 270

M. Promna

To było ostatnie mieszkanie, a właściwie dom, który zostało mu na trasie tegorocznej kolędy. Mateusz zmierzał w kierunku drzwi z wielkim animuszem i werwą. Przypomniały mu się czasy pieszych pielgrzymek i owego entuzjazmu, który pojawiał się kiedy miejsce noclegu było już w zasięgu wzroku. Uśmiechnął się do tych wspomnień i z tym uśmiechem wkroczył do domu po otwarciu drzwi przez gospodarza.
- Jak to miło zobaczyć uśmiechniętego kapłana – zauważył mężczyzna po sześćdziesiątce, który poprowadził Mateusza do pokoju, gdzie czekała kobieta w podobnym wieku.
- Chyba nie chce pan przez to powiedzieć, że zwykle spotyka kapłanów ponurych – skomentował ze śmiechem Mateusz wyciągając rękę do kobiety, aby się z nią przywitać.
- No, wie ksiądz proboszcz, to naprawdę jest różnie – odpowiedział mężczyzna zapalając świeczki na stole i patrząc jednocześnie z wyrzutem na kobietę. - Prosiłem cię dwa razy, żebyś zapaliła świeczki. Widzi ksiądz, moja... - mężczyzna zawahał się przez chwilę. - Moja żona zawsze wszystko oszczędza, świeczek też nie chciała zapalić wcześniej, chociaż używamy ich tylko na kolędę, a za rok i tak kupi przecież nowe...
- Ależ niech się pan nie przejmuje, nigdy by pan nie zgadł, ile razy ja sam zapalam świeczki podczas kolędy – uśmiechnął się Mateusz.
- Ksiądz zapala świeczki? - odezwała się kobieta.
- Tak. Zdarza się. A robię to dlatego, aby uniknąć sytuacji, kiedy podczas modlitwy ktoś się nagle zorientuje, że świeczki nie są zapalone i nagle zacznie się panika. Wtedy zamiast skupienia na modlitwie jest gorączkowa próba zapalenia świeczek za wszelką cenę, a jak wiadomo wtedy świeczki jak na złość nie chcą się zapalić – uśmiechnął się Mateusz. - Ale teraz wszystko gotowe, a więc zapraszam do modlitwy o błogosławieństwo dla waszej rodziny.
Po modlitwie i obfitym skropieniu pomieszczenia i mieszkańców wodą święconą, Mateusz usiadł w fotelu wskazanym mu przez gospodarza i w tym momencie, niczym z przekłutego balonu, uszedł z niego cały efekt euforii, który poczuł przed wejściem, natomiast dopadło go ponownie przytłaczające zmęczenie skumulowane przez cztery tygodnie kolędowania. Przez chwilę nawet pomyślał, że nie chce się wdawać w jakieś dywagacje, tylko jak najszybciej wrócić na plebanię. Natychmiast jednak dopadło go poczucie wstydu, tym bardziej, że jako kapłan z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem, od razu odczytał dwa sygnały, które być może w sposób nieświadomy, ale jednak, wysłał do niego gospodarz. Najpierw uwaga o uśmiechniętym księdzu, która musi świadczyć o doświadczeniach innego typu, a potem owo zawahanie się przed nazwaniem kobiety „żoną”. Tu trzeba było rozmowy, otwarcia i sporej dawki delikatności ze strony księdza.
- A co ksiądz proboszcz sądzi o papieżu Franciszku? - zapytał gospodarz zanim Mateusz zdążył sprawdzić w kartotece z kim ma do czynienia.
- Zaraz odpowiem, tylko najpierw jeszcze poproszę o przedstawienie się, bo gdzieś mi się zapodziała karta waszej rodziny. A jak państwo wiecie, jestem tu zaledwie kilka miesięcy – uśmiechnął się przepraszająco Mateusz.
- Tak, oczywiście, przepraszam za mojego męża, on zawsze taki raptus – powiedziała kobieta, tym razem ona spoglądając na męża z przyganą.
- Władkowscy to nasze nazwisko, ja mam na imię Emilia, a mój mąż to Mieczysław.
- Emilia, piękne imię, moja mama też miała na imię Emilia, no i mama św. Jana Pawła II też – uśmiechnął się Mateusz. - O znalazła się! Już mam waszą kartę... Widzę, że państwo mieszkacie sami, czyli potomstwo już się usamodzielniło? - zapytał Mateusz.
- Tak. Zarówno moje dzieci, jak i dzieci męża pozakładały już swoje rodziny – odpowiedziała pani Emilia lekko speszona i patrzyła na reakcję Mateusza odnośnie osobnych dzieci. Mateusz postanowił na razie nie odnosić się do tej sprawy, ale zwrócił się w kierunku mężczyzny.
- A proszę mi powiedzieć, dlaczego pan pyta o moje zdanie na temat papieża Franciszka?
- Bo widzi ksiądz, jak czasem widzę tych różnych publicystów katolickich występujących w telewizji, jak co i rusz podkreślają, że ten papież „nie jest z ich bajki”, że popełnia błędy i tak dalej, to mnie nerwy biorą. Czy oni chcą być bardziej papiescy niż sam papież?
- A to trzeba ich zapytać – uśmiechnął się Mateusz. - Ale przyznam się panu, że też czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy publicyści, również katoliccy, tak się wypowiadają, żeby mieć pewność, że następnym razem ponownie ich zaproszą.
- No właśnie! - pan Mieczysław energicznie pokiwał przytakująco głową. - Ale już mniejsza o nich, ale ja chciałbym wiedzieć, co ksiądz proboszcz myśli o papieżu. Tylko tak naprawdę, a nie to co ksiądz musi mówić jako ksiądz – zastrzegł się mężczyzna.
- Panie Mieczysławie, proszę mi wierzyć, nie ma żadnej rozbieżności pomiędzy tym co myślę prywatnie, a tym co „muszę mówić jako ksiądz”, jak pan to ujął. To jest mój Kościół, to jest mój papież i nauczanie mojego Kościoła, które przyjmuję w całej rozciągłości – uśmiechnął się Mateusz.
- To niech mi ksiądz powie, czemu oni tak się tego papieża czepiają? – drążył temat pan Mieczysław.
- Ja myślę, że to jest głównie działanie sił spoza Kościoła. Proszę zauważyć, że najpierw, tuż po wyborze, próbowano papieża „umoczyć” w jego rzekomą współpracę z reżimem i „wydawanie” lewicujących księży. To była wielka nagonka, ale się okazało, że absolutnie fałszywe były te oskarżenia. No więc zabrano się za papieża Franciszka z drugiej strony. I cały czas próbują przekonać pobożnych ludzi, że ten papież jest za wszystkimi ideami różnych postępowców. A ponieważ Franciszek nie robi nic innego, jak to co czynił Pan Jezus, czyli otwiera się na biednych grzeszników i okazuje im miłość, pokazuje, że dla wszystkich jest miejsce w Kościele, to czasami się może wydawać, że rzeczywiście papież w niektórych sprawach identyfikuje się z poglądami ludzi wrogich Kościołowi. A to jest absolutnie nieprawda. Papież się identyfikuje z poglądami i postawami Jezusa. Niech pan sobie przypomni, ile problemów miał Pan Jezus dlatego, że się zadawał z celnikami i prostytutkami. A przecież chciał ich wyciągnąć z biedy i nawrócić. To samo robi papież Franciszek. A ponieważ bardzo często publicyści nawet sobie nie zadają trudu, aby sięgnąć do źródeł, tylko rzucają się jak sępy na doniesienia medialne krzyczące tytułami „Papież da Komunię rozwodnikom” to potem ferują wyroki, niczym uczeni w Piśmie z Ewangelii, którzy wręcz twierdzili, że Jezus wyrzuca złe duch mocą Belzebuba – podsumował Mateusz. Zauważył, że kiedy w jego wywodzie padło słowo „rozwodnicy” jego gospodarze znacząco spojrzeli na siebie.
- Państwo nie macie ślubu kościelnego? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Mamy. Ale każde z kim innym – odpowiedział pan Mieczysław siląc się na dowcip, ale w tonie głosu wyraźnie dał się odczuć ból.
- I my naprawdę wiążemy wielkie nadzieje z papieżem Franciszkiem - włączyła się w rozmowę pani Emilia. - Bo chociaż wiemy, że to jest trudna decyzja, bo już nikt nie będzie bronił małżeństwa, jak nawet Kościół się podda, ale nam strasznie ciężko bez Komunii Świętej - dodała, a Mateusz poczuł wielki szacunek dla tej kobiety, która umiała widzieć szerzej, niż własny dramat.
- My już od lat żyjemy jak brat z siostrą, ale co z tego, skoro niestety mamy ślub cywilny - powiedział pan Mieczysław.
- Ależ skąd! Jeżeli państwo nie żyjecie w grzechu, możecie normalnie się wyspowiadać i przyjmować Komunię Świętą - gwałtownie zaprotestował Mateusz szczęśliwy, że może komuś pomóc. - Oczywiście trzeba uważać, żeby to się nie stało powodem do zgorszenia dla innych, którzy przecież nie mogą wiedzieć, że jesteście białym małżeństwem, ale myślę, że to nie jest aż taki problem dla kogoś, kto chce przyjmować Jezusa.
- Naprawdę możemy? - zdziwiła się pani Emilia.
- Oczywiście! Wiecie państwo, kolęda czasami jest dla księdza męcząca, ale jeśli można dać ludziom tak radosną informację jak dzisiaj u was, to znaczy że naprawdę jest ona, mam na myśli kolędę, potrzebna – uśmiechnął się Mateusz.
W drodze powrotnej na plebanię wcale się nie spieszył. Euforycznie się zakończyła ta kolęda, a przecież takich przypadków było więcej. Postanowił, że zaprosi wikariuszy na specjalną po kolędową kolację, aby mogli o takich rzeczach porozmawiać i podzielić się. Jednak, jak tylko wszedł na plebanię wpadł na wikariusza Daniela, który wręczył mu jakąś kopertę.
- Słuchaj proboszcz, to jest chyba rachunek. Sugeruję rozebranie się, wciągnięcie głębokiego oddechu i dopiero potem otwarcie koperty – powiedział Daniel z kwaśną miną.
Mateusz rzeczywiście posłuchał rady młodszego kolegi i dopiero kilkanaście minut później otworzył kopertę siedząc przy biurku. Spodziewał się, że rachunek może opiewać na ładnych kilka tysięcy, bo to pewnie było wyrównanie za okres grzewczy poprzedniego roku. Jednak kiedy zobaczył kwotę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Siedemnastu tysięcy złotych się nie spodziewał.  

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!