TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 08:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 259

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 259

sierpien

Przeprowadzka to zdecydowanie nie był ulubiony temat Mateusza. Choć przeżył ich już kilka, w tym i tę do Włoch i z powrotem, to jednak zawsze kosztowały go one sporo nerwów. Na całe szczęście nie miał właściwie żadnych mebli, a jego mienie ograniczało się do pokaźnej góry książek, trochę sprzętu elektronicznego, dwóch gitar, telewizora i komputera. Mimo to nie obyło się bez wynajęcia furgonu, który by to pomieścił. Maciej namówił go, aby skorzystał z usług specjalistycznej firmy, która wszystko pomoże mu spakować i rozpakować, więc rzeczywiście tym razem sporo się nie namęczył, ale też, ponieważ zbyt późno zabrał się do pakowania nie dokonał selekcji. Każda przeprowadzka była okazją, aby pozbyć się rzeczy niepotrzebnych i nieużywanych. Zawsze tak robił, ale jeszcze na starych śmieciach, podczas gdy tym razem musiał to uczynić już na nowej plebanii, którą pozostawił mu ks. Florek. Mateusz miał do swojej dyspozycji trzy pokoje, maleńką kuchenkę i łazienkę. Układ plebanii był taki, że zapewniał mu intymność. Po ks. Florku zostało sporo regałów, co bardzo Mateusza ucieszyło, bo chyba po raz pierwszy w życiu, wszystkie jego książki znajdą miejsce na półkach. Być może będzie mógł nawet zabrać tych kilka kartonów z książkami, które przed wyjazdem do Italii zostawił w garażu swojej pierwszej i jedynej parafii wikariuszowskiej i które spoczywały tam do tej pory. Jeden z pokoi postanowił przeznaczyć na studio i biblioteczkę, drugi na sypialnię, a trzeci - największy na salonik, w którym mógłby przyjmować głównie przyjaciół i rodzinę. Plebania miała też wspólny dla wszystkich salon na parterze, a także salonik przy kancelarii parafialnej, gdzie można było porozmawiać z interesantami, którzy potrzebowali więcej czasu. Pod tym względem plebania była bardzo praktyczna. Mateuszowi trochę brakowało w jej nowoczesnych wnętrzach ducha czasu, a zwłaszcza drewnianych podłóg i kominka z jego salonu w Strzywążu, ale one były częścią przeszłości i nie było sensu oddawać się wspomnieniom. Ani nie miał na to czasu, bo w pokoju, w którym zaplanował salon, miał wszystkie swoje rzeczy w kartonach i trzeba było się zabrać do ich rozpakowania i selekcji. Zaczął od ubrań. Wyciągnął dwa foliowe worki, w które zamierzał włożyć rzeczy, których dawno nie używał, z przeznaczeniem dla Caritas. Miał taką sporą, jak się okazało, sekcję zatytułowaną „rzeczy, które będę znowu ubierał jak schudnę”. Pomyślał, że nie ma co się oszukiwać i całą tę sekcję przerzucił bezpośrednio do worka. Ba! Do dwóch worków. Kiedy to uczynił okazało się, że ma naprawdę niewiele ubrań, które bez problemu zmieściły się w szafie znajdującej się w sypialni. Szczerze mówiąc nie za bardzo mu się ona podobała i chciał ją wkrótce zmienić, bo jej przesuwne drzwi były już mocno zniekształcone i z trudem się odsuwały, ale teraz pewnie już tak szybko się jej nie pozbędzie. Tym bardziej, że przecież do jego sypialni nikt nie będzie zaglądał, a tym bardziej grzebał w jego szafie.
Uporawszy się z garderobą Mateusz otworzył kolejny karton, który pełen był drobnych przedmiotów, prezentów i pamiątek. Zdziwił się, że jest tego tak dużo, bo przecież zanim wprowadził się do Strzywąża porozdawał lub powyrzucał niemal wszystkie tego typu przedmioty, które nazbierały się do tamtego momentu. Bardzo nie lubił tej części przeprowadzki, bo choć niektórych przedmiotów nie potrafił przypasować do okoliczności i osoby, od której je otrzymał, to jednak znakomita większość z nich miała silne konotacje uczuciowe i wywoływała wspomnienia. Niektóre bolesne, inne radosne. Jak choćby ten aniołek. Dostał go od Ani. Pamiętał jak dziś słowa, które wówczas powiedziała: „Ponieważ byłeś niczym anioł stróż dla mojego małżeństwa z Jackiem, chcę żebyś pamiętał, że każdego dnia modlę się za ciebie, bez względu na to, jak rozwinie się nasza przyjaźń. Ten aniołek będzie ci o tym przypominał”. Tak powiedziała, kilkanaście lat temu, a Mateusz zdał sobie sprawę, że minęły lata od kiedy jej nie widział, a może nawet nie słyszał. Zamyślił się, co też może się dziać dzisiaj z tą piękną i dobrą kobietą, porzuconą przez męża alkoholika, ale ciągle mu wierną. Zastanawiał się, czy Ania w ogóle wie, że on miał zmianę i skonstatował, że do Pomyśla ma ona jeszcze dalej niż jego przyjaciel ks. Maciej, a to były dwie osoby, które chyba najbardziej pasowały do miana najbliższych przyjaciół. Teraz Bóg posłał go na placówkę bodaj najbardziej od nich odległą na terenie diecezji. Z Maciejem jakoś na pewno dadzą radę utrzymać kontakt, a jak będzie z Anią? Właściwie z Anią to on już nie miał żadnego kontaktu jak był jeszcze w Strzywążu... Ciekawa rzecz, a zauważył to kowal Maliński, Ania pojawiała się u Mateusza zawsze kiedy było mu szczególnie trudno, a ponieważ poznał ją w czasie chyba swojej największej kapłańskiej hiperaktywności i euforii, samo jej pojawienie jakby przywracało go do tamtej kondycji. Maliński kiedyś zapytał go, co to za kobieta.
- Ania pochodzi z mojej pierwszej wikariuszowskiej parafii i można powiedzieć, że w przyparafialnej grupie młodzieżowej poznała Jacka, swojego późniejszego męża. Byli wspaniałą parą, niestety później Jacek popadł w alkoholizm i w którymś momencie tak się zdegradował, że zniknął z naszych stron, przeniósł się gdzieś w drugi kraniec Polski, a Ania pozostała sama, ale wierna mężowi. No i jest moją przyjaciółką – tłumaczył Mateusz.
- A mnie się wydaje jakby ją tu Duch Święty przysyłał. Chyba że ksiądz sam po nią dzwoni? - pytał Maliński.
- A skąd, panie Maliński, pod tym względem ja jestem chyba najbardziej niewdzięcznym typem na świecie, a już na pewno pośród księży. Jak nie mam jakiegoś interesu, to ja właściwie do nikogo nie dzwonię. Czasem nawet zapomnę zadzwonić z życzeniami imieninowymi. Ania zawsze wpada do nas z własnej woli i inicjatywy – odpowiedział Mateusz wówczas.
- Czyli jednak Duch Święty – skonstatował Maliński. - Bo zawsze jak ksiądz ma jakiegoś doła, to ona akurat się pojawia, no i ma taki dobry wpływ na proboszcza – powiedział wtedy Maliński i Mateusz myślał sobie teraz, że tak właśnie było.
Przez chwilę poobracał w palcach aniołka, a następnie odstawił go na bok, a całą resztę pamiątek pozostawił w pudełku z postanowieniem, że przy najbliższej okazji porozdaje dzieciom i młodzieży. To będzie fajny gest z jego strony, jako proboszcza, jeżeli tymi różnymi pamiątkami, które „linkują” go z przeszłością i przyjaciółmi, teraz połączy się z tymi, do których właśnie został posłany i z którymi rozpoczyna nową przygodę. Spojrzał na zegarek i okazało się, że czas zejść na obiad. Pierwszy obiad z wikariuszami przygotowany przez gospodynię, którą razem z częścią wyposażenia otrzymał niejako „w spadku” po poprzedniku. Już miał wyjść, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. To był jego najmłodszy wikariusz, Dawid, który podobnie jak Mateusz był tutaj „nowy”.
- Księże proboszczu, wczoraj wspomniał ksiądz, że będzie się rozpakowywał, więc pomyślałem, że może w czymś pomogę, zwłaszcza że ja już mam wszystko poukładane – powiedział nieśmiało, jakby obawiał się, że proboszcz może odczytać jego słowa jako jakąś formę lizusostwa.
- Księże Dawidzie, pomoc się na pewno przyda, ale to już pewnie po obiedzie. A przy okazji, miałem się zapytać, jak ksiądz się odnalazł w tym małym mieszkanku, a właściwie pokoju z łazienką? - zapytał Mateusz patrząc na chłopaka uważnie. Podczas ich spotkania w pizzerii Dawid sporo opowiadał o improwizowanej pracy w poprzedniej parafii, z której odszedł na własną prośbę, i Mateusz jeszcze nie potrafił rozeznać, czy to rzeczywiście u św. Pawła było tak wszystko niepoukładane, czy może chłopak był zbyt roszczeniowy. A tutaj nie mógł mu oferować nic innego na mieszkanie jak tylko dotychczasowy pokój gościnny, który był dość spory, ale jednak tylko jeden, podczas gdy pozostali wikariusze mieli po dwa duże pokoje, małą kuchenkę i łazienkę każdy. Z całą pewnością będzie trzeba coś wymyślić, zarówno dla dobra wikariusza, jak i ze względu na to, że pokój gościnny na plebanii był absolutnie konieczny.
- Księże proboszczu, dla mnie nie jest ważne mieszkanie, ale z kim się mieszka i pracuje. U św. Pawła mieszkanie było duże, ale nie dało się tam, przynajmniej dla mnie, normalnie funkcjonować. Poza tym ja mam spore problemy z utrzymaniem porządku, po prostu jestem okropnym bałaganiarzem, więc i tak nikogo do siebie nie wpuszczam, a mniejsze mieszkanie to też mniej sprzątania – uśmiechnął się Dawid.
- Czyli ma ksiądz idealne mieszkanie? - uśmiechnął się Mateusz.
- Tak. Idealne. Zwłaszcza teraz, bo była mama i posprzątała, więc jeszcze dzisiaj będzie je mógł ksiądz proboszcz zobaczyć, jutro już nie wpuszczę!  

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!