TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 00:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 245

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 245

jasna

Proszę księdza, a kancelaria parafialna to dzisiaj otwarta? - zapytał szpakowaty jegomość nieśmiało zaglądając spoza lekko uchylonych drzwi. Mateusz zamknął książkę, którą właśnie czytał, uśmiechnął się szeroko i zapraszającym gestem wskazał na krzesło po drugiej stronie biurka.
- Otwarta, otwarta! Proszę bardzo... Akurat pan zdążył, bo normalnie za pięć minut już bym zamykał. A w ogóle, to jest pan dzisiaj pierwszym interesantem, co oznacza, że przynajmniej nie siedziałem tutaj na darmo - po dwóch godzinach milczenia Mateusz wydawał się mieć wielką ochotę na konwersację. - Wie pan, ja ciągle tłumaczę, że godziny urzędowania kancelarii są po to, żeby ludzie mieli pewność, że zastaną księdza. I kiedy mówię, żeby nie przychodzić w innych godzinach, to nie chodzi tylko o to, że przecież są też różne inne rzeczy do zrobienia, do przygotowania, które ksiądz musi zrobić i czasem wymagają skupienia, ale również o to, żeby ludzie nie przychodzili nadaremnie. Są wyznaczone godziny i wtedy każdy parafianin ma pewność, że księdza zastanie, a jeśli księdza nie zastanie, to słusznie ma pretensje. A nieraz ktoś do mnie dzwoni i mówi, że był u mnie dwa razy, ale mnie nigdy nie było. I gdzie ja się włóczę. A ja się dziwię i mówię: niemożliwe, od lat nie opuściłem parafii w godzinach przyjęć interesantów. A on wtedy, że on był o innej godzinie, bo miał po drodze. No więc tłumaczę, że byłem w starostwie, albo na hospitacji w szkole, albo w kurii na spotkaniu, nie mogę cały dzień siedzieć na plebanii. Nieraz bardzo bym chciał, ale nikt za mnie moich obowiązków nie wykona - Mateusz trajkotał jak nakręcony, bo temat ostatnio leżał mu na sercu, ale nagle zauważył, że szpakowaty pan całkowicie już przezwyciężył demonstrowaną początkowo nieśmiałość i w tym momencie przyglądał mu się z wyrazem twarzy typu: „Co ty mi tu facet pleciesz???”
- A dzisiaj, widzi pan, kancelaria otwarta od dwóch godzin i żywej duszy nie ma, więc dobrze, że chociaż pan przyszedł - dodał jeszcze Mateusz, aby zakończyć temat.
- W takie pierdoły, jak dusza to je nie wierzę, więc prosiłbym, aby mnie tak nie nazywać. To na początek, żeby pan nie myślał, że jestem jednym z tych lemingów, co się dają wodzić za nos tym wszystkim rzewnym śpiewkom facetów takich, jak pan - powiedział mężczyzna.
- Rozumiem. Czy mogę wiedzieć, z kim mam przyjemność i czemu ją zawdzięczam? - zapytał Mateusz prostując się w fotelu.
- Nie mieszkam w pańskiej jednostce terytorialnej i moje nazwisko nic panu nie powie. Ale ponieważ sprawa jest urzędowa, więc proszę bardzo, Bożydar Siwczyński, już pokazuję dowód...
- Nie trzeba, dziękuję - powiedział Mateusz, a w duchu pomyślał, że jak na kogoś, kto nie wierzy w duszę, więc pewnie i w Boga też nie, to rodzice mu niezły numer z tym imieniem wykręcili. - W czym mogę panu pomóc?
- Rozumiem, że zostały mi dwie minuty? - zapytał Bożydar spoglądając na zegarek.
- Nie jest tak źle, gdyby pan się pojawił kilka minut później mógłby mnie pan już nie zastać, o to mi chodziło, ale teraz możemy spokojnie porozmawiać, jeśli rozmowa pana interesuje - odpowiedział Mateusz.
- Nie. Nie interesuje mnie rozmowa. Chciałem tylko poinformować, że uszkodzono pomnik na grobie mojej matki. A pan zdaje się jest administratorem cmentarza. Więc proszę natychmiast naprawić ten pomnik, w przeciwnym razie skieruję sprawę do sądu i na policję - niczym karabin maszynowy skandował pan Bożydar.
- Co prawda nie wiem jeszcze, o który nagrobek chodzi, ale uprzedzę pana, że nasze ubezpieczenie cmentarza nie obejmuje takich szkód, jeśli nie znamy sprawcy i jeśli nie jest tym sprawcą jakiś pracownik parafii, więc obawiam się...
- Tak myślałem! - przerwał Mateuszowi pan Siwczyński. - Proszę oczekiwać na służby mundurowe i pismo sądowe! - zakończył i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Mnie też było miło - westchnął Mateusz w kierunku drzwi. - I pomyśleć, że nawet się ucieszyłem, że ktoś przyszedł.
Ciężko wstał z fotela, zabrał książkę i wyszedł z kancelarii zamykając drzwi na klucz. Idąc w kierunku plebanii starał się nie myśleć o nieprzyjemnej rozmowie. Postanowił, że po południu pójdzie na cmentarz i razem z panem grabarzem spróbują namierzyć ten nieszczęsny grób, aby chociaż wiedzieć, o co chodzi. Kiedy wszedł do swojego pokoju, zobaczył zieloną skrzynkę, która jeszcze parę tygodni temu służyła jako stojak do choinki. Przypomniał sobie małą Basieńkę, którą przypadkowo uderzył tą skrzynką i jak Basia tłumaczyła swojej mamie, że przecież ona nigdy by się nie mogła gniewać na księdza proboszcza. Od razu poprawił mu się humor. Usiadł do biurka, aby zgodnie z planem przygotować kazanie odpustowe, z którym zaprosił go proboszcz parafii katedralnej. Tu nie było żartów. Kazanie musiało być dopracowane w każdym szczególe, najdrobniejsze potknięcie spotka się na pewno z szyderczymi uwagami niektórych kolegów. Mateusz ujarzmił więc swoją nieuporządkowaną i niesystematyczną duszę i siadł do komputera na całe dwa tygodnie przed datą odpustu w katedrze. Pomodlił się przez chwilę i już miał stuknąć w klawisze, kiedy rozległ się ostry dzwonek do drzwi. Jakimś wielkim wysiłkiem woli powstrzymał się od ciężkiego słowa, popatrzył przez chwilę na portret papieża Franciszka, przypomniał sobie jego słowa, że proboszczowie muszą być dostępni dla swoich parafian i poszedł otworzyć drzwi.
Ku jego zdziwieniu za drzwiami stał... policjant.
- Czy chodzi o ten nagrobek? - bezwiednie zapytał Mateusz zszokowany szybkością działania pana Bożydara, zanim jeszcze policjant powiedział cokolwiek.
- Szczęść Boże Księże Proboszczu! Nagrobek? Jaki nagrobek? - zdziwił się funkcjonariusz. - Ja przyszedłem z prośbą o ogłoszenie na temat krajowej mapy zagrożeń bezpieczeństwa. Chodzi o to, żeby może to gdzieś w gablotce umieścić, aby ludzie wiedzieli, to może być przydatne. A o jaki nagrobek księdzu chodzi? - jeszcze raz zapytał policjant.
- Oczywiście, że zrobimy ogłoszenie - zapewnił Mateusz nieco zmieszany, że tak wyskoczył z tym nagrobkiem. - Miałem wcześniej taką nieprzyjemną rozmowę, ale to pana nie dotyczy. Dziękuję za współpracę.
- Jakby ktoś księdza niepokoił, to prosimy o jakiś sygnał, dobrze? Szczęść Boże! - policjant uśmiechnął się i poszedł w kierunku radiowozu. Mateusz jeszcze chwilę patrzył na odjeżdżający samochód i kręcił głową. Miał jeszcze w pamięci kordony milicjantów i zomowców, którzy straszyli ich podczas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę.
- Dobrze, że jest normalnie - westchnął Mateusz i wrócił do swojego pokoju. Ledwie jednak napisał kilka zdań homilii, kiedy ponownie rozległ się dzwonek. Ciśnienie ponownie mu podskoczyło z irytacji: dwie godziny siedział w kancelarii, nie było nikogo, no, prawie nikogo,
a teraz, dzwonek od drzwi nie milknie. Opanował się i poszedł do drzwi.
- Szczęść Boże proboszczu, chciałam dać na Mszę - pani, którą rzadko widywał w kościele patrzyła na niego takim spojrzeniem, jakim się patrzy na ekspedientkę w sklepie, która nie żwawo szybko rusza się przy kasie
- Szczęść Boże - odpowiedział Mateusz. - Rozumiem, że ktoś umarł i pewnie pani jedzie na pogrzeb i dlatego pani chce zamówić tę Mszę.
- Nie, niech ksiądz tak nie mówi, bo jeszcze naprawdę mi kto umrze - oburzyła się kobieta. - Za pół roku będzie rocznica męża i chciałam zamówić.
- Rozumiem, tylko szkoda, że pani nie przyszła, jak była kancelaria otwarta. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale cały dzień ludzie przychodzą, ciężko jest mi jakoś zaplanować pracę, a jak siedzę w kancelarii to nie ma nikogo.
- No ale przecież papież Franciszek mówi wyraźnie, że macie być do dyspozycji, jak ktoś was potrzebuje. Przecież chyba ksiądz jest księdzem z powołania? - kobieta butnie patrzyła mu prosto w oczy.
- Potrzebuje pani rozmowy? Rady? - zapytał Mateusz resztką sił utrzymując spokojny ton.
- Nie! O czym? Mszę chcę zamówić.
- Czyli pani mnie, księdza, nie potrzebuje, pani chce zamówić Mszę, tak?
- Tak, coś w tym dziwnego? Akurat szłam z targu i wstąpiłam. No chyba księdza nie obudziłam, jest po dziesiątej, prawie południe...
- Nie obudziła pani. Jak powiedziałem, od dwóch godzin siedziałem w biurze, a teraz miałem zaplanowaną pracę nad homilią...
- No ale chyba człowiek ważniejszy niż homilia? A poza tym przecież ksiądz to zwykle z głowy mówi...
- No tak... Dobrze, chodźmy do kancelarii, bo tu nie mam księgi intencji - powiedział zrezygnowany Mateusz.
Kiedy skończyli w kancelarii i Mateusz wrócił przed swój komputer zupełnie stracił wątek przygotowywanej homilii. Kilkanaście minut bezskutecznie usiłował pozbierać myśli, aż rozległ się kolejny dzwonek.
- Niech zgadnę... - powiedział Mateusz wpatrując się w około dwudziestoletniego młodzieńca. - Pewnie potrzebujesz zaświadczenie dla ojca chrzestnego?
- Nie - odpowiedział zdziwiony chłopak.
- Mszę zamówić?
- Nie... Chciałbym z księdzem pogadać, jeśli ksiądz ma chwilę. No bo widzi ksiądz, bardzo mi się podoba jedna dziewczyna, a zbliżają się Walentynki i nie wiem, co mam zrobić... Ma ksiądz chwilę?       

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!