TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 20:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) część XLIX

Jasna i ta druga strona księży(ca) część XLIX

Ja jestem za tym, aby ich przykładnie ukarać, czyli odesłać do domu - upierał się Jakub.
- Ale jak ich odeślesz do domu samych? Nawet jeśli są pełnoletni to przecież nie możemy ich po prostu wsadzić w pociąg i poinformować rodziców, że chłopaki wrócą wcześniej z wakacji, bo się napili piwa i wrócili po dziesiątej - irytował się Mateusz.
- A dlaczego nie? A poza tym wcale nie musimy ich wysyłać samych - uśmiechnął się chytrze Jakub.
- A co, ty się wybierzesz z nimi? - ironicznie zapytał Mateusz.
- Ja nie, ale Maciej tak. Przecież i tak na niedzielę musi wrócić na swoją parafię i później w poniedziałek wraca do nas - tryumfująco ogłosił Jakub.
Rzeczywiście problem dotyczył czterech lektorów, dwóch z grupy Jakuba i dwóch z grupy Mateusza. Piątego dnia wyjazdu przytrafiła im się przykra niespodzianka. Czterech chłopców wróciło do schroniska po 22.00 i w dodatku czuć od nich było alkohol, a dokładnie piwo. Mateusz wściekły był na siebie, ponieważ nigdy nie uznawał i nie organizował wyjazdów wakacyjnych tylko dla chłopaków. Zawsze uważał, że najlepsze są grupy koedukacyjne, że tak chłopaki, jak i dziewczyny czują się stymulowani obecnością płci przeciwnej, generalnie podczas takich wyjazdów dojrzewają, uczą się relacjonować w sposób normalny z płcią przeciwną. I choć nieraz chłopaki ze wspólnot przyparafialnych żartowali, mówiąc: „Proszę księdza, nie bierze się drewna do lasu. Jedźmy sami, a dziewczyny znajdziemy na miejscu”, to on jednak wolał „zabrać drewno z domu” niż później latać za chłopakami „po lesie”. Ale tym razem dał się namówić kolegom kapłanom na taki wyjazd z okazji zakończenia kursu lektorskiego.
- Zobaczysz, że będziemy mieli święty spokój, nie trzeba będzie co wieczór latać po pokojach i sprawdzać czy chłopaki gdzieś się u dziewczyn nie czają - przekonywał Jakub.
- Ja tam wolałbym posprawdzać pokoje niż szukać chłopaków po wsi, ale skoro jest was dwóch za wyjazdem samych lektorów, wiec ja się nie będę z wami spierał - zgodził się Mateusz.
No i przez cztery dni wydawało się, że nie ma problemów. Chociaż szczerze mówiąc, Mateusz czuł, że coś się może przydarzyć. Dwa dni temu obok pobliskiego kościółka rozbiła się na polu namiotowym oaza z Białegostoku, ze trzydzieści dziewczyn. Chłopaki non stop wyrywali się w każdej wolnej chwili do kościółka na „chwilę osobistej refleksji”. Wczoraj na szlaku zatrzymali się na pięciominutowe odsapnięcie i podczas gdy zwykle w takich sytuacjach lektorzy wyśmiewali się z „dziadków” czyli z księży, że brakuje im tchu i rwali się do dalszej wędrówki. Ale wczoraj ich szlak akurat przeciął się ze szlakiem dziewcząt z oazy i przez pół godziny nie mogli pozbierać wszystkich, aby ruszyć dalej. Kiedy więc dzisiaj wieczorem, czterech chłopców nie stawiło się do schroniska na wieczorną modlitwę, która i tak była o 21.15, Mateusz był pewien, że chłopaki polecieli do dziewczyn i się zasiedzieli, ale zaraz wrócą. Tymczasem chłopcy nie dość, że wrócili dopiero po 22.00, to jeszcze najwyraźniej wychylili piwo. Jakub chciał natychmiast przeprowadzić zbiorowy proces, ale Mateusz i Maciej wymogli na nim, aby odłożyli to do jutra po śniadaniu. Nie chciał podejmować decyzji natychmiast, bo po pierwsze przecież musieli się zastanowić, co zrobić. Samo spóźnienie byłoby bardzo łatwo „nagrodzić” - mycie garów przez dwa dni i by im w pięty poszło, ale alkoholu nie przewidzieli. A po drugie, Mateusz był najbardziej wściekły na samego siebie, i nie chciał w takim stanie podejmować decyzji. Siedzieli więc teraz przy stole i nie mogli znaleźć rozwiązania.
- Nie myślę, że odesłanie ich do domu to dobry pomysł. To ich upokorzy, ale czy czegoś nauczy? Nie sadzę - powiedział Mateusz.
- To może ty zaproponujesz jakieś rozwiązanie, które ich nie upokorzy, a czegoś nauczy? - rozłożył ręce Jakub.
- Ty co proponujesz, Maciej? - Mateusz zwrócił się do milczącego kolegi.
- Dziękuję Bogu, że żaden z moich lektorów się nie załapał na tę eskapadę, bo pojęcia nie mam jak z tego wybrnąć. Na pewno nie mam ochoty „eskortować” ich do domu. Wymyślcie coś innego - zakończył Maciej.
- Mam zamiar pogadać z chłopakami jutro przed śniadaniem i będę wiedział co zrobić - powiedział Mateusz, choć nie miał pojęcia, czy rozmowa z podpadziochami cokolwiek mu rozjaśni w makówce.
- Jeśli pogadam z moimi, to mogą się posypać trupy, więc lepiej nie. Skoro masz pewność, że znajdziesz rozwiązanie dla swoich chłopaków, to ja je przyjmuję dla moich. Pod warunkiem, że będziesz pamiętał, że alter Christus to jesteś przy ołtarzu, i nie pozwolę ci powiedzieć chłopakom „idź i nie grzesz więcej”. Teraz idziemy spać - zakończył Jakub.
- OK. Idę łyknąć świeżego powietrza przed snem - powiedział Mateusz i poszedł na mały tarasik, gdzie codziennie posyłał swoje ostatnie akty strzeliste ku Stwórcy. Kiedy oparł się o barierkę i wciągnął chłodne górskie powietrze, usłyszał szelest za sobą.
- Już myślałem, że dzisiaj ksiądz nie przyjdzie - powiedział cicho siedzący na ławce pod ścianą Robert Smoczyński.
- Smoku! Ty jeszcze masz odwagę nie być w łóżku o tej porze, po tym całym bajzlu, którego narobiliście? - Mateusz próbował udawać obrażonego, bo Smoczyński był jednym z jego dwóch podpadniętych. Choć po Smoku się tego nie spodziewał. Spokojny chłopak. W autobusie nigdy nie siedział w ostatnich rzędach, gdzie siadali „najfajniejsi”, i było tak pewnie z powodu kompleksów, które chłopak musiał mieć w związku z trudną sytuacją rodzinną. Ojciec częściej na bezrobociu niż zatrudniony i jeszcze mama, często chorująca, może hipochondryczka. Nie dali chłopakowi wystarczającej pewności siebie. Co mu odbiło dzisiaj?
- Przecież ksiądz wie, że dzisiaj i tak nie zasnę po tym, cośmy zmajstrowali. Ja też tu lubię przychodzić przed snem, wiec zauważyłem, że i ksiądz tu przychodzi każdej nocy. No i czekam. Bo chciałem księdzu powiedzieć, że to wszystko moja wina.
- Akurat ci uwierzę! Chcesz mi powiedzieć, że to nie był pomysł Nowickiego? - Mateusz był skłonny myśleć, że to Paweł Nowicki, „najfajniejszy” zadymiarz z calej grupy, był spiritus movens wyprawy.
- Myli się ksiądz - uśmiechnął się Robert. - Akurat Paweł zachował się jak gość.
- Chcesz mi opowiedzieć, czy idziemy spać? - zapytał Mateusz.
- Ksiądz wie, że nigdy nie chodziłem z dziewczyną? Na tej oazie przy kościele jest taka jedna dziewczyna. Ola. Śliczna proszę księdza i nie wiem dlaczego, ale od trzech dni mam wrażenie, że ciągle na mnie patrzy, uśmiecha się. Niby Paweł dowala jakieś śmieszne teksty, opowiada te swoje bajery, a ona ciągle do mnie, co ja o tym sadzę, gdzie ja byłem na wakacjach i takie tam. Tak po prostu jakby się mną interesowała, a ja zbyt śmiały nie jestem. A Pawłowi ona też się podoba, ale dzisiaj mi powiedział, że Ola w ogóle nie jest nim zainteresowana. I zaproponował abyśmy poszli na chwilę do dziewczyn przed modlitwą wieczorną. Plan był taki, żeby wrócić o dziewiątej. No i wzięliśmy jeszcze Jarka i Sebastiana od księdza Jakuba i poszliśmy. Fajnie się gadało. Ola tylko ze mną. Poczułem się... no wie ksiądz, jak ktoś kto... no jest taki jak inni. Komuś się podobam. I wtedy przyszedł ten chłopak z tej oazy i jakiś tekst rzucił, że Oli ojciec ma fabrykę dżinsów i że takiemu dupkowi jak ja to może najwyżej parę spodni odpalić, żebym wyglądał jak człowiek, ale córki na pewno mi nie da. Myślałem, że mu przywalę, ale zrobiło mi się ciemno przed oczami, bo rzeczywiście ubieram się na bazarze albo w ciuchach z drugiej ręki. Wstałem i pognałem przed siebie. Zanim chłopaki się zorientowali, uciekłem do pierwszej pijalni piwa i zamówiłem kufel. Po jakichś piętnastu minutach Paweł i pozostali mnie znaleźli. Paweł, jak zobaczył, że piję piwo, wyrwał mi kufel i sam się napił kilka łyków. „Jak cię wyślą do domu to mnie też”. I wtedy Jarek i Sebastian też wypili po kilka łyków. Sebastian, jak później powiedział, pierwszy raz w życiu. Widzi ksiądz? Przeze mnie. Wszystko przeze mnie. Bardzo księdza proszę, abym tylko ja był odesłany. Mogę pojechać jutro z ks. Maciejem. On i tak wraca na niedzielę do parafii, prawda?
Mateusz cieszył się, że była noc i chłopak nie mógł zobaczyć łez, które mu pociekły z oczu. Płakał, bo jakby słyszał kawałek swojego własnego życiorysu.
- Jasne. Bardzo chętnie bym cię odesłał do domu. Jest tylko jeden szkopuł. Nie możesz tego tak zostawić z tą Olą. Żałowałbyś przez cale życie.

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!