TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 06:45
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca - odcinek 283

Jasna i ta druga strona księżyca - odcinek 283

Małgosia cały czas promieniała patrząc na Mateusza, chociaż wyraźnie nie mogła się pozbyć swoistej tremy czy zażenowania. I ten fakt bardzo Mateusza bolał, bo ostatnią rzeczą, jakiej pragnął jako ksiądz było to, żeby się go ludzie bali. A z telefonicznej rozmowy wynikało, że Małgosia zapamiętała go jako tak bardzo nieprzejednanego i kategorycznego, że wręcz bała się użyć niewłaściwego słowa. Podczas godzinnej jazdy samochodem do gospodarstwa agroturystycznego, w którym Małgosia z rodziną spędzała urlop, właściwie cały czas przypominał sobie różne sytuacje ze swojej dalszej i bliższej przeszłości próbując spojrzeć na siebie z boku. I w wielu sytuacjach nie podobało mu się to, co sobie przypominał. Bo z perspektywy czasu widział dość wyraźnie, że w zapale duszpasterskim zdarzało mu się używać Pana Boga i przykazań niczym pałki, którą walił innych po głowach, jeśli wydawali mu się niewystarczająco katoliccy. I teraz, kiedy spotkał się z Małgosią znowu, zobaczył w jej oczach ten lęk. Owszem, była przeszczęśliwa na jego widok, ale ciągle jakby lekko speszona. Mocno ją przytulił po przyjacielsku, jakby chciał tym gestem wycisnąć z niej ten zupełnie niepotrzebny lęk. Natomiast młodszy od Małgosi o cztery lata Romek, ojciec jej dzieci, z którym była w związku cywilnym, przywitał się z Mateuszem zupełnie spokojnie, najwyraźniej też zadowolony, choć przecież pierwszy raz widział go na oczy, i zupełnie rozluźniony.
- Cieszę się, że wreszcie księdza poznaję. Co ja się naprosiłem Małgosię, żeby do księdza zadzwoniła, ale nigdy nie chciała mnie słuchać. No to w końcu zacząłem odmawiać Nowennę pompejańską, w której prosiłem, żeby to ksiądz się z nią skontaktował. Gosia na mnie krzyczała, że nie powinno się takich błahych spraw czynić przedmiotem modlitwy, a tu proszę! Skończyłem nowennę i dwa dni później ksiądz zadzwonił - tłumaczył Romek, a Gosia z niedowierzaniem kręciła głową ciągle jakby lekko zawstydzona.
- Naprawdę, księże Mateuszu, tak właśnie było, on to wymodlił - powiedziała.
- Mnie akurat wcale to nie dziwi, bo wiem, co może uczynić modlitwa, chociaż trochę mi przykro, że miałaś aż takie obawy przed rozmową ze mną - powiedział Mateusz i natychmiast tego pożałował, ale było już za późno. Twarz Małgosi przybrała, o ile to możliwe, jeszcze bardziej przepraszający wyraz, a on postanowił ubiec jej słowa i ratować sytuację.
- Ale kto wie? - powiedział szybko. - Może to było potrzebne, żeby w to wszystko została włączona siostra Aurelia i zaprosiła mnie na dzień skupienia. A nóż komuś pomogłem...
- Pomógł ksiądz i to jak! - ożywiła się Małgosia szczęśliwa, że nie musi ciągnąć osobistego wątku. - To siostra Aurelia nic księdzu nie mówiła? Bardzo jej ksiądz pomógł. Nie wiem, na ile ją ksiądz poznał, ale ona zawsze była moją najlepszą przyjaciółką, jest wspaniałą, pogodną i serdeczną istotą, mimo że pochodzi z rozbitej rodziny. Ale to jeszcze nic. Odkąd ją znałam, ona zawsze chciała wstąpić do zakonu. Niestety zanim ona mogła to uczynić musiała, skończyć szkołę, a tymczasem jej starsza siostra wstąpiła do zakonu, a potem z niego w dość dziwnych okolicznościach odeszła. Ta siostra moim zdaniem nie miała powołania, ale chyba trochę zazdrościła młodszej siostrze, czyli Karinie, bo takie miała imię zanim wstąpiła do zakonu, bo Karinę wszyscy kochali. Nikt by nie powiedział, że ona przechodzi jakieś problemy w rodzinie... No i może ta starsza siostra, chciała trochę wejść w jej buty, no i się to skończyło fatalnie. Również dla Kariny. Bo potem, kiedy już mogła pójść do zakonu, miała problemy z przyjęciem. Kilka wspólnot jej odmówiło ze względu na casus jej siostry i to bardzo mocno wpłynęło na jej samoocenę. I chociaż cały czas pozostawała sobą w dobrym tego słowa znaczeniu, to jednak autostyma najwyraźniej się obniżyła. I kiedy ją wreszcie przyjęto do zakonu, na początku była w siódmym niebie. Ale na którejś placówce chyba jakaś przełożona, czy też inna siostra powiedziała jej, że ją bacznie obserwują, czy dopuścić ją do ślubów wieczystych, że ona znowu zaczęła się zamartwiać. No i być podejrzliwa. Czuła się oceniana i momentami sama miała wątpliwości, czy z nią wszystko jest w porządku. Nie wiem, co tam ksiądz powiedział na tym dniu skupienia, ale zadzwoniła do mnie z podziękowaniem za numer telefonu i była przeszczęśliwa - Małgosia trajkotała jak najęta.
- No to bardzo mnie to cieszy - Mateusz odetchnął z ulgą.
- Powiedziała mi tylko, że kocha siebie, chociaż nie tak bardzo, jak kocha ją Bóg. I jeszcze dodała, żebym ja też nie była dla siebie surowa. I to tyle - zakończyła wątek Małgosia.
- Zgadza się Małgosiu, nie powinniśmy być dla siebie zbyt surowi, skoro Bóg ma dla nas tyle miłosierdzia, i ja ciebie bardzo przepraszam, jeżeli kiedykolwiek w moich słowach nie byłem wystarczająco klarowny. Naprawdę przepraszam - powiedział Mateusz wkładając w te słowa całego siebie i cały swój żal.
- Wiecie co? Ja zabiorę dzieciaki do domu, a wy tu sobie porozmawiajcie, a potem zapraszam do pokoju na jakiś podwieczorek, ok? - Romek nie czekając na odpowiedź uśmiechnął się, wziął synka na ręce i razem z dziewczynką ruszył w kierunku zabudowań.
- Księże Mateuszu, naprawdę nie ma ksiądz za co przepraszać - powiedziała po chwili Małgosia. - Całe swoje życie uważałam i nadal uważam, że latarnie morskie muszą stać w jednym miejscu i wskazywać drogę i to właśnie słuchając księdza się w tym utwierdzałam. Ksiądz w ogóle wie, jak długo my się znaliśmy? - zapytała nagle.
- Dokładnie nie pamiętam, ale będzie kilka lat - Mateusz nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć.
- Mnie też się wydaje, że to były lata, tak bardzo się księdza nauki odcisnęły na moim życiu - uśmiechnęła się Małgosia. -  Ale nie, to nie były lata. Znałam księdza dokładnie sześć tygodni. Tyle trwał kurs przedmałżeński. A niedługo po naszym ślubie ksiądz wyjechał za granicę.
Sześć tygodni.
- Naprawdę tak krótko? - Mateusz nie mógł uwierzyć.
- Tak krótko. I ja chłonęłam wszystko, co ksiądz mówił i tylko w jednym się nie zgadzałam. Bo ksiądz nie wierzył, że moja wielka miłość do Dawida, choć naznaczona niestety grzechem współżycia przedmałżeńskiego, jest w stanie wszystko przetrwać, a nawet odmienić Dawida, którego kochałam do szaleństwa. Ale oczywiście to ksiądz miał rację. Dawid okazał się absolutnym niewypałem - Małgosia mówiła o swoim byłym mężu zupełnie bez złości, ale
z głębokim smutkiem.
- Przepraszam, że o to pytam tak prosto z mostu, ale czy próbowałaś kiedykolwiek sprawdzić, czy nie istnieją przesłanki, które czyniłyby wasze małżeństwo nieważnym? - zapytał Mateusz.
- Ja go autentycznie kochałam i chciałam z nim żyć i mieć dzieci. To że zaszłam w ciążę nie było determinujące dla mojej decyzji. Więc uważam że małżeństwo było ważne. Zresztą pamiętam, jak ksiądz opowiadał, że znacznie większą szansę na zbawienie mają ludzie którzy popełnili błąd, a potem znaleźli miłość prawdziwą w swoim życiu, ale ponieważ są w związku niesakramentalnym podejmują ten ciężar i choć nie mogą przystąpić do Komunii Świętej, to jednak wiodą życie jak najbardziej chrześcijańskie, niż ci, którzy naciągają fakty, czy po prostu oszukują, byle tylko uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa i móc ponownie mieć ślub kościelny. No i to właśnie próbujemy robić z Romkiem, który akurat nie ma żadnej przeszkody, bo jestem jego pierwszą żoną - tłumaczyła Małgosia, a Mateuszowi zrobiło się słabo.
- Tak, Małgosiu, rzeczywiście tak mówiłem i nadal to podtrzymuję, ale ja nie mówię, żeby cokolwiek naciągać, tylko po prostu sprawdzić, bo przecież przyczyny zrywające małżeństwo mogą być tylko po jednej stronie. I nawet jeśli z twojej strony nic takiego nie było, to nie znaczy, że ze strony Dawida było tak samo - próbował tłumaczyć Mateusz zastanawiając się, ile jeszcze innych sentencji wyrył ludziom w mózgach tak głęboko, że odebrał im chęć rozumowania.
- Naprawdę myśli ksiądz, że w naszym przypadku są szanse na stwierdzenie nieważności? - zapytała Małgosia z iskrą nadziei w głosie. - Bo powiem księdzu, że ja rozumiem swoje położenie, ale Romka mi szkoda, że nie może przystąpić do Komunii. W przyszłym roku nasza córka pójdzie do Pierwszej Komunii Świętej...
- Nie wiem Małgosiu, nie pamiętam dokładnie wszystkiego, choć jak sama pamiętasz próbowałem was odwieść od tego kroku, a więc musiałem coś niepokojącego widzieć.
Ale nie dowiemy się nigdy, jeśli nie spróbujemy. To naprawdę nic nie kosztuje umówić się na spotkanie z którymś z księży z Sądu Diecezjalnego. On wszystko wyjaśni i poprowadzi. Nie chcę ci robić fałszywych nadziei, ale jeśli papież Franciszek ostatnio uprościł procedury, aby ludzie nie cierpieli niepotrzebnie, to chyba warto spróbować. Bo coś mi się wydaje, że miał na myśli przede wszystkim takich ludzi, jak ty i Romek - zakończył Mateusz i wcale się nie wstydził spływających mu po policzkach łez.

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!