TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 12:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca 261

Jasna i ta druga strona księżyca (261)

Spotkanie z Radą parafialną było chyba najtrudniejszym, jak dotychczas, doświadczeniem w zapoznawaniu się z nową parafią, a jednocześnie wychodził z niego z największą jasnością w głowie: następne spotkanie z Radą będzie uroczystą kolacją, podczas której podziękuje wszystkim jej członkom za posługę dla parafii. Nie widział najmniejszego marginesu możliwości, aby to ciało mogło nadal działać. Przede wszystkim były tam nie dwie, ale trzy frakcje i właściwie nie było możliwości pojednania. Mało tego, pod jednym względem wszyscy byli zgodni: Proboszcz ma się słuchać! Na nic się zdało tłumaczenie Mateusza, poparte cytowaniem odpowiednich punktów z przepisów ustanowionych przez synod diecezjalny, że Rada parafialna jest ciałem doradczym, którego głową jest Proboszcz i to on ostatecznie podejmuje decyzje, bo on potem będzie ponosił konsekwencje. Nie potrafili tego zrozumieć, bo pan Rysiu przez 15 lat pracował w Wiedniu i on widział, jak działa PRAWDZIWA Rada parafialna.
- Oni decydowali, ile jest Mszy w tygodniu, ile świeczek palić na ołtarzu, a jak proboszcz za dużo wydawał na prąd, to likwidowali kolejną Mszę - tłumaczył pan Rysiu, a wszyscy radni potakiwali. - Nie mówię, że my też będziemy likwidować Msze, ale jak mamy być prawdziwą Radą, a nie taką na papierze, to Ksiądz musi się z nami liczyć, no i... jak coś przegłosujemy, to powinno to być dla księdza wiążące.
- A niech pan powie, przez poprzednie lata, jak proboszczem był ks. Florian, to jakie wiążące decyzje podejmowaliście? - zapytał Mateusz.
- No... - pan Ryszard poczuł się nieco zbity z tropu. - Ksiądz Florian to nas się pytał, dawał czas do zastanowienia, a potem zaczynał sam działać i jak mieliśmy głosować, to już nie było nad czym... Dlatego chcemy to na samym początku z Księdzem ustalić, żeby nie było przykrych sytuacji.
- Rozumiem. A jeszcze powiedzcie mi jedną rzecz: w jaki sposób ukonstytuowała się ta Rada parafialna? Były jakieś wybory, czy ks. Florian dobrał sobie współpracowników?- zapytał Mateusz.
- Ludzie mogli zgłaszać kandydatury, a Ksiądz Proboszcz wybrał spośród nich nasz obecny skład - wytłumaczył pan Ryszard i krótko później Mateusz zamknął obrady z gotowym pomysłem, że trzeba jak najszybciej godnie podziękować ludziom za ich wysiłki. Ale ponieważ trochę się obawiał, że może to zbyt pochopna decyzja, poszedł jeszcze do kościoła, aby przemodlić to przed Najświętszym Sakramentem. Pan Jezus jest wszędzie ten sam, ale jakoś jeszcze nie mógł się przyzwyczaić do nowego kościoła, w którym, co tu dużo mówić, pewne rzeczy zrobiłby zupełnie inaczej, niż to uczynił jego poprzednik, ale wiedział doskonale, że nie ma co myśleć o rewolucjach, tylko trzeba się przyzwyczaić do wystroju kościoła, a może za kilka lat będzie okazja, żeby jakieś akcenty powoli zmieniać. Bo to nie było tak, że Florek zrobił coś źle, czy nieliturgicznie. Po prostu Mateusz miał inną wrażliwość i zrobiłby to inaczej. Ale póki co, musiał się przyzwyczaić i wiedział, że im więcej się będzie w tym kościele modlił, tym lepiej będzie się w nim czuł. Przecież to ma być JEGO miejsce modlitwy na kilkanaście lat, a może nawet do końca jego kapłańskiej posługi? Wszedł więc do kościoła przez zakrystię i uklęknął w pierwszej ławce, aby prosić Ducha Świętego o światło. Przekonany, że jest sam, westchnął i półgłosem zaczął się „przekomarzać” z Panem Jezusem.
- Panie Jezu, Ty wiesz, że ja bardzo, ale to bardzo kocham świeckich i ich potrzebuję... Ale potrzebuję ich, żeby razem się modlić i pracować dla dobra całej wspólnoty, a nie żeby na każdym spotkaniu godzić ich i starać się zadowolić raz tych, a raz tych. Ja nie widzę możliwości, żeby to w takiej postaci trwało dalej, ale jeśli się mylę, to daj mi proszę znak... - powiedział Mateusz i pewnie by długo na znak nie czekał, ale natychmiast usłyszał... chrząknięcie. Lekko wystraszony spojrzał na krzyż, ale drewniany Jezus milczał.
- Proszę Księdza, przepraszam, ale ja tu właśnie układam kwiaty, nie chciałam przeszkadzać w modlitwie - powiedziała młoda kobieta stojąca z naręczem kwiatów w drzwiach, które z prezbiterium prowadziły do zakrystii ministrantów. Mateusz zaczerwienił się, ale po chwili wstał i udał się w kierunku kobiety, aby się przywitać.
- Szczęść Boże! Ksiądz Mateusz... A pani to tak okazyjnie kwiaty układa, czy to jakaś stała forma posługi? - zapytał ostrożnie pomny na słowa Macieja, który tłumaczył mu, aby w stosunku do ludzi pomagających w kościele, nigdy nie używać słowa „praca”, tylko „posługa”, bo jego zdaniem wówczas zmniejsza się prawdopodobieństwo rozmów o „płacy”. Mateusz na wspomnienie tych przekonań przyjaciela aż się uśmiechnął, co z kolei pani od kwiatków przyjęła za dobry omen.
- O jak miło, że Ksiądz Proboszcz wita mnie uśmiechem. Obawiałam się, że może ks. Florian uprzedził Księdza co do mojej osoby, bo mieliśmy odmienne poczucie estetyki - uśmiechnęła się kobieta. - Jestem Anna i tak, to nie jest jednorazowa posługa, ale od kilku lat ubieram kościół w kwiaty i pomagam przy dekoracjach.
- Ksiądz Florian jako człowiek wielkiej kultury i dyskrecji nie uprzedzał mnie co do żadnych osób - powiedział Mateusz i w tym momencie poczuł nawet lekki żal do kolegi, bo przynajmniej co do tej całej Rady parafialnej, to mógł mu szepnąć słówko. - Nawet nie wiedziałem, że jest tu osoba, która zajmuje się kwiatami, ale się cieszę - dodał przyglądając się Annie.
- Uff, czyli modlitwa, którą niechcący usłyszałam nie dotyczyła mojej osoby - uśmiechnęła się.
- Ależ skąd! - nieco zbyt pochopnie zaprzeczył Mateusz i dla zatarcia wrażania szybko dodał. - Chyba, że pani też jest wewnętrznie skłócona, to będę się musiał zastanowić.
- A z tym to bywa różnie, ale raczej mam w sobie pokój, proszę księdza. Ja właśnie dlatego robię to, co robię w kościele, bo w ten sposób dziękuję za odzyskany pokój w sercu.
- Czyli nie jest pani florystką z zawodu? - zapytał Mateusz.
- Nie - uśmiechnęła się Anna. - Nigdy nie trudniłam się tym zawodowo. Nie wiem, czy to właściwy moment, ale mogę trochę o sobie powiedzieć, i sam ksiądz oceni, czy jestem na tyle skłócona wewnętrznie, żeby jednak podziękować mi za... posługę florystki.
- Chętnie posłucham - powiedział Mateusz.
- Może Ksiądz potrzymać te kwiaty? Nie będzie Księdzu przeszkadzać, jeśli będę pracować i mówić? - zapytała, a widząc uspokajający gest Mateusza uklęknęła przed ołtarzem i zaczęła z wprawą układać kompozycję.
- Jak już Ksiądz usłyszał, mam dzieci, dwójkę, Filipa i Zosię, i kocham moje dzieci nad życie. Ale nie mam męża. Może nie wyglądam, ale jestem wdową - mówiła spokojnie Anna co jakiś czas wstając z kolan, odchodząc kilka kroków przyglądała się kwiatom, a potem wracała do ołtarza i dalej układała i mówiła nie patrząc na Mateusza. Mateusz przez chwilę zastanawiał się, ile może mieć lat i założył, że pewnie mniej niż trzydzieści, ale nie chciał o to pytać.
- A w jakim wieku ma pani dzieci? - pomyślał, że takie pytanie będzie bezpieczniejsze.
- Filip ma 14, a Zosia 12 - odpowiedziała. - A ja mam 42. Nie pyta Ksiądz o męża?
- Myślę, że sama pani powie, jeśli będzie chciała. Podejrzewam, że to trudny temat - odparł nieco zmieszany. - Dzisiaj niestety ludzie się rozchodzą i wiem, że to zawsze bolesna sprawa.
- Bolesna. Zwłaszcza, że mój mąż się powiesił - powiedziała Anna i na chwilę jej dłonie opadły na kolana i znieruchomiały.   

Jeremiasz Uwiedziony

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!