TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 04:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dobro rodzi się w bólach

Dobro rodzi się w bólach

Trudności, jakie napotykał Brat Albert w początkach swojej działalności były dla niego oznaką, że „diabeł musi być mocno niezadowolony” z tego, co robili.

Brat Albert ma już wokół siebie braci, a także siostry, które opiekują się ogrzewalnią kobiet, a właściwie, po jej spaleniu, przyjęły bezdomne kobiety u siebie. Można by się spodziewać, że cały Kraków powinien być zachwycony i szczęśliwy, że wreszcie ktoś na poważnie zajął się problemami bezdomnych. I w dodatku nie próbuje zaradzić im doraźnie, ale stara się stworzyć rozwiązania systemowe, które na trwałe zabiorą tych biednych ludzi z ulicy. Czyli wszyscy zadowoleni, prawda? Brat Albert, jego bracia i siostry, czyli jak byśmy dzisiaj powiedzieli albertyni i albertynki, realizują swoja misję, bezdomni znajdują bezcenną pomoc, dach nad głową, strawę i pracę, a wszyscy inni nie muszą oglądać na ulicach sytuacji wołających o pomoc do nieba... Ale niestety tak nie jest.

Mieszkanie z biednymi zgorszeniem
Jak czytamy w książce Jerzego Żaka-Tarnowskiego, ówczesny Kraków raczej krytycznie odnosił się do wysiłków Brata Alberta, a tylko nieliczni je podziwiali. Większość uważała, że nadaremnie marnuje własne życie, a jednocześnie popiera w ten sposób próżniactwo i inne złe nałogi swoich podopiecznych. I trzeba z przykrością stwierdzić, że przeciwnicy i krytycy Brata Alberta wywodzili się nie tylko spośród świeckich, ale również spośród duchowieństwa. „Nie szczędzili oni Bratu Albertowi uszczypliwych uwag, wyśmiewali utopijność jego pomysłów, sarkali na zgrzebne habity, słowem robili wszystko, aby rodzące się dzieło zabić w samym zarodku”. Właśnie utworzenie Zgromadzenia Sióstr Albertynek było kulminacyjnym punktem wrogiego nastawienia. Jak wspomniałem przed dwoma tygodniami, jako pierwsze przyjęło habity siedem kobiet 15 stycznia 1891 roku. Kiedy w pochodzie wracały po obłóczynach pieszo do domu na Kazimierzu stały się celem niewybrednych ataków. „Towarzyszyła im cały czas wrzaskliwa i napastliwa gawiedź uliczna. Wyśmiewane, lżone, a nawet czynnie znieważane, szły pokornie swoją ciernistą drogą. Bywały nawet wypadki, że ta lub owa elegantka krakowska ostentacyjnie opuszczała kościelną ławkę, jeśli obok wolne miejsce chciała zająć siostra. Ludziom nie mogło się pomieścić w głowie, że zakonnice zgodziły się zamieszkać pod jednym dachem z najbardziej odrażającymi fizycznie i moralnie kobietami. Ataki przybierały na sile. Publicznie odradzano wstępowania do zgromadzeń albertyńskich i przepowiadano im rychły koniec”.
Ale skoro mówimy tutaj, że i pośród ludzi pobożnych, a nawet duchownych trafiały się takie postawy, to trzeba też przypomnieć, że wielkie starania, aby zakończyć te przykrości względem Brata Alberta i jego dzieła podjął kardynał Dunajewski, który nie tylko pisał i wysyłał liczne pisma oficjalne, ale nawet sam osobiście próbował przekonać różne wybitne, a nieprzychylne albertynom osobistości, że wszystko, cokolwiek Brat Albert czyni, czyni za jego wiedza i aprobatą.

Zakazy kontra serce
Oprócz problemów zewnętrznych nie brakowało również trudności w samej ogrzewalni. Oczywiście najwięcej kłopotów sprawiali pijacy. „Przychodzili czasem o własnych siłach, ale bywało i tak, że przywożono ich w stanie całkowitego zamroczenia. Bracia powodowani litością przyjmowali ich, lecz żeby awantury przez nich wywołane nie zakłócały spoczynku nocnego innym na sali, lokowali ich w oddzielnej komórce, aż do chwili wytrzeźwienia. Regulamin w ogrzewalni zabraniał przyjmowania kogokolwiek po godzinie dziewiątej wieczorem. Przepis ten był zawsze honorowany, gdy dyżur pełnił którykolwiek z braci. Sytuacja ulegała zmianie, kiedy spóźniony maruder dobijał się w obecności Brata Alberta. Drzwi mimo zakazu otwierały się niezależnie od stanu, w jakim nadprogramowy gość się znajdował” Zdarzyło się raz, że pewien człowiek upojony alkoholem awanturował się i wyrządził duże szkody i jeden z braci bardzo nad tym ubolewał. Brat Albert najpierw wysłuchał jego utyskiwań, a później powiedział: „Lepiej się stało, że ów pijak do nas przyszedł, bo mógłby w takim stanie gdzie indziej zabić siebie, lub kogo innego, a tak tutaj wyszalał się i uspokoił. Szkoda, jaka u nas wyrządził, niczym jest wobec tego, co mógł gdzie indziej nabroić”. Takich interwencji Brata Alberta musiało być bardzo wiele. Znana jest choćby i taka sytuacja, w której pewien biedak zastąpił mu drogę i poprosił o ubranie. Brat Albert odesłał go do przełożonego, ale biedny człowiek stwierdził, że już tam był i został odesłany z kwitkiem. Wówczas Brat Albert po powrocie do domu nakazał przełożonemu wydać ubranie biedakowi, który o nie prosił. Przełożony stwierdził jednak, ze nie powinni mu nic dać, bo to notoryczny pijak, który nie zasługuje na wsparcie. W odpowiedzi usłyszał takie słowa od Brata Alberta: „Brat nie wie, co mówi, my tu nie pijakom służymy, tylko Chrystusowi. Tak mogą mówić ludzie na ulicy - proszę odprawić pokutę”.
O ile problemom zewnętrznym pomógł zaradzić niezastąpiony kardynał Dunajewski, to w problemach wewnątrz domu związanych z pijaństwem bardzo pomocne okazały się... przedstawienia. Jak pisze Elżbieta Dębicka w oparciu o relację samego Brata Alberta, choćby odegranie przez jednego z robotników scenki, w której walczy ze sobą, aby nie sięgnąć po stojącą na stole flaszkę, już prawie ulega, ale się odwraca, później znowu ulega, chwyta butelkę podnosi do ust, a potem nagle ciska nią o podłogę, wywoływało aplauz u bezdomnych widzów, a nawet płacz u niektórych. I wydaje się, że takie przedstawienia miały większy efekt, niż kazania i morały. A Brat Albert korzystał ze wszystkich możliwych środków.

tekst ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!