TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 08:14
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czegoś tu nie rozumiem

Czegoś tu nie rozumiem

Tak niewiele czasem wystarczy, by powstało nieporozumienie. Czy komunikacja między ludźmi jest możliwa?

Wchodzę do apteki. Czyżby kolejka? Oglądam szeregi kolejnych cudownych leków. I nagle dostrzegam ulotkę. Drukowane litery krzyczą: RUTYNA. Udawać, że nie widzę, chować się czy uciekać? Kto chociaż raz widział japońskie reklamy, ten wie, że Azjaci potrafią wypromować nawet chrupki za pomocą sztucznego psa na patyku. Ale ulotkę o monotonnym życiu widzę... pierwszy raz w życiu. Czytam. Biodostępne flawonoidy, cząsteczka, która składa się z kwercetyny. Coś tu nie gra. Niewykluczone, że to moja znajomość ze skomplikowaną chemiczną terminologią. I właśnie uświadamiam sobie, jak niewiele czasem wystarczy, by powstało nieporozumienie. A jednak akt komunikacji wciąż jest możliwy tylko wówczas, gdy nadawca i odbiorca posługują się tym samym kodem. Chociaż tyle. Podczas pobytu w jednej ze szkół w Ugandzie Marie Phillips uczestniczy w dyskusji z rodzicami, nauczycielami i członkami rady uczniów. Cel? Założenie szkoły, która byłaby przyjazna dla dziewcząt. Dyskryminacja uczennic i ich molestowania nie należą do rzadkości. Co gorsza, odpowiedzialność leży w rękach pokrzywdzonych, nie oprawców. Jeden z ojców aktywnie włącza się do rozmowy. Szkoda, że obstaje za estetycznymi mundurkami i kwiatami w miejscu nauki; bo przecież kobiety uwielbiają piękno. Proponuję zapoznać się z publikacją „Urodziłam się dziewczynką”, pani Phillips jest jedną z autorek zbiorowej pracy. Czy każdy przypadek wzajemnego niezrozumienia przypomina powyższy? Nie, oczywiście, że nie. Ale czy ten przykład jest odosobnionym wyjątkiem?
Robert Gliński, reżyser filmowej wersji „Kamieni na szaniec” stwierdził, że młodzież po prostu nie przyjmuje tego, co ktoś próbuje jej usilnie wpajać. Uśmiecham się zadowolona, mrużę oczy i potakuję głową z niezachwianym uznaniem, ostatecznie nie jestem jeszcze taka leciwa. Nawet ośmielił się nazwać kultową powieść Kamińskiego „zmitologizowaną historią polskiego harcerstwa”. Patrzę jak zamroczona. Przecież Szare Szeregi, przecież Warszawskie Powstanie, przecież przesłuchanie Jana Bytnara w siedzibie Gestapo, … co to za pomysły? Jaka mitologia? Tymczasem sam Tadeusz Zawadzki podkreślił, że autor pozwolił sobie na pewną dozę idealizacji postaci; na autentycznych fundamentach zbudował opowiadanie, które miało stać się otuchą dla harcerzy po przedwczesnym pożegnaniu z przyjaciółmi, oraz dla wszystkich Polaków zmordowanych okupacją. Taką relację przekazują Jan Rossman i Anna Zawadzka w książce „Tadeusz Zawadzki Zośka”. Czyli co, czyli kolejna bajka dla spragnionej pocieszenia polskiej masy? W żadnym razie. Reżyser niejednokrotnie zaznaczał, iż zależało mu na wydobyciu możliwie jak największej garści szczerego autentyzmu z młodych bohaterów. Patrząc na postaci wielkie, heroiczne, odczuwamy podziw, dumę i inne piękne emocje; zdarza się również, że natłok patosu utrudnia identyfikację z sylwetkami godnymi naśladowania. Zresztą, czy my, mieszkańcy kraju nad Wisłą, nie mamy skłonności do pompatycznej przesady we krwi? Przed oczami rysuje mi się okres kultury sarmackiej jak malowany. Tak, Sarmaci… Nobla temu, kto zdoła mi (sensownie!) wyjaśnić, dlaczego lud pochodzenia irańskiego, który osiedlił się w dorzeczu Wołgi, zyskał miano wręcz charakterystycznej formy nieuchwytnej polskości. Nic wspólnego ze Słowianami nie miał. Może ktoś próbował w ten niejasny sposób udowodnić, że nasz naród wywodzi się ze starożytności? Może komuś zależało na zaznaczeniu autorytetu przodków? Trudno powiedzieć. Jeszcze trudniej zrozumieć. No i co się może stać? Już Wyspiański w „Weselu” demonstrował skutki ślepej fascynacji czymś, czego się nie rozumie. Idea leczenia delikwentów-inteligentów chłopomanią zawiodła. Dekadencja wśród artystów Młodej Polski wcale nie zniknęła, a ja do dziś pamiętam fragment, w którym Radczyni troskliwie pyta Kliminę o siewy w środku listopada. Chociaż swoją drogą, całe dzieło przez wielu odbiorców jest uznawane za nieporozumienie, dopóki nie sięgną po opracowania i objaśnienia. Przyznaję, że i mnie się one przydały.
Miałam kiedyś przyjemność usłyszeć, jak profesor Stanisław Czesław Kurdziel omawia temat bagaży dziedzictwa. Jak wyjaśnia, że rodzimy się w jakimś kontekście, np. kulturowym, z którym jak najbardziej możemy polemizować, ale na który raczej nie możemy wpłynąć. Szczególnie spodobał mi się model dziedzictwa przedstawiony za pomocą jabłoni, której korzenie sięgają głęboko pod ziemię, tak jak kręgi pobliskiej studni. Owoce rosną i dojrzewają dzięki wysiłkowi korzeni, ale jeśli czerpią wodę z zatrutego źródła… - niezwykle obrazowe ujęcie sprawy. Na (nie)szczęście, nawet jeśli w drodze życia zdecydujemy się zrezygnować z niesienia fragmentu bagażu, jego ślad w nas zostanie; ale postrzeganie wpływu, jaki wywarł czy wciąż wywiera, zależy od podejścia, punktu widzenia. Z tego wynikałoby, że prawda, a raczej wersja prawdy, istnieje tylko dla tych, którzy zgodziliby się z konkretnymi założeniami, punktami widzenia. A dla osób, które niniejszych założeń by nie przyjęły, ta konkretna forma prawdy nie istnieje. Ludzie boją się nowości, a jednocześnie chętnie zgłębiają nieznane kwestie. Lepsze poznanie danego problemu pozwala kontrolować swoje życie, przynajmniej pozornie. Jednak nierzadko okazuje się, że nawet dokładne zbadanie i zrozumienie zagadnienia nie przynosi wewnętrznej harmonii. Ktoś mógłby się spodziewać, że skoro pojął to, na czym mu zależało, to teraz może czuć się szczęśliwy. Może, lecz co będzie, jeśli nie osiągnie upragnionego poczucia spełnienia? Gniew, frustracja, żal? Zaskoczenie, motywacja, chęć ponownego podjęcia wyzwania? Mamy prawo osobiście się o tym przekonać i przekonujemy się wielokrotnie. Pytanie tylko, czy w ferworze prób lepszego zrozumienia świata, sprawdzania siebie oraz różnorakich wersji prawd, zdążymy odkryć i utrzymać piękno bliskości z Tym, który naprawdę jest drogą, prawdą i życiem.

Tekst Oliwia Wachna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!