TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 14:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Camino de Santiago - Dzień XXV

Camino de Santiago

Dzień XXV - Miraz - Sobrado dos  Monxes 

Jak pamiętacie, jestem w Miraz, w którym nie było dla mnie miejsca w albergue, choć jak wspomniałem dla mnie powinno ono być z definicji. Dlaczego? Otóż, dlatego, że w Miraz schronisko mieści się w dawnym budynku plebanii i żartując, domagałem się, aby znalazło się w nim miejsce dla księdza, czyli dla mnie, zwłaszcza, że znalazło się ono „dziwnym trafem’’ dla kilku Polek, które w kolejce stały za mną. Nie wracałbym już do tego faktu, gdyby nie reakcja dwóch nauczycielek z północy Polski, które również nie „załapały się” na nocleg w albergue, na moje biadolenie, że jestem księdzem i powinienem spać na „plebanii”. Beata i Jadźka, bo tak się one nazywały, mało nie umarły ze śmiechu na wiadomość, że jestem księdzem. Fakt, nie szedłem w stroju duchownym, ale żeby aż tak trudno było uwierzyć w moje kapłaństwo?

- Jak ty jesteś księdzem, to ja jestem kaczor Donald – mówiła jedna z nich ze śmiechem.

- Księża są tacy jak my, nauczyciele, mają zawsze ten sposób mówienia pełen przekonania o własnej racji – mówiła druga – a ty... no, raczej nie masz nic ani z księdza, ani z nauczyciela.

Nie pozostało mi nic innego jak pokazać mój celebret, czyli właściwie legitymację kapłańską, no i... szczęki im opadły. Ostatecznie noc spędziłem z kilkudziesięcioma innymi pielgrzymami „na glebie” w salce należącej do Urzędu Gminy, czy czegoś w tym rodzaju, a przy okazji poznałem grupkę bardzo sympatycznych scoutów z Portugalii, którzy podzielili się ze mną gorącym posiłkiem przygotowanym na ognisku w pobliskim lesie (prawdziwi skauci!). Na drugi dzień postanowili wyjść na szlak o... 3.00 rano (!), ponieważ jak stwierdzili, od kilku dni śpią na podłodze i chcą wreszcie „załapać się” na normalne łóżko, bo gonią resztką sił. Zanim zasnę przeczytam jeszcze sms od Martyny: jest lekko załamana, ponieważ Marta jednak zostawiła ją na noclegu, a sama poszła dalej, aby być prędzej w Santiago... A przecież obiecała mi, że nie zostawi Martyny! Na szczęście, zostało już tylko kilka dni. „Mam nadzieję, że w życiu nie jest jak na Camino, bo tu wszyscy mnie opuszczają” – napisała Martyna; szkoda, że ma takie doświadczenia. Ja bardzo chciałbym, aby w życiu BYŁO jak na Camino, aby wystarczyło to, co esencjonalne, aby być otwartym na innych i czuć się zawsze w rękach Boga, najbardziej komfortowa sytuacja na świecie...

Kiedy budzę się jak zwykle około 5.30 Portugalczyków rzeczywiście już nie ma, a John, Amerykanin z Pensylwenii właśnie wychodzi. Żegnam się z nim, ale być może spotkamy się na kolejnym noclegu. Początkowo trasa jest dość trudna, jest kilka długich podejść i czasami trudno się połapać w oznaczeniach szlaku, ale tak naprawdę to przecież zaledwie 24 kilometry. Cieszę się, że wczoraj zdecydowałem się dojść aż do Miraz i dlatego dzisiaj idzie się zupełnie bezstresowo, tym bardziej, że albergue w Sobrado dos Monxes jest dość spore. Tak naprawdę jest to potężny zespół klasztorny, prześliczny, choć mocno zaniedbany, którego początki sięgają dziesiątego wieku. Od 1142 roku w klasztorze tym mieszkali cystersi, ale z pierwotnej romańskiej części pozostała tylko kaplica św. Magdaleny, sala Kapitulna i kuchnia, natomiast mocno zrujnowany kościół to już barok z XVII w. W jednym z krużganków zwanym Krużgankiem Pielgrzymów, w dawnych stajniach mieści się albergue. Cały obiekt jest dziś w opłakanym stanie, ponieważ w XVIII wieku burza zawaliła fasadę kościelną i klasztor podupadał coraz bardziej aż... zbankrutował i na początku XIX wieku cystersi opuścili to miejsce, które służyło później jako... kamieniołom z materiałem do budowy! Cystersi powrócili tu w 1966 roku i powoli próbują przywrócić klasztorowi dawny blask.

Dzięki temu pielgrzymi mogą uczestniczyć w niesamowitych nieszporach śpiewanych przez cystersów każdego popołudnia. Przyznam, że również Eucharystia, którą samotnie sprawowałem w najstarszej romańskiej kaplicy była dla mnie wielkim przeżyciem. A w ogóle to dzisiaj się wyspowiadałem i posłużyłem tym sakramentem także kilku innym osobom. Czuję, że się wyciszam, Santiago jest tak blisko, zaledwie 58 kilometrów. Dwa dni marszu. W Sobrado spotykam wielu starych znajomych: jest Antonio z Wenezueli i Hiszpan Javier z Madrytu, którzy podjechali pociągiem, dotarła też na nogach Iron Marta (zapewniając mnie, że z Martyną wszystko ok), dla nich zabrakło miejsca na łóżkach w dawnych stajniach: będą spać w sali Kapitulnej na materacach. Też fajnie! A ja mam łóżko! Mówiłem Wam? Portugalczycy i John również. A propos Johna, cały wieczór go obserwuję, widzę jak SZUKA swojej drogi. Dzisiejszy dystans pokonał w nieco ponad 4 godziny! Chciał być sam. Widzę jak się modli, bierze udział również w nieszporach. Nie wiem, czy się jutro zobaczymy, dlatego wręczam mu obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej. Resztę niech zrobi Ona.

Pielgrzym

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!