TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 03:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Camino de Santiago - Dzień XIII

Camino de Santiago - Dzień XIII

San Vicente de la Barquera - Llanes

Wiadomości, że z naszego albergue nie można wyjść przed 7.00 okazały się być nieprawdziwe. W różnych przewodnikach, zwłaszcza tych internetowych, gdzie pielgrzymi mogą zamieszczać swoje komentarze, czasami znajdujemy opinie bardzo negatywne o różnych albergue, a zwłaszcza na temat hospitalleros. Nie zawsze okazują się one być aktualne, ponieważ hospitalleros zmieniają się często, nieraz nawet co tydzień i tak naprawdę nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Ale akurat w San Vicente Sofia i Louis są chyba na stałe, a są to starsi ludzie, którzy – moim zdaniem – mają kompleks albergue w Guemes. Dlaczego tak myślę? Ponieważ każdego, kto przychodzi pytają, czy spał w Guemes, a kiedy pada odpowiedź twierdząca, bardzo chwalą wspaniałą rodzinną atmosferę tamtejszego albergue. I uważam, że oni też taką atmosferę próbują wytworzyć, niestety z marnymi skutkami, ponieważ robią to na siłę, domagają się dodatkowych opłat za wspólną kolację i śniadanie, do których niemal przymuszają wszystkich. Przytoczę tu dwie opinie na temat albergue w Guemes, które przeczytałem w internecie, a które w pełni potwierdziła Ola, która tam nocowała:   R-E-W-E-L-A-C-J-A! Warto byłoby iść na camino choćby po to, żeby tam trafić! Atmosfera przede wszystkim, gospodarze, klimatyczne domki, czyste łazienki, warto pukać tam choćby i bardzo późno, znajdzie się miejsce - to komentarz Kaji i Krzyśka, a pewien Maciej napisał tak: Albergue -donativo, koce, wspólna kolacja, śniadanie!, fantastyczni hospitaleros, jedyne takie na trasie... Polecam!!! I tak mniej więcej pisze się i mówi o albergue w Guemes (i tym bardziej wzrasta moja złość, że ja tam nie nocowałem, a z drugiej strony chęć, by raz jeszcze kiedyś przejść Camino del Norte ;-) A wiecie co się mówi o albergue Sofii i Louisa? Dzisiaj rano udało mi się wyjść o 6.00, jeszcze przed śniadaniem, więc dopiero później dowiedziałem się o „aferze“, która miała miejsce już po moim wyjściu. Wczoraj poznałem w albergue Enrique z Barcellony, który jest świeckim misjonarzem jakiejś wspólnoty ewangelickiej. Rok temu przeszedł Camino szlakiem francuskim, a w tym roku przemierza rowerem szlak północny (tak przy okazji, jest bardzo rozczarowany: myślał, że na rowerze będzie lepiej, szybciej i łatwiej, a tymczasem okazało się, że ból pewnej części ciała jest nie do wytrzymania dla kogoś, kto nie jeździ rowerem na co dzień… To taka przestroga dla wszystkich, którzy myślą, że na rowerze jest łatwiej). Kiedy dogonił mnie na trasie, opowiedział mi jak po śniadaniu hospitallero Louis się skarżył, że dodatkowe dobrowolne opłaty za kolację i śniadanie są zbyt małe, w związku z czym kilku nocujących pielgrzymów ostentacyjnie odeszło od śniadania, a jeden Fin, który w tym albergue kończył swoją przygodę z Camino, zapytał wręcz, czy opłaty są donativo czyli dobrowolne, a gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą, powiedział, że nie zapłaci ani jednego centa. Trochę mi szkoda Sofii i Louisa, ale cóż, na siłę atmosfery nie da się wytworzyć. Dobrze, że nie czekałem na śniadanie, zwłaszcza, że San Vicente de la Barquera przed świtem wyglądało zjawiskowo, nawet rudy kot naszych gospodarzy kontemplował piękny widok!

Dzisiaj około 40 kilometrów, wchodzę do Asturii i sądząc po ilości przebytych kilometrów, jest już z górki! Czyli mniej więcej połowa trasy za mną i czuję się świetnie! Dzisiaj dużo myślę o przyjaźni, może dlatego, że wczoraj mieliśmy dostęp do internetu i mogłem odpowiedzieć na maile, które nagromadziły się w mojej skrzynce. Przypomina mi się główny bohater „Zwierzeń clowna“ Heinricha Bolla, który zakochany w pewnej kobiecie próbując zrozumieć, co tak bardzo go z nią połączyło, dochodzi do wniosku, że była to wspólna modlitwa. Mam dokładnie takie same odczucia: jest coś niesamowitego w przyjaźniach z osobami, z którymi wspólnie się modliłem i nie chodzi mi o bycie razem na Mszy Świętej. Wracam myślami do poznanej na szlaku Oli, która poprosiła mnie o wspólną modlitwę słowami Anioła Pańskiego. Już wiem, że ilekroć będę się tą modlitwą modlił, będę też pamiętał o Oli i ją również polecał Panu Bogu. Nic tak nie łączy, jak wspólna modlitwa i trafia mnie szlag, kiedy dwoje ludzi prosi o ślub kościelny, a nigdy razem się nie modlili…

Dzisiaj podczas trasy jestem bardzo radosny i dużo śpiewam. Na głos. Ten fakt pozwala wam zrozumieć, że idę głównie sam, choć często widzę Martę, Martynę i Juana. Ale śpiewam w samotności, bo nie chcę sprawiać nikomu bólu ;-) Po dziś dzień pamiętam słowa mojego świętej pamięci brata Piotrka, kiedy brałem do ręki gitarę: „Andrzej jak chcesz, żebym cierpiał to złam mi rękę, ale proszę cię, nie śpiewaj!“ Myślę, że inni pielgrzymi dość się nacierpią i bez słuchania mojego śpiewu. A śpiewam głównie dla Matki Bożej, bo ciągle nie mogę się nadziwić, że idę pieszo, pielgrzymuję i… nie do Niej.

Po około 40 kilometrach dochodzę razem z Martą i Martyną do Llanes. W tym mieście praktycznie nie ma klasycznego albergue dla pielgrzymów, więc zatrzymujemy się w hotelu, 15 euro od osoby i dzwonimy do Juana, aby do nas dołączył, wtedy będziemy razem w pokoju. Co za luksus: jeden prysznic i tylko cztery osoby! Juan jest nieco spóźniony, ponieważ… zatarł się! Tak, tak! Ten wysportowany Juan, bombero (strażak), który codziennie rozciąga się i masuje przez minimum pół godziny. Jest bardzo śmiesznie, kiedy opowiada nam o dolor de culo, czyli o bólu wiadomej części ciała, a my się pokładamy ze śmiechu, bo jest w tym strasznie pocieszny, zwłaszcza kiedy pokazuje nam jak chodzi z powodu rzeczonego dolor de culo ;-) Później jednak dyskusja schodzi na poważniejsze tematy. Juan mówi, że jest wierzący, ale nie mieści się w Kościele, bo on lubi seks, a Kościół mu zabrania. Ponieważ jego angielski jest nawet gorszy niż mój (naprawdę!) w pewnym momencie w sukurs musi nam przyjść Marta. Pamiętacie, że Marta jest osobą niewierzącą i było coś pięknego, kiedy z wielkim zaangażowaniem tłumaczyła na hiszpański moje wyjaśnienia, dlaczego Kościół ma taką, a nie inną wykładnię moralności. Była naprawdę przekonująca ;-) Kto wie, może coś z tych racji zostanie również w jej sercu…

Pielgrzym

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!